30 czerwca 1997rok - Dzień jak codzień spokojnie leżałam i przygotowywałam się na lekcje po nieobecności związanej z chorobą. Dzisiaj były same nudne lekcje.
poniedziałek:
-zielarstwo
-wolne
-Uroki
-obiad
-Studia Mugoli
-Wróżbiarstwo
-Wróżbiarstwo
Dzień minął mi bardzo szybko, na żadnej lekcji nie widziałam ani Harrego ani Dracona- zaniepokoiło mnie to.
Postanowiłam, że przejdę się na Wieże Astronomiczną, byłam właśnie na ostatni schodku, gdy za mną usłyszałam kroki spojrzałam w tył a nikogo tam nie było, więc weszłam wyżej. Spostrzegłam tam Dyrektora Dubledore i Pottera.
-Lily - krzyknęli zdezorientowani.
-Chciał-łam tylko się prze-przewietrzyć - zająkałam się.
-Zabierz ją ktoś tu idzie - szepnął Profesor a Harry złapał mnie za rękę i zaciągnął do
Skrytki pod schodami.
Daj spokój Draco- odpowiedział- jednak biorąc pod uwagę mizerną skuteczność ,chyba nie wkładałe zbytnio zbyt wiele serca
-On mi ufa, sam mnie wybrał- krzyknął przerażony Draco, pokazując mroczny znak.
-W takim razie ułatwie ci to -profesor powoli wyjmował czarną różdżkę, ale draco był szybszy i krzyknął- Expelliarmus- i Draco wyrzucił ją z ręki profesora.
-Bardzo dobrze, bardzo dobrze, nie jesteś sam, są też inni- wypowiedział starzec słysząc chałas na schodach.
-Jak?-spytał
-przez szafkę zniknięć w pokoju życzeń, naprawiłem ją- odpowiedział Dracon
-Niech zgadne, była gdzieś druga identyczna - wypowiedział Dumbledore
-U Borgina i Berksa ,są połączone - odpowiedział blondyn.
-Genialne, Draco kiedyś znałem chłopca, który podobnie jak ty postawił na złą kartę, pozwól sobie pomóc- rzekł
-Nie chce twojej pomocy, nie dociera !- krzyczał chłopak
- Muszę to zrobić, muszę cie zabić, inaczej on zabije mnie- Mój chłopak całkiem się rozkleił, chciałabym tam teraz podejść do niego i mu jakoś pomóc, ale nie mogłam.
Zauważyłam wchodzące postacie w tym Bellatrix.
-Proszę kogo my tu mamy, Doskonale Draco - Kobieta podeszła do Dracona i lekko pocałowała go w policzek .
-Witaj Bellatrix, może przedstawisz mnie swoim przyjaciołom?
- Wybacz, ale mamy raczej niewiele czasu- wysyczała- No dalej.
-Zabrakło mu odwagi tak jak jego ojcu, załatwie to po swojemu- odpowiedział jeden ze śmierciożerców-Draco-krzyczałam biegnąc za Harrym, który goni śmierciożerców.
Przystanęliśmy przy chatce Hagrida. Pani Lastrange wyjęła swoją różdżkę i powoli wypowiedziała - Insendio- Wielka chata wielkoluda zapłonęła ogniem, kobieta zaczęła histerycznie śmiać i skakać z radości.
-On ci ufał! - Wykrzyczał Harry celując w Snape- Sectumsemp- Zaczął wypowiadać zaklęcie ale profesor go ubiegł i krzyknął - Expeliarmus- Okularnik upadł na ziemię kilka metrów dalej.
-Nie używaj
Ja nie ruszałam się z miejsca tylko patrzyłam z przerażeniem w blondyna.
-Lily chodź - pospieszała mnie Pani Malfoy.
-Przepraszam-szepnęłam do okularnika, on się jedynie skrzywił więc ja podeszłam do Narcyzy i przeteleportowaliśmy się do Malfoy Monor.-Ah już jesteście - wypowiedział chłodno Voldemort, kierując swój wzrok na mnie.
-Kto to jest- spytał nie odrywając wzroku.
-To moja córka, Panie - wypowiedział niski ochrypnięty głos. Zawsze bym go poznała to mój ojciec.
