4.11 Wybór

53 13 27
                                    


Tym razem wyjątkowo zebrali się pod windą parę dobrych minut przed czasem. Monokuma już na nich czekał. Czym prędzej wpuścił ich do środka. Następnie ruszyli w górę. Po krótkiej jeździe drzwi się rozsunęły, a oni weszli do sali i zajęli swoje miejsca.

To samo. Znowu to samo, myślał Kyoshi. Najbardziej prostacka sztuka teatru śmierci, która powtarzała się raz za razem. A oni wszyscy byli w tym przedstawieniu marionetkami.

Był daleki od spokoju, chociaż zginęła osoba, na której w ogóle mu nie zależało – a parę razy miał wręcz ochotę zamordować ją własnoręcznie. Nie pomagał nawet fakt, że w zasadzie znali już wszystkie szczegóły sprawy. Katsumi ujęła to bardzo trafnie – wiedzieli wszystko oprócz tego, jakie stanowisko obejmie Monokuma. A to ono się teraz najbardziej liczyło.

Niepokoiło go też, jak dziwnie prosta zdawała się ta sprawa. Poprzednia była prawie nie do rozwiązania, za to ta... aż raziła przejrzystością i nieskomplikowaniem. Nie był w stanie tylko osądzić, czy Taro chciał po prostu, żeby od razu zrozumieli, jak paskudny prezent im sprawił, czy też może było w tym wszystkim coś więcej, co umykało im wszystkim.

Z drugiej strony sprawa wcale nie musi być zagmatwana, pomyślał ponuro. Starczy, że rozprawa będzie trudna. Kyoshi, tak samo jak Shizuko, nie mógł powstrzymać się od zerkania na Amy, a jednocześnie nie miał siły zawiesić na niej wzroku. A jaki smutny to był widok! Dziewczyna przywodziła mu na myśl milczące, spłakane widmo, które sunęło bezszelestnie obok nich, jakby jednocześnie już pogodziło się ze swoim losem i było absolutnie przerażone.

Przecież on też mógł pociągnąć za tę klamkę. Zrobiłby to, gdyby tylko wiedział...! A zresztą... kogo chciał oszukać. Nie miał pojęcia, czy starczyłoby mu odwagi, żeby dokonać takiego wyboru, odnosił jednak wrażenie, że każdy finał byłby lepszy od tego.

– Coś czuję w kościach, że tym razem za długo tu nie posiedzimy – oznajmił Monokuma. – Pytanie tylko, jak krwawo się skończy! Puhuhu...

– Możesz przestać z tym swoim durnym puhuhu? – spytał Sushi marudnie. – Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale nie mam zamiaru ginąć. A sprawcę akurat znamy już wszyscy, łącznie z okolicznościami!

Kyoshi szczerze pożałował, że siedzi tak daleko od niego. W tej chwili miał serdeczną ochotę mu przywalić. A już wydawało się, że ostatnio trochę znormalniał...

Nie spodziewał się, że jako pierwsza zabierze głos Shizuko.

– To prawda. Znamy sprawcę. Jest nim Taro Yano i nikt więcej.

Rozległo się parę szeptów.

– Hm... Shizuko, chcesz zacząć? – spytał Akio.

– No... Tak. W sumie tak. Chociaż nie do końca, bo zamierzam to skończyć. – Odchrząknęła. – Myślałam nad tym trochę i chyba wiem. Nie byłam pewna, ale coś mi się przypomniało, kiedy tu weszliśmy.

Kyoshi zamknął oczy i słuchał. Przez jej głos przebijała determinacja i pewność siebie. Aż przeszły go dreszcze. Nie był pewien, kiedy to się stało, ale w ogóle nie przypominała już zagubionej i przestraszonej Shizuko z pierwszych dni. Zresztą... przecież nawet wtedy wiedziała, co musi zrobić. Teraz jednak nie kierowała nią już konieczność, a prawdziwe zacięcie.

– „Teraz zaczyna się moja gra". Takie były jego ostatnie słowa po poprzedniej rozprawie. To właśnie trzeba sobie uświadomić, jeśli chce się zrozumieć Taro. To wszystko było dla niego grą, od początku do końca. Oczywiście reguł musieliśmy trzymać się wszyscy, jednak wydaje mi się, że tylko on myślał o nich jak gracz. A co dla gracza może liczyć się bardziej niż wygrana?

Danganronpa 20 000Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz