28.Krwawe Miesiące

8 3 0
                                    

Przeleteportowałam się do jakiejś małej wioski o nazwie Saint-Requel, było tu bardzo mało domów. Była tu pobliska karczma więc właśnie tam poszłam. Zamówiłam ciepłe piwo aby się ogrzać i usiadłam przy małym kominku, chwilę później podeszła do mnie niska blondynka o niebieskich oczach i cienkich rysach arystokratycznych, wyglądała na niewiele straszą ode mnie.
-Ty też uciekasz prawda? - spytała, miała podobny głos do Astorii tylko odrobinę niższy.
-Skąd wiesz? - odpowiedziałam pytaniem.
-Wisiały zdjęcia z twoją twarzą, jesteś poszukiwana - odpowiedziała mi spokojnie.
-Ty też uciekasz? - spojrzałam na dziewczynę.
-Tak już 3 dzień, przepraszam nie przedstawiłam się, jestem Daphne Greengrass siostr- wspomniała.
-Siostra Astorii, ahh, Lily Travers - przedstawiłam się podając rękę.
-Znasz Astorię? - widziałam zaciekawienie na jej twarzy.
-Tak, zabrała mi chłopaka, ale nie mówmy o tym szkoda gadać - machnęłam ręką i upiłam trochę piwa.
-Może skoro obydwie uciekamy i jesteśmy poszukiwane, to może razem byłoby łatwiej.
-Dobry pomysł, musimy się zbierać zapewne będą nas tu niedługo szukać - Zabrałam swoje rzeczy i poczekałam na Daphne przed karczmą,było bardzo spokojnie.

18 Września chata w lesie.
-Lily wstawaj, wstawaj - obudził mnie krzyk przerażonej Daphne , podniosłam się z poduszki i spojrzałam na dziewczynę.
-coś się stało?
-Voldemort, on tam jest!- krzyczała po cichu. Otrząsnęłam się i w kilka minut ubrałam jakieś ciuchy, w tym czasie blondynka pakowała nasze rzeczy.
Pod koniec pakowania po całej chacie rozniosło się silne pukanie do domu. Spojrzałam się na Dafne, ona na mnie nie wiedziałyśmy co robić.
-Ja ją zabije, tyle na to czekam - usłyszałam piskliwy głos Astori przy drzwiach. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić drzwi rozsypały się a ślizgonka weszła przez otwór.
-No witam, witam moja siostrzyczka też tu jest- Zakpiła Astoria.
-Daphne  uciekaj - szepnęłam w stronę mojej przyjaciółki która stała za mną.
-Nie opuszczę cie - złapała mnie za rękę i podeszła bliżej.
- Odejdź od niej Daphne , to jest szlama - wrzasnęła wkurzona młodsza Grengrass.
-To ty nas zostaw w spokoju- od syczała dziewczyna obok.
Usłyszałam jak Astoria rzuca jakieś zaklęcie w moją stronę, więc ja wyjęłam szybo różdżkę aby spróbować ją rozbroić ale nie udało mi się, bo z całą mocą upadłam na podłogę z hukiem. Bolał mnie każdy centymetr mojego ciała.
-Kurwa, Astoria miałaś ją tylko zabić, a nie jeszcze torturować - w moich uszach rozbrzmiał znajomy mi niski, zimny głos.
-To zawsze była ona- szepnęłam próbując wstać z podłogi.
-Lily, nic ci nie jest - wystraszona Daphne pomogła mi się podnieść.
-Jak miałoby nic jej nie być jak dostała crucio i zaraz umrze - Astoria śmiała się w moją twarz.
Ja nawet się nie wzruszyłam tylko zebrałam różdżkę i jak najszybciej złapałam za rękę Daphne, aby uciec od śmierciożerców. Już gdy miałam się przenosić poczułam silny ból w podbrzuszu, zaciemniało mi się przed oczami. Znaleźliśmy się w jakimś lesie widziałam tam namiot niedaleko mnie później zasnęłam.

Kilka dni później....

Obudziłam się z obolałą głową w jakimś pomieszczeniu, podniosłam się z łóżka aby po chwili upasc. Nie miałam wogule siły na nic, spróbowałam znowu się podnieść tym razem mi się udało.
-Lily obudziłaś się - Brunetka zarzuciła mi ręce na szyję i mnie uścisnęła, nie wiedziałam co ona tu robi.
-He-hermiona co ty tu- wypowiedziałam, a dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
-przeniosłaś się tu razem z Daphne później zemdlałaś, miałaś odłamki szkła wbite w brzuch wyjęłam Ci je i opatrzyłam ranę.
-Dziękuję Hermiono- uśmiechnęłam się mimo wolne. Do namiotu weszły jeszcze 3 osoby: Harry, Ron i Daphne .
- Jak cię czujesz? - spytał okularnik.
-przyniosłam dla ciebie maliny, chyba się nie otrujesz - Daphne zaśmiała się.
-Daphne musimy iść - wydusiłam wstając z łóżka, dotykając mojego brzucha poczułam materiał to pewnie był opatrunek który mi założyła Hermiona.
-Nie możesz teraz odejść jesteś ranna - Harry zatrzymał mnie pryz wyjściu z namiotu.
-puść mnie - przesunęłam go przy pomocy siły i później razem z Daphne przenieśliśmy się pod Londyn
Postanowiłam znowu odwiedzić mój dom w Walton On The Will. Chałupa wyglądała jak zawsze: stara, niska, długa ze starymi oknami. Wyglądał zupełnie niewinnie jednakże wewnątrz skrywał wiele mrocznych tajemnic. Od teraz pewnie służył za magazyn zwłok. Można też rzec, że służy jako dom egzekucyjny i karniczy. Na podłodze były ślady zaschniętej, zakrzepniętej krwi. W kącie leżała mała sterta martwich ciał niewinnych ludzi, mordowanych za swoje mugolskie pochodzenie. Nie byłam wczesniej na poddaszu domu, poniewaz złapani mnie. Tym razem nie byłam sama, bo była Daphne. Byłysmy bezpieczniejsze we dwójkę. Weszłyśmy do środka, ja podparta o Daphne. Kuchnia słuzyła za następny magazyn. Nie chciałam iść do łazieki, ponieważ wiedziałam jaki widok mnie powita. Spodziewałam się. Poszłyśmy do górę, to co zobaczyłyśmy, to się nam nie odwidzi. Na podłodze TYLKO W KORYTARZU leżało z 50 zmarłych. Zaczęłam panikować.
- AAAAA... CO TU SIĘ STAŁO?!- zaczęłam panikować.
- Lily, uspokój się.- uspokajała mnie Daphne.
- ILE TU LUDZI ZMARŁO..
- Lily...
- A JESLU DALEJ BĘDA MASOWO ZABI....
- Lily..
- A JESLI TUTAJ COS JESZCZE GORSZEGO SIĘ WYDARZ...
- Lily...
- A HESLI TYCH LUDZI DEMENTORZY ZAATAKOWALI, ZŁOŻYLI SWÓJ PICAŁUNEK, A CO JESLI TORTULOWALI ICH?!
-ZAMKNIJ KURWA TEN PIERDOLONY RYJ DO KURWY NĘDZY. JAK NIE PRZESTANIESZ SIĘ WYDZIERAĆ TO NAS ZNAJDĄ I ZAJEBIĄ NA MIEJSCU!- wykrzyczała Daphne.
- Wychodzimy z tąd.- szepnęłam przestraszona.
Wyszłyśmy z tego cholernego domu. Przeteleportowałyśmy się do jakiegoś lasu. Usiadłam na jakimś kamieniu. Wszystko mnie bolało. Cały brzuch i nogi. Daphne podeszła do mnie.
- Vulnera sanantum, vulnera sanantum, vulnera sanantum.- Mówiła. Wszyskie rany zniknęły, ale dalej bolało,, lecz nie w takim natężeniu co wcześniej. - Wstań, rzucaj zaklęcia obronne. Ty się na tym znasz. Ja rozstawię namiot.
- Dobrze.- ospowiedziałam. Wstałam i poszłam powolnym tępem do jakiegoś pnia.
- Protego maxima. Fiando duri. Repello innimicum.- mówiłam- Mugoletum. Salvio hexia.
Daphne w tym czasie rozstawiała namiot. Po 30 mimutach duża powierzchnia została zaczarowana. Nikt tam nie mógł wejść. Przyszłam do namiotu i położyłam się spać.

Noc

Byłam w małym podmokłym pokoju z kratami, nie miałam możliwości ucieczki. Codziennie przychodzili i odchodzili kolejni mugole, słyszałam tylko z góry krzyki, tylko czekałam aż nadejdzie mój dzień.

Poranek 18 lutego 1997
- Kogo my tu mamy Lily Travers, we własnej osobie- szatynka z kręconymi włosami pochyliła się nade mną i złapała mocno moją twarz wykrzywiając moje usta - jaka piękna buźka szkoda byłoby gdybym ją oszpeciła.
-puść mnie- zanim zdążyłam wyciągnąć Bellatrix wyrwała mi ją z wielką siłą
.....
-Ja nie chciałam zdradzić Voldemorta obiecuje!- krzyczałam ale nic to nie dawało, kobieta mocniej wbijała się w moje ręce.
-Ciociu zostaw ją
....
-tęskniłem za tobą, nawet nie wiesz jak bardzo - chłopak dotknął delikatnie mój policzek, spojrzałam się w jego piękne szare oczy, między naszymi twarzami dzieliły milimetry. Chwilę później już ich nie było bo Draco złączył je w czuły pocałunek

...

-Musisz uciekać oni cie zamordują - Draco podniósł koszulę i ubierał jak najszybciej
- Co z Dafne - ubrałam się i spojrzałam na chłopaka - Mów, Co z Dafne.
Chłopak lekko spojrzał na mnie i spuścił głowę - Ona uciekła, ale wiem gdzie jest.
-Jest bezpieczna? - spytałam.
-Dam ci jej adres , tylko pamiętaj nikt nie może wiedzieć że się spotkaliśmy.
-Bo nie chcesz aby Twoja narzyczona się dowiedziała?
-To nie tak
-A jak, nie wiem czy to zauważyłeś ale ona leci tylko na Twoje pieniądze - wykrzyczałam.

.....

The Boy don't know loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz