15. Seria prowokacji

31 3 0
                                    

Następnego dnia wstałam bardzo późno. Gdy zobaczyłam na zegar, byłam spóźniona na pierwszą lekcje- starożytne runy. Szybko się zebrałam, odrobiłam zaległe lekcje. Później poszłam pod salę od wróżbiarstwa. Wcześniej pożyczyłam zeszyt od Hermiony, aby spisać notatki z lekcji. Jak na moje szczęście- ta wariatka mnie spytała z tastomancji, czyli odczytywania przyszłości z fusów. Pamiętałam trochę, jak to się robi, ale odpowiadałam na "czuja". Nie odjęła, ani nie dała żadnego punktu Gryffindorowi, ponieważ jej zdaniem " Odpowiedziałam odpowiedzią na trzecioroczniaka, a nie jak ucznia klasy owutemowej".
Po południu do naszego dormitorium profesor McGonagall, opiekunka Gryffindoru.
- Dzień dobry pani profesor, co panią do nas sprowadza? - Hermiona spytała nauczycielkę.
- Dzień dobry. Chciałabym tylko ogłosić, że za 3 tygodnie odbędzie się Bal Urodzinowy z okazju 120 urodzin profesora Dumbledore'a. Obowiązkowe jest uczestnictwo. Dziękuje, to wszystko. Do widzienia.
Ucieszyłam się bardzo! Mój pierwszy bal w życiu. Będe musiała się jakoś ładnie ubrać, umalować i zrobić fryzurę. Poprostu będe musiała wyglądać jak nimfa. Postanowiłam że razem z Sami będziemy się przygotowywały. Zanim miał się odbyć bal były lekcje. Po tej przerwie mieliśmy obronę przed czarną magią magią-pierwsza w tym roku ponieważ profesor snape gdzieś wyjechał. Wzięłam potrzebne książki i wyszłam z dormitorium, kierując się w stronę sali. Byłam już na miejscu przed klasą gdzie stała reszta uczniów. Po kilkunastu sekund przyszedł profesor snape i otworzył nam klasę, chciałam już usiąść z hermioną ale snape mnie powstrzymał.
-Nie tak szybko panno Travers.
-Oco chodzi panie profesorze? - spytałam.
-Panna Travers jak rok temu usiądzie z Panem Malfoyem-powiedzial z wrednym uśmiechem.
-Dobrze, panie profesorze lubi pan mi uprzykrzać życie.
-tak, jeśli pani jest taka niechętna niech usiądzie pani z Panem Crabbem, a Pan malfoy usiądzie z panną Nott.
-Jest teraz Pani zadowolona panno Travers.
-cieszę się-wysyczałam przez zęby.
Przez całą lekcje patrzyłam jak Draco z Sami cały czas o czymś rozmawiają i się śmieją przede mną siedziała Astoria i Pansy obie w odwróciły się w moją stronę i Pansy powiedziała.
-Och drakuś już nie jest twój.
-jak mi przykro - dokończyła Astoria.
-Odczepcie się ode mnie, Draco z nią tylko gada.. I się śmieje iii... - Odpowiedziałam mając łzy w oczach.
Jednak nie miałam pewności że Draco a i Sami coś łączy musiałam to sprawdzić. Lekcje minęły mi dość normalnie.
2 dni później.
Chodziłam sobie spokojnie z Ginny po błoniach. Zmierzałyśmy w stronę skraju Zakazanego Lasu, gdy naglę zobaczyłam Samantę i Dracona. Na jej i jego widok zrobiło mi się niedobrze.
- Idziemy gdzie indziej- postanowiłam
- Dlaczego?- spytała Ginny
- Bez dyskucji!- mruknęłam gniewnie.
Ruszyłyśmy w kierunku zachodu, gdy nagle zobaczyłam Harrego.
- No, to tutaj jesteście!- powiedział zdyszany- Szukam was od 15 minut. W sobotę ją nabory do drużyny. Obie macie obowiązek iść, tak jak Katie Bell.
- Ale dlaczego musimy?- spytałam
- Bo tak!- powiedział Harry, drapiąc się po nosie- Lily, Ginny, widzimy się w dormitorium.
Z tego wynika, że mamy narzucone przymusowe nabory do Quiddicha. Fajnie, bardzo fajnie. Poszłyśmy dalej szkuać jakiegoś miejsca. Było bardzo tłoczno. Później dołączyła się do nas Luna i zaczęłyśmy rozmawiać o zwierzętach, najbardziej o puszkach pigmejskich. Ginny miała takiego. Nazywał się Arnold. Wieczorem odrobiłam lekcje i poszłam spać w ubraniach. Cały tydzień minął mi normalnie, dalej nie rozmawiałam ani z Samantą, ani z Draconem.

=Sobota=
Wstałam, jak na mnie, bardzo późno, bo o 11.00. Ubrałam się w jakieś łachmany i poszłam na śniadanie. Na stołach nie było już jedzenia, więc poszłam do kuchni. Połaskotałam gruszkę i weszłam do kuchni. Poprosiłam o jakieś jedzienie. Powiedziałam skrzatom, że jestem wszystkożerna. Dały mi sałatkę grecką, ponieważ tylko ona została, dostałam 2 ogromne miski. Nie myślałam, czy będe umierać, czy nie, ale zjadłam tylko 1 miskę, ponieważ przypomniało mi się o naborach. OBOWIĄZKOWYCH NABORACH. Przeprosiłam i pożegnałam skrzaty i wybiegłam z kuchni. Zaraz później wpadłam na Harrego, który, jak się okazuje, szukał mnie.
- Nabory za 1 godzinę. Szykuj się.- oznajmił Harry
- Dobra idę. Ciężko będzie?- spytałam
- Jak cholera- odpowiedział
Szybko się przebrałam i wyszłam z dormitorium z miolóą zarzuconą na ramie. Byłam ubrana w strój do quiddicha. Wyszłam z zamku i wsiadłam na miotłę i poleciałam szybko na boisko. Ustawiiłam się w rzędzie i czekałam aż się rozpoczną nabory. Byłam poddenerwowana. 5 minut późnie przyszedł Harry i podzielił nas na drużyny. Byłam z Ronem, Katie Bell, Ginny, jakimiś dwoma typkami. Wystartowaliśmy, kafel poszedł w górę i jako pierwsza go złapałam. Poleciałam na bramki..., powiedziałabym przeciwników, ale tak nie było do końca, ale pomińmy ten fakt. Więc poleciałam na te drugie bramki i rzuciłam piłkę w prawą obręcz, ale niestety nie udało mi się strelić, ponieważ obrońca zdążył obronić. Zdenerwowana odleciałam. Jeden z lrzeciwników złapał kafla i tak, jak ja, próbował trafić w obręcz, ale nie trafiła. I tak raz po razie próbowali trafiać gole, ale ani nam, ani nim nie udało się strzelić ani jednej bramki. W pewnym momencie złapałam piłkę i poleciałam na przeciwnika. Agresywnie rzuciłam piłkę. Nagle obrońca odsunął się na bok, dzięki temu trafiłam bramkę. Ktoś z drużyny przeciwnej wziął kafla i tak jak ja, poleciał agresywnie do nas. Udało mu się trafić. 5 minut później Ginny trafiła kolejnego gola. Jarry ogłosił koniec gry dla naszej części. Po meczu drugiej części osób chcących dostać się do drużyny, Harry ogłosił, kto dostał się do naszej mini formacji quiddicha.
- Więc tak, obrońcą jest Ron Weasley, brawo. Na ścigających wchodzą Lily Morgan-Travers, Ginny Weasley i Katie Bell. Pałkarzami od dzisiaj są Jimmy Peackes oraz Ritchicge Coote. Gratulukę wszystkim!
Nagle zauważyłam, że jeden z odrzuconych zaczął biec w kierunku Harrego z pałką w ręku.
- Petrificus Totalus-ryknęłam celując w niego. Upadł na ziemię.
- Dzięki- powiedział Harry. Uśmiechnęłam się - Proszę o opuszczenie boiska, natychmiast. Wingardium Leviosa.
Nieruchome ciało wzbiło się w powietrze. Zaczełó zmierzać ku zamkowi. Uradowana poszłam za resztą tłumu.

The Boy don't know loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz