29. Alectro Carrow

7 2 0
                                    

Razem z Daphne przeniosłyśmy się do małej Chatki nad morzem, jedna sypialnia z dwoma łóżkami. Mała kuchnia połączona z jadalnią i salonem, oraz łazienka.
Rozpakowałyśmy się, i ja zarzuciłam na naszą tymczasową kryjówkę zaklęcia ochraniające.Nikt nie mógł nas zobaczyć, widzieli wszyscy zrujnowaną melinę. Przebywalismy beztrosko nad morzem, nie spodziewałam się że nas ktoś znajdzie. Pewnego pochmurnego dnia szłam do sklepu po jakies jedzenie. Zawsze kupowałysmy mało, abo oszczędzic pieniędzy. Mogłyśmy zawsze pomnożyć jedzenie. Szłam zakapturzona, pod wpływem eliksiru wielosokowego z włosa jakiejś kobiety,  aż nagle zobaczyłam grupę mężczyzn z Mrocznymi Znakami. Byli to  szmalconicy. Poszłam szybszym krokiem, ale mnie zatrzymali.
- Jak się nazywasz?
- Jestem Marta Robertson. - powiedziałam ze strachem- Czego chcecie?
- Szukamy pewnych 2 dziewczyn.- pokazali plakaty z twarzą moją i Daphne. - Widziałaś je?
- Nie, a kto to jest?- spytałam
- Lily Morgan- Travers oraz Daphne Greengras.
- Nie znam ich i nie widziałam ich.- oświadczyłam.- Czy moge juz iść, musze zrobic zakupy. Mam dzieci.
- Tak, idź.
- Do widzenia
- Do widzenia
Przestraszona odeszłam. Dobrze, że byłam przemieniona, inaczej byłoby po mnie. Poszłam do sklepu i kupiłam troche jedzenia i leków. Szybkim krokiem wróciłam do chatki.
- Juz jestem. oświadczyłam.
- Lily, szmalcownicy byli tutaj.
- Znaleźli ciebie?- spytałam.
- Dzieki czarom nie.- oświadczyła Daphne cała rozstrzęsiona.
- Rozmawiałam z nimi. Wypytywali o nas.- powiedziałam. -Szczęście, że byłam przemieniona.
- O mój Boże, domyslili się?- spytała.
- Naszczęście nie. Jutro wynosimy się z tąd.
- Jasne, nie zostaniemy tutaj ani sekundy dłużej.
Tak jak pomyslałysmy, tak zrobiiłysmy. Spakowałyśmi się i nastepnego dnia przeniosłyśmy się do jakiegos lasu. Rozpakowałysmy się i zostałysmy tam. W lesie zostałyśmy tylko kilka dni, później przenieśliśmy się do Londynu do starego domu cioci Dafne, która zmarła kilka miesięcy temu.
Tak jak w poprzednich kryjówkach założyłam zaklęcia ochraniające.

Grudzień 24.

Wigilia, rok temu spędziłam je z Narcyzą i Bellą, a teraz spędzę je sama z Daphne uciekając przed śmiercią od zwolenników Voldemorta. Wraz z dziewczyną postanowiłam, że spędzimy święta w małym domku w lesie pod Londynem.
Zrobiłyśmy niewielkie zakupy i przyrządziliśmy jedzenie. Wieczorem ja wraz z Daphne ubrałyśmy się w jedyne ładne ubrania które miałyśmy.
Ja urbalam czerwoną sukienkę którą dostałam w prezencie od Golden Trio na święta rok temu. Daphne przyszykowała zieloną z dodatkami szmaragdów. Zjadłyśmy skromną kolację i podzieliłyśmy się opłatkiem. Nastała godzina 24 ubrałam się bo w tym roku zima była bardzo mocna.
Przyglądałam się pięknie ozdobionym domom na ulicy, wszędzie w oknach były porozświecane świece i wysokie i pięknie ozdobione choinki.
Przystanęłam widząc szczęśliwą rodzinę gdzieś za oknem, ojciec trzymał na kolanach dwójkę dzieci, małą dziewczynkę i niewiele starszego od niej chłopczyka. Matka stała przed nimi i uśmiechała się od ucha do ucha, widząc ich przypomniałam sobie ostatnie święta które spędziłam sama z mamą.
~~~~~~~~
-Liluś, chodź otwórz prezenty - krzyknęła uśmiechnięta kobieta.
-Już lecę mamo- krzyknęła mała dziewczynka wstając z krzesła przy stole. Podbiegła szybko do choinki i cicho usiadła na małym dywaniku.
Spoglądając na matkę uśmiechnęła się i rozpakowała pierwszy pakunek, była w nim mała książka a na niej piękny naszyjnik z bryloczkiem książki.
-Dziękuję mamusiu - mała wstała z podłogi i podbiegła do swojej matki wtulając się w jej ciało.
-Och dziecinko- niewiasta pogłaskała lekko głowę dziewczynki i uśmiechnęła się coraz bardziej.
~~~~~~
Po chwili ocknęłam się i powędrowałam cała odmrożona do kościoła. Nieopodal już widziałam wejście do budynku, weszłam do środka. Było jakoś inaczej, pusto i ciemno jak by był opuszczony, przysiadłam przg małej ławce najbliżej ołtarza i mówiłam powoli wiersze różańca.
-Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, Błogosławionaś Ty między  niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego Jezus.- przerwałam na chwilę, gdyż usłyszałam jakiś dziwny szmer ze strony drzwi. W strachu wróciłam do wymawiania kolejnych wierszy różańca.
-Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz
i w godzinę śmierci naszej...- wydał się wtedy głośniejszy szmer, a ja poczułam silny ucisk na szyi. Z przerażeniem odwróciłam się w stronę oprawcy i spostrzegłam niską młodą dziewczynę o brązowym odcieniu włosów i w tym samym kolorze oczu.
-Kim jesteś - spytałam cicho i próbowałam się uspokoić.
-Jak myślisz zabić ciebie odrazu razu czy zaprowadzić do Czarnego Pana i będzie torturował ciebie tak, że będziesz błagała o śmierć - wtedy z mocnym naciskiem złapała za moje włosy.
Jęknęłam z bólu a kobieta tylko się roześmiała.
-niespostrzeżenie wyjęłam różdżkę i wyszarpałam się z jej dłoni.
-Expelliarmus- wykrzyknęłam  a różdżka z jej dłoni wypadła gdzieś za mnie.
-Petrificus Totalum - powiedziałam i uciekłam w pośpiechu z kościoła.
-Co się stało czemu nie było cie tam długo - Powiedziała Daphne.
-Pakuj się musimy uciekać, wiedzą gdzie jesteśmy - złapałam za ubrania i całe jedzenie jakie było spakowałam do torby.
-Jak to- zszokowana usiadła na krześle i westchnęła głęboko.
-Pakuj się nie mamy czasu - krzyczałam a blondynka popędziła pakować resztę rzeczy.
W mniej niż 20 minut byłyśmy gotowe do ucieczki,złapałam lekko za jej rękę i przeteleportowałyśmy się na łąkę gdzie nieopodal była wioska ze sklepikiem i kilka domami. Rozpoczęłam rozpakowywanie rzeczy i nakładanie ochraniających zaklęć na nasz obóz, starsza Grengrass podeszła do lasu i przyniosła drewna aby rozpalić ognisko.
-Nasze życie do końca takie będzie, że będziemy uciekały? - spytałam spoglądając pusto w ognisko.
-dopóki Sama wiesz kto nie umrze - spostrzegła dziewczyna- ułoży się zobaczysz - przytuliła mnie i razem siedziałyśmy tak w ciszy.
Około 24 Dafne poszła już do namiotu spać, ja jeszcze siedziałam nad ledwo rzażącym się ogniskiem myśląc o moim pierwszym spotkaniu z Draco.
....
sierpień 1985 rok
dzieje się to na małym placu w Londynie.
-Część jestem Lily, pobawisz się ze mną lalkami- naprzeciw małego blondyna usiadła jeszcze mniejsza dziewczynka o zielonych oczach i brunatnych włosach.
-Jasne, ja jestem Draco Malfoy - blondyn podał rękę z wyższością.
-Jeśli jesteś szlamą nie mogę się z tobą przyjaźnić, moi rodzice nie lubią mugoli - wyjaśnił.
Mała dziewczynka lekko posmutniała.
- Ja jestem Lily Morgan miło mi poznać, mam nadzieję że się zaprzyjaźnimy - Mimo słów chłopca brunetka z ochotą bawiła się z Draco
....
Draco pov.

Jak codzień, wstałem, wzięłam zimny prysznic, ubrałem czarny kostium, przeczesałem lekko swoje mokre włosy  i powędrowałem przez długie korytarze do kuchni. W owym pomieszczniu stały spokojna matka i moja ciotka Bellatrix, podeszłem bliżej i przysiadłem obok nich.
-Witaj Draconie- odezwała się moja ciotka. - Młoda Travers została znaleziona, jest z Panną Grengrass w jakimś lesie, za kilka dni już będzie tutaj w Malfoy Monor.
Z kamienną twarzą spojrzałem na obie kobiety, moja matka była przerażona a ciocia Bella wręcz się śmiała. Niepostrzeżenie eydzlem z kuchni i odeszłem do pokoju, cały dom był przepełniony śmierciożercami  więc nie ma żadnej prywatności. Swoimi lodowatymi rękoma otworzyłem drzwi od pokoju i przysiadłem na sofie, pochyliłem się nad ognistą whiskey, powoli wlałem ją sobie do szklanki, po chwili utonęłem w ognistej whisky.

The Boy don't know loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz