5.9 Katsumi

69 14 11
                                    


Kyoshi miał wrażenie, że jego nogi ważą po parę ton. Bolała go głowa, a dudnienie i wibracje mechanizmu windy wcale nie ułatwiały sprawy. Spróbował oprzeć głowę o zimną ścianę i zamknąć oczy, ale wiedział, że tylko oszukuje sam siebie. W tej chwili chyba nic nie było w stanie sprawić, żeby poczuł się lepiej.

W okazjonalnych przebłyskach cynicznej samoświadomości wydawał się sobie żałosny. Czasami dyskretnie przygryzał język i policzki oraz zaciskał paznokcie na ramionach, ale nawet ból nie robił już na nim większego wrażenia. Jakby absolutnie każdy bodziec docierał do niego przez grubą ścianę, a jedyną naprawdę bliską rzeczą, która nie opuszczała go nawet na chwilę, był szum we własnej głowie. Sukcesywnie tracił kontakt z całą resztą świata i nawet mu to specjalnie nie przeszkadzało. W końcu był to świat, który potrafił go tylko mniej lub bardziej krzywdzić.

Nawet odkrycie prawdziwej tożsamości Atsushiego nie budziło w nim większych emocji. Szok, żal, złość... To wszystko krążyło wokół niego, ale nie potrafiło się przebić. Może dlatego, że wciąż jeszcze chyba nie zdążył pojąć, jak dużo ten fakt zmienia. Zupełnie nagle ich całe dotychczasowe cierpienie zyskało twarz – na dodatek taką, która zwodziła ich i udawała przyjaciela od samego początku. Trudno było uwierzyć, że jedna, z pozoru całkiem zwyczajna osoba może być zdolna do takich rzeczy. Samo to, co zrobił Shizuko, to było więcej niż dość. Kyoshi w tej chwili nienawidził go tak bardzo, że aż... trudno było mu wykrzesać z siebie choć odrobinę wściekłości.

Łatwiej już było nienawidzić siebie. Za to, że dał się oszukać. Że nigdy nic nie zauważył, chociaż od początku coś mu w tym... w nim nie pasowało. Zawsze jednak zbywał jego dziwaczne odpały jako zachowanie idioty. Naiwny... Wszystko było wyrachowane. Każde głupie słowo, które miało na celu go zranić. Właśnie tak – nie wszystkich, a jego! To do niego Atsushi ciągle próbował się zbliżyć, to jego zawsze stawiał w kłopotliwych sytuacjach i... to on wiedział, gdzie uderzyć, żeby zabolało najmocniej.

Więc... wszystko było po to, żeby to on cierpiał? Nawet zabójstwo Shizuko? Miał nadzieję, że to nieprawda. Tak by było łatwiej... Bo wtedy przynajmniej gdzieś na dnie umysłu nie zasadziłaby się paskudna myśl, że to jego wina. Że to przez niego Atsushi obrał ją na swój cel. Że... Kyoshi postawił swoje szczęście nad jej bezpieczeństwem. A teraz nie zostało ani jedno, ani drugie...

Cisza w windzie nie wytrzymała zbyt długo. W końcu przerwał ją Akio.

– Ale że... Sushi? – westchnął. – Aż nie chce mi się w to wierzyć...

– Lepiej uwierz – mruknęła sucho Katsumi. – Nie mógłby się bardziej ostentacyjnie ujawnić. Nie podejrzewałeś go, bo zadbał o to, żeby nie wzbudzać podejrzeń. I lepiej dla wszystkich będzie, jeżeli przestaniecie myśleć o nim jak o tym Sushim, którego poznaliśmy. To nie był prawdziwy on, tylko starannie stworzona przykrywka.

– Nie rozumiem... – Amy patrzyła w podłogę. – Znaczy... Rozumiem, ale to takie... – Zacięła się. – Czy to znaczy, że Sushi był z Ankh?

– Nie wiadomo – uznała ponuro Katsumi. – To na pewno możliwe, ale teoria o dwóch grupach wciąż wydaje mi się bardziej prawdopodobna. Powinniśmy spróbować dowiedzieć się, czy miał jakichś wspólników. Jak już mówiłam, nie wiadomo, ile potrafi prawdziwy Atsushi, ale to wciąż niezbyt realne, żeby jedna osoba była w stanie nas wszystkich porwać, przenieść w to miejsce, pozbawić wspomnień oraz stworzyć i zaprogramować Monokumy.

Wreszcie dotarli na dół. Drzwi się rozsunęły. Kyoshi nie wiedział, czego się spodziewać, ale na szczęście nie wyglądało na to, żeby po drugiej stronie coś się zmieniło. To wciąż był ten sam korytarz. Z wciąż widocznymi – tylko stąd – dwoma niewielkimi plamami na wykładzinie.

Danganronpa 20 000Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz