Rozdział 31

348 23 2
                                    

Boisko do quidditcha, Hogwart – pół godziny po północy, kilka strasznych i długich minut później

James Potter

Czy James się bał? Trudne pytanie. Nie chciał się bać, przecież był dorosłym, silnym mężczyzną. Do tego mądrym czarodziejem i człowiekiem, który przeszedł w życiu dużo. Nawet uwięzienie i odizolowanie od świata na czternaście lat. Ale to, co zobaczył przed chwilą, odebrało mu wszystkie chęci do życia. Był zrozpaczony, ale jednocześnie bardzo wstrząśnięty.

Kucnął przy synu. Harry leżał nieruchomo na ziemi, cały we krwi. Był nieprzytomny, nie reagował na żadne słowa skierowane do niego. Co chwilę sprawdzał jego oddech. Teraz już nie mógł umrzeć. Nie w tym momencie, kiedy został właśnie znaleziony. Na szczęście oddychał spokojnie, ale głęboko. Żył.

James nie wiedział, co się tutaj wydarzyło. I wolał nie wiedzieć. Nie spodziewał się, że odnajdzie Harry'ego pod peleryną niewidką. Wziął magiczny przedmiot do ręki. Tak, to była jego własna peleryna niewidka, którą kiedyś dostał w spadku. To wyjaśniało wszystkie zagadnienia: jego syn nie zaginął. To było pewne. Po prostu leżał pod peleryną bez świadomości. Zrobiło mu się głupio. Jak mógł o tym nie pomyśleć? Naraził własnego syna na śmierć!

Było tyle pytań, na które jeszcze nie znał odpowiedzi. Ale dlaczego Harry użył peleryny podczas meczu? Pewnie dlatego nie był widoczny przez cały czas. Ale jaki był tego powód? I co stało się, że nagle był tak mocno ranny?

Jego rozpacz przerwały odgłosy głośnej rozmowy. Eveline wróciła? Sprowadziła kogoś do pomocy? Na szczęście od razu zobaczył córkę idącą szybkim krokiem w jego stronę. Zaraz za nią podążała profesor McGonagall. Nauczycielka była ubrana w różowy szlafrok, na który szybko zarzuciła płaszcz. Najwyraźniej została zerwana ze snu.

- Merlinie! – wykrzyknęła profesor, gdy tylko się zbliżyła. – Jamesie, co tu się stało?

- Nie mam pojęcia, znaleźliśmy go już w takim stanie. Szybko, musimy coś zrobić.

Eveline stała bez słowa z tyłu. Była bardzo przestraszona, lecz nie odzywała się.

- Jasne, jasne. Damy radę go podnieść? – nauczycielka wydawała się przerażona.

James od razu wstał i delikatnie przesunął syna na bok. Zdjął swoją bluzę i podłożył mu pod ciało. Z pomocą McGonagall udało się złapać Harry'ego za pomocą materiału.

- Do skrzydła szpitalnego? – zapytał James.

- Tak! Jak najszybciej. Pani Pomfrey już czeka. Eveline, prowadź.

Mężczyzna razem z profesorką powoli nieśli chłopaka w stronę zamku. James nie miał pojęcia, co mogło się tu stać i czy uda się uratować Harry'ego. Zrozumiał jedno: jego syn miał czasem głupsze pomysły, niż on sam. Kolejny raz omal nie uszedł z życiem.


Skrzydło szpitalne, Hogwart – następnego dnia

Harry Potter

Pierwsze, co poczułem zaraz po odzyskaniu świadomości, był ból. Okropny ból, nie do zniesienia. Bolały mnie wszystkie części ciała, od głowy aż po stopy. Nie byłem w stanie nawet się poruszyć, ani wydać z siebie żadnego dźwięku. Nie wiedziałem, nawet, gdzie jestem, co się stało, ani kto jest obok mnie. Wziąłem głęboki oddech.

- Harry! – ucieszył się ktoś.

- Obudził się? – zapytał drugi głos.

- Niech odpoczywa. Wiele przeszedł. Złamana noga, rozbita głowa i wiele ran na całym ciele. Do tego spory wstrząs.

Czworo Potterów // Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz