- C-co?- spytał Draco ze ogromnym zdziwieniem- Koc-chasz mnie?!
- T-tak- Pansy zająkała cię
Malfoy podszedł do Pansy i pocałował ją w usta. Zaczęli się całować, ja jak gdyby nigdy nic przeszłam obok nich Draco spojrzał na mnie zauważył w moich oczach łzy ja tylko przyspieszyłam i uciekłam. Nie mogłam się na to patrzeć. Pobiegłam do dormitorium. Zaczęłam mocno szlochać. Usłyszała to Ginny i Hermiona
- Słyszysz to?? - Ginny powiedziała do Hermiony na górze.
- Tak- odpowiedziała Hermiona- Co ci to przypomina? Mi szlochanie.
-Mi też.- powiedziała Ginny
-Choć sprawdzimy co to ok?- powiedziała Hermiona.
- Ok- powiedziała Ginny. Dziewczyny szybko pobiegły zobaczeć co się dzieje i zobaczyły że płaczę.
-Lily, co się stało?! - powiedziały w tym samym momencie
-Dr-Draco całował się z Pansy. - zaszlochałam
-Jak on mógł.- powiedziała gniewnie Hermiona.
-Tak mi przykro. - powiedziała Ginny
-zostawcie mnie! - krzyknęłam i wyszłam szybko z dormitorium.
Gdy szłam przez korytarz zauważyłam, że Draco idzie w moją stronę, postanowiłam go ignorować. Gdy mnie zauważył szybko do mnie podbiegł.
-Hej Lily, co się stało płakałaś? - spytał.
-nie poprostu-chciałam dokończyć ale przeszkodziła mi Pansy.
-Draco, kochanie o tu jesteś! - krzyknęła z końca korytarza Pansy.
Spojrzałam na Draco ze zdziwieniem
-Kochanie?! - spytałam.
-Ja i Pansy jesteśmy razem-powiedział.
-ciesze się fretko- powiedziałam z sztucznym uśmiechem. Spojrzałam na Draco i poszłam.
2 tygodnie później...
Szłam z Hermioną i Harrym przez korytarz nagle zauważyłam Draco z Pansy odwróciłam się w stronę Harrego i Hermiony.
-Wybaczcie ale idę zwymiotować-powiedziałam z ironią i poszłam do dormitorium.
Następnego dnia pierwszą lekcją była lekcja z Hagridem. Właśnie szłam z Hermioną Luną i Ginny, rozmawiałyśmy na różne tematy, przez chwilę nawet zapomniałam o Malfoy'u. Chwilę później doszłyśmy i zauważyłam Hardodzioba- stworzenie magiczne, hybryda powstała z połączenia konia i orła. Podeszłam bliżej Draco i powiedziałam.
-Malfoy, zobacz ten ptak jest tak duży jak twoje ego-zaśmiałam się kończąc te zdanie.
-Proszę, proszę Morgan nauczyła się pyskować-powiedziała Pansy
-To nie ja twarz miałam zamienioną w pysk psa-prychnęłam
-Odczep się od niej Morgan-wtrącił się malfoy.
-zamknij się malfoy-powiedziałam.
-uuu-zaśmiali się malfoy z jego grupą. Kłótnie przerwał Hagrid który zaczął opowiadać o hypogryfach, w pewnym momencie zobaczyłam że Draco zerka w moją stronę, spojrzałam na niego i odrazu odwróciłam wzrok. Właśnie skończyła się lekcja,zbierałam moje rzeczy i miałam wychodzić ale zatrzymał mnie draco.
-Hej Lili, możemy pogadać?-powiedział
Po co Malfoy? - spytałam.
-Dlaczego tak się zachowujesz, jesteś oschła dla mnie i wogle? - powiedział.
-Bo tak mi się podoba! - krzyknęłam z uśmiechem . Niestety usłyszała to Pansy i szybko do nas podbiegła
-o już się zaczyna-szepnęłam do Malfoy'a.
-Spokojnie Pansy powiem to za ciebie,
JAK ŚMIESZ RUSZAĆ MOJEGO DRAKUSIA ON JEST TAKI PIĘKNY I JEST MÓJ - powiedziałam śmiejąc się i udając Pansy.
Zauważyłam że robi się czerwona jak burak i przez to jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.
-Zamknij się głupia szlamo!-powiedziała Pansy
-I NIGDY NAWET NIE PRÓBÓJ MÓWIĆ DO DRACUSIA BO DOSTANIESZ AVADĄ- dokończyła
-Wiesz Pansy, przykro mi że musisz być taką egoistą i żeby mieć chłopaka używasz amortencji, popatrz jak to się robi-powiedziałam.
Podeszłam uwodzicielsko do Draco stanęłam na palcach i powoli zbliżyłam się do jego twarzy i szepnęłam.
- Lericakno Amortene.
Nad Draco pojawiło się różowe serce. Pęknęło.
- NIEE!- krzyknęła Pansy.
- C-co się stało?- spytał Malfoy z drzącym głosem
-I co Pansy nie wyszło ci z amortencją hm? - zaśmiałam się ironicznie.
Nie odezwała się tylko podbiegła do mnie i popchnęła mnie na kamień. Ręka rozcięła się prawie w pół.
- AŁA - krzyczałam z bólu.
-DOBRZE CI TAK- wrzasnęła Parkinson
Podszedł Hagrid do nas.
- Co tu się cholibka dzieje! - spytał.
- Użyłam antyzaklęcia amortencji na Draco.- powiedziałam ze łzami w oczach. - A ta popchnęła mnie na ten kamień i moja ręka się rozcięła.
-To prawda- przyznał mi racje Malfoy.
- Pansy!- krzyknął Hagrid- Nie można atakować innych. 55 punktów odejmuję Slytherinowi! I żeby było mi to ostatni raz, cholibka.
- CHOLERA- wrzasnął Malfoy- TO WSZYSTKO TWOJA WINA, PANSY. GDYBYŚ NIE POPCHNĘŁA LILY, SLYTHERIN NIE STRACIŁBY 55 PUNKTÓW! Chodź Lily, idziemy do skrzydła szpitalnego, A TA IDIOTKA TU ZOSTANIE.
Pansy rozpłakała się i upadła na ziemię. Wspułczułam jej w sumie.
Przeżyłam to samo, ale w przypadku ojca. Nigdy mnie nie kochał, ani nie szanował. Często zdarzały się sytuacje, gdy uderzył mnie lub moją mamę. Gdy dostałam list z Hogwartu, wściekł się.
-DO ŻADNEJ SZKOŁY DLA SZATANÓW NIE PÓJDZIESZ!-
Uderzył mnie mocno w twarz, że aż straciłam przytomność. Gdy ocknęłam się, widziałam, jak pakuje walizki i wyprowadza się z domu. Nie odczułam wielkiej rozpaczy. Poczułam raczej z mamą szczęście i wolność mentalną.
Ale wracając. Poszłam z Draconem do skrzydła szpitalnego. Serce szybciej mi zatrzepotało. Jego zapach jest przepiękny. Gdy weszliśmy do skrzydła pani Pomfrey podbiegła.
-Matko jedyna!- krzyknęła- Dziecko drogie, co ci się stało.
-Pansy Parkinson popchnęła ją na kamień i rozcięła sobie rękę.- ospowiedział Draco
- Panie Malfoy, proszę wyjść - rzekła pani Pomfrey-.
-Ta sama osoba użyła na mnie amortencji- Malfoy powiedział.
-Usiądź tutaj- powiedziała przerażona pielęgniarka wskazując łóżko obok.
Pani Pomfrey wzięła mi rękę i pociągnęła do siebie. Pobiegła gdzieś i wzięła małą fiolkę i polała mi płyn wprost na tę nieszczęsną rękę. Bardzo mocno zapiekła.
- AŁAA!!- krzyknęłam z niewyobrażalnym bólem.
- Zaraz przestanie boleć- zapewniła mnie pani Pomfrey.
I rzeczywiście, przestało. Podeszła do Malfoya.
- Chłopcze- zapytała pielęgniarka.- Jakie skutki amortencji odczuwasz?
- Mam zawroty głowy i nic nie pamiętam - odpowiedział Dracon.
- Dobrze.- rzekła pielęgniarka- Zaraz przyniosę lek na objawy po ciężkich eliksirach.
Przyniosła małą fiolkę. Wlała kilka kropel do wody i podała Draco.
- BLEEE!- ryknął i prawie wypluł preparat. OBLEŚNE. Kto stworzył takie świństwo?!
-A coś ty się spodziewał chłopcze, soku z dyni?!- pani Pomfrey spytała ze zdziwieniem.
-Niestety, oboje musicie zostać dzisiaj w skrzydle szpitalnym-powiedziała Pani Pomfrey.
Pielęgniarka wyszła z sali. Zostaliśmy tylko we dwoje. Zobaczyłam jak moje rany zaczęły powoli znikać. Nie odczuwałam tak silnego bólu jaki był wcześniej.
-Lily...-zwrócił się do mnie Draco-...w jaki sposób Pansy podała mi amortencję?
-Nie wiem, nie było mnie przy tym, ale być może było to na śniadaniu - odpowiedziałam.- Całowałeś się z nią przy wszystkich.
-Chyba nie!- przerażony Draco zwrócił sie do mnie.
- No cóż, taka jest amortencja.- oznajmiłam.
-Lily przepraszam cię, to wszystko przydarza ci się przeze mnie-powiedział ze skruchą
-Draco, to nie twoja wina tylko tej idiotki Pansy-powiedziałam uśmiechając się do niego serdecznie.
2 dni później wyszłam ze Skrzydła Szpitalnego. Malfoy wyszedł tego samego dnia, gdy zostałam zaatakowana. Poszłam się wykąpać i później spać.
CZYTASZ
The Boy don't know love
FanfictionCo się stanie, gdy dwie różne osobowości, o dwóch różnych charakterach, o różnych poglądach połączy miłość..... [zakończone]