-mm ładna, przydałaby nam się taka w gronie, jak masz na imię młoda damo? - spytał
-Lily, Lily Travers- odpowiedziałam ze strachem próbując nie uciec z tego miejsca.
- Jak cię zwą?
- Droga Lily, dąłącz do nas.- powiedział Voldemort ochrypniętym głosem. Wiedziałam, że jak odmówie, to mnie zabiją.
- Dobrze, panie.- zgodziłam się. Przyłożył różdżkę do mojego lewego przedramienia i w mig pojawił się na niej Mroczny Znak.
- Teraz jesteś śmierciożercą.
- Oczywiście, mój panie.- ukłoniłam się.
-możesz iść, ty Draconie też, spisałeś się - wypowiedział bez wahania Czarny Pan i odszedł w stronę wielkiego stołu.
-Lily-wyszeptał do mnie i przyciągnął mnie do siebie czule przytulając.
-Draco, boję się - łzy zaczęły wsiąkać w czarną marynarkę chłopaka.
-Kochanie przy mnie jesteś bezpieczna - głos mu się całkiem załamał, powstrzymywał się aby nie płakać. Razem z Draco poszliśmy do jego pokoju i razem leżeliśmy na łóżku rozmawiając o wszystkim i o niczym. W pewnej chwili ktoś zaczął pukać do drzwi, Draco lekko się podniósł i powiedział aby ta osoba weszła.
-Czarny Pan wzywa Pannę Travers.
Wystraszona podniosłam się i poszłam za Szczurem.
Weszliśmy do gabinetu z czarnymi ścianami i meblami, było tam wielkie masywne biurko za którym siedział Voldemort a przy jego nogach Nagini.
-Panie, wzywałeś mnie- przystanęłam i popatrzyłam na jego bladą twarz.
-Siadaj proszę - rozkazał. - wiem, że bardzo dobrze przyjaźnisz się ze sławnym Potterem - dopowiedział.- Wiesz zapewne o nim wszystko. Otóż planuję zabić młodego Pottera, ale potrzebuje porady od kogoś, kto go zna. Co mi proponujesz?
Serce podeszło mi do gardła.
- Panie, może byś dotarł do Little Whinging, zwabił Pottera do lasu i następnie go zabił?- zaproponowałam z lękiem.
- Wykluczone.- rzekł Czarny Pan niskim głosem. Zamarłam. Nie wiedziałam, co zrobi.- Otóż w Little Whinging i w okolicach tego miasteczka, działa Bariera Krwi. Utworzyła się w momencie zabicia słodkiej Lily Potter. Działa ona dlatego, że Petunia i Lily były siostrami, miały taką samą krew. Jaka szkoda, że jedna nie żyje. Masz jakieś inne propozycje?
- Panie, mam jeden pomysł.- powiedziałam.
- Słucham.
- Jest on ryzykowny i nie ma gwara...
- Do rzeczy, bo cię zabije! - zagroził. Nagini zasyczała.
- Dobrze, panie. Otóż, można przejąć Ministsrstwo Magii i rozkazać poszukiwania Pottera, zakazać wszelkiej wiedzy o młodym chłopaku.
- Dobra myśl.- powiedział Voldemort.- Jest to dobra myśl, ale jak wspomniałaś, ryzykowna i nie ma gwarancji, czy ten plan zadziała. Spróbuję to zrealizować. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Morzesz już iść.
- Dobrze panie.- wstałam i ukłoniłam się.
- A i pamiętaj, nikomu nie mów o tej rozmowie.
- Dobrze, panie.- znowu się ukłoniłam i wyszłam. W tym dniu tyle się dzieje. Śmierc Dumbledore'a, odkrycie mrocznej tajemnicy Malfoya, jakies plany Czarnego Pana, ja jako jego doradca, ja jako śmierciożerca. Za dużo tego na dzisiaj. Poszłam do siebie i położyłam się spać.Wieczorem następnego dnia usłyszałam huk w piętrze niżej. Ubrałam się i zeszłam niżej. Spostrzegłam jak Greyback ciągnie za sobą ciało Pani od Moguloznactwa.
-Ahh wstałaś już droga Lily, siadajcie - rozkazał Voldemort.
Zauważyłam siedzącego na przeciw mnie przestraszonego Piusa Ticknesa.
W tym momencie wszedł Snape.
-Severusie, zaczynałem się martwić że zgubiłeś drogę, chodź zająłem Ci miejsce - zwrócił się w stronę profesora.-Jakie wieści przynosisz?
-To się stanie w przyszłą sobotę, o zachodzie słońca.
-Słyszałem co innego, mój panie, dopisz wygadał się że Pottera nie będą chcieli przenieść wcześniej niż 30 dzień przed jego urodzinami.
-To jest fałszywy ślad, aurorzy nie zajmują się obecnie ochroną Harrego Pottera, jego przyjaciele podejrzewają że infiltrujemy Ministerstwo.
-Jasne i mają rację
Śmierciozercy zaczęli się śmiać.
-Co ty na to Piusie - spytał Voldemort.
-Ludzie różne rzeczy mówią, ale gdzie leży prawda tego nie wie nikt.
-Ha mówisz jak prawdziwy polityk, widzę że będziesz dla nas bardzo przydatny, dokąd mają zabrać chłopaka?
-W jakieś bezpieczne miejsce może do domu kogoś z zakonu Feniksa, w podróży będą go chronić na wszelkie sposoby, a w kryjówce nie będzie możliwości żeby go zgładzić.
-Panie mój, ja chętnie wykonam te zadanie, chce zabić chłopaka - Wtrąciła się Bellatrix. Zza grubych ścian usłyszałam krzyki jakiegoś mężczyzny.
-Glizdogon, miałeś pilnować żeby goście zachowywali się cicho. - wrzasnął Czarny Pan
-Tak mój panie, już idę mój panie.
Glizdogon odszedł w stronę lochów.
-Fascynuje mnie twoja rządza krwi Bellatrix, ale to ja musze zabić chłopaka, jednakże istnieje pewna drobna komplikacja, moja różdżka i Pottera mają takie same rdzenie. One są w pewnym sensie bliźniacze, więc zranić się możemy ale zabić niestety nie, jeśli mam go unicestwić muszę to zrobić różdżką kogoś innego.
Powoli zaczął kierować się w moja stronę.
-Co, żaden ochotnik się nie objawi, to może ty Lucjuszu.
-Panie, Panie-Zaczął skomleć Pan Lucjuszu.
-Oddaj mi swoją różdżkę.
Lucjuszu wyjął różdżkę i oddał ją Voldemortowi.
-Dobrze wyczuwam wiąz- złamał końcową ozdobę różdżki- A jaki rdzeń?
-Włókno smoczego serca,Panie
-Włókno smoczego serca? - Czarny Pan rzucił ozdobę którą wcześniej złamał.
Wycelował w stronę Pani Charity Burbage i przeniósł ją centralnie nademnie.
-Dla niezorientowanych, informuję, że odwiedziła. Nas dziś Charity Burbage, która do niedawna uczyła w szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, specjalizowała się w naukach mugolskich,- śmierciożercy zaczełi się śmiać- Profesor Burbage wierzyła, że mugole niewiele różnią się od nas, radziła aby czarodzieje zmieszali się z nimi- Bellatrix wydała dźwięki imitujàce wymioty- Dla niej zmieszanie krwi magicznej i mugolskiej bynajmniej nie jest obrzydliwe, wręcz porządne.
-Severusie, Severusie byliśmy przyjaciółmi - kobieta spojrzała i na mnie i na Draco.
-Avada Kedavra - ciało kobiety spadła prosto przede mną poczułam dotyk na mojej ręce był to Draco.
-Nagini, kolacja.
Wąż zaczął kierować się w stronę truchła. Wgryzł się w jej kark i zaczął pożerać profesor Burbage moja twarz momentalnie pobladła.
-Możecie odejść - wypowiedział dumnie Voldemort.
Jako pierwsza wstałam z krzesła i odeszłam.
=Pov Harry=
-Lily nas zdradziła, jest śmierciożercą- krzyczałem wkurzony.
-Harry może ona to zrobiła aby się dowiedzieć co knuje Voldemort - odpowiedziała spokojnie Hermiona.
-Jak ty możesz być spokojna, na pewno zdradziła - wypowiedział Ron.
Wziełęm kolejne Listy od Lily i zaczęłem je kolejno palić...
CZYTASZ
The Boy don't know love
FanfictionCo się stanie, gdy dwie różne osobowości, o dwóch różnych charakterach, o różnych poglądach połączy miłość..... [zakończone]