2.6 Miłość i żółw

99 19 75
                                    


– Dwunasta biła już* – stwierdziła Shizuko następnego dnia po otwarciu oczu. – Widmo... Jak uprzejmym gestem wzywa cię, panie, w ustronniejsze miejsce. Nie idź z nim jednak.

W łazience podniosła kubek z wodą do mycia zębów i przyjrzała mu się uważnie.

– On tłustej kompleksji i tchu krótkiego. Hamlecie, masz chustkę. Obetrzyj sobie czoło. Matka pije za powodzenie twoje.

Wypłukała dokładnie usta.

– Nie, nie, ten to napój. Ten napój, drogi Hamlecie! Ten napój... Jestem otruta.

Nikt nie patrzył, więc odpuściła sobie następujące później umieranie, ale i tak zachichotała z satysfakcją. Nigdy wcześniej jakoś specjalnie nie przepadała za teatrem, jednak teraz miała mnóstwo frajdy z przygotowywania przedstawienia. I chyba nie tylko ona, bo wszyscy zaangażowani traktowali ten spektakl jak dobrą zabawę. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, iż był on taką prowizorką, że próba traktowania go na poważnie raczej nie skończyłaby się dobrze.

Jedyną rzeczą, która odrobinę ją gryzła, i chyba nie tylko ją, była treść wystawianej sztuki. Nikt nie powiedział tego głośno, ale fabuła pełna śmierci i zabijania nabierała jakiegoś... nowego znaczenia, kiedy dosłownie parę dni temu widzieli, jak umierają prawdziwe osoby. Dlatego jakaś malutka jej część nie mogła pozbyć się wrażenia, że spektakl skończy się katastrofą. Podświadomie wyobrażała sobie, jak ostatnia scena kończy się okropnym wypadkiem... albo jak ktoś wykorzystuje półmrok i sztuczny dym, żeby się do kogoś zakraść... I tak dalej. Te myśli nie pojawiały się często, ale były przerażające.

Ale przecież nie można się tak wszystkiego bać. Co, miała teraz odwołać przedstawienie z powodu złych przeczuć? Przecież to nie wchodziło w grę. Przygotowania zaszły już zbyt daleko.

Próbowała się pocieszać i myśleć o innych rzeczach, ale lęk wlazł jej głęboko pod skórę i nie chciał stamtąd wyleźć. Po prostu... śmierć zmienia ludzi. Sprawia, że stają się... bardziej ostrożni? Mniej lekkomyślni? Nabierają pokory?

– Nie będę płakać, bo jeszcze się potknę, a wtedy to dopiero będzie kłopot – szepnęła w przypływie jakiegoś dziwacznego, wisielczego natchnienia. Zresztą chwilę potem aż sama się zaśmiała z tego, jakie głupoty wygaduje.

Może po prostu czasami trzeba zwariować, żeby zachować resztkę rozsądku.

Śniadanie minęło spokojnie. Nikomu nie chciało się iść robić od razu próby z pełnymi brzuchami, więc po śniadaniu postanowiła z kimś chwilę pogadać. Potrzebowała miłej, niezobowiązującej rozmowy o niczym, żeby choć trochę rozgonić te metaforyczne czarne chmury, które kłębiły się nad jej głową.

Przysiadła się więc do pierwszego lepszego stolika. Zastała przy nim Momo i Reiko, które gawędziły o czymś cicho. Ostatnie miejsce zajmował Takehiko. A dokładniej drzemał na siedząco, kiwając się lekko. Miał jeszcze bardziej bladą twarz i podkrążone oczy niż zazwyczaj. Shizuko, widząc to, westchnęła z dezaprobatą.

– Pewnie pracował całą noc, mam rację? – spytała dziewczyn.

Reiko kiwnęła głową.

– Mówiłam mu, że to bardzo niezdrowe, ale nie chciał mnie słuchać.

– On w ogóle mało kogo słucha – zauważyła Momo.

– Mrgh... Nieprawda... – zaprotestował dla zasady Takehiko, przecierając oczy. Ziewnął kilka razy. – Nieprawda, ten...

– Chłopie, przecież ty jesteś ćwierćprzytomny. Może nawet jednapiątaprzytomny.

– A przynajmniej dopiąłeś swego, uparciuchu? – spytała Shizuko.

Danganronpa 20 000Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz