4.1 Nowy porządek

99 16 34
                                    


Kyoshi większą część nocy spędził z myślą, że parę pokoi obok Shizuko wypłakuje sobie z powodu Akemi oczy, a jemu brakuje odwagi, żeby tam pójść i ją pocieszyć.

Bolała go głowa. Trzy osoby. Trzy osoby za jednym cięciem widmowej kosy Śmierci. Co będzie dalej? Ich grupka topniała w oczach. Przerażało go, że udało mu się przeżyć tak długo. Zastanawiał się, ile jeszcze to potrwa. Nawet najgłupszy fart musi się w końcu wyczerpać. A taka właśnie była prawda – do tej pory przeżył fartem. Gdyby zdecydował się pójść wtedy sprawdzić z Akemi i Saburo, co to za hałas, możliwe, że to on dostałby kluczem. Albo ktoś mógł się na niego zasadzić, kiedy spał w gabinecie. Takich okazji było pewnie o wiele więcej, ale nie chciał o nich za dużo myśleć.

No i w zasadzie co z tego? Tylko odwlekasz nieuniknione.

Nie widział dla siebie ratunku, nie po tym wszystkim, co się stało. Mieli jedną szansę i spartaczyli ją po całości. Nie ma co być naiwnym, drugiej nie dostaną.

Niech to diabli...

Miał ogromną ochotę się napić, choćby i tego przeklętego – rozwodnionego (lub nie) – spirytusu. Być może nawet by to zrobił, gdyby stołówka nie była zamknięta. Opadł ze złością na poduszkę. Więc to tak? Nie mógł nawet zapić smutków? To już było ze strony Monokumy zbyt okrutne.

Nie wiedzieć czemu po głowie krążyły mu strzępki z życia Akemi. Chyba dlatego, że w niekomfortowo wielu aspektach przypominało mu jego własne. Jedyna różnica była taka, że niektórzy w obliczu krzywdy reagują obronnie, a inni przechodzą do kontrofensywy. Naprawdę tak mało brakowało? – myślał z goryczą. Mógłbym teraz wciągać dragi pod blokiem i ewentualnie przygrywać w jakichś obskurnych lokalach ze składającą się z gangsterów bandą?

Kyoshi Kida był na Akemi Yogi zły. Był zły, że pozwoliła się tak stłamsić, dała się zepchnąć na samo dno. Może gdyby potrafiła się postawić...

Zdusił w sobie chęć walnięcia pięścią w ścianę. Przeklęte gdyby! Miał wrażenie, że wokół gdyby orbitowało ostatnio całe jego życie. Co gdyby było inaczej, co gdyby był inny, co gdyby byli gdzie indziej...

– Gówno – mruknął ze złością. Nie da się uciec od problemów, wymyślając sobie inną rzeczywistość. Eskapizm jest dla słabych.

I mówi to osoba, która tak często dawała samotne nocne koncerty, mając za jedynego słuchacza księżyc? – sarknęła złośliwa część umysłu. A ta to mogłaby się czasem zdrzemnąć...

– Nie uciekam. – Nie miał pojęcia, kiedy w jego dłoniach znalazła się gitara. Błądził myślami i pozwalał palcom błądzić po strunach, byle poczuć choć odrobinę upragnionego spokoju.

Nie obchodziło go, że nikt nie słucha. W zasadzie było tak samo, jak wtedy, tylko bez księżyca.

Shizuko.

Muzyka krystalizowała się przez dłonie, dając upust wszystkim myślom, jakie krążyły mu po głowie. A dominowała wśród nich jedna. Jeszcze nienazwana melodia zaczynała przybierać coraz to wyraźniejszy kształt. Kształt tak wstydliwie zakrywanych ust i policzków, skromnego stroju i orzechowych oczu.

To nie on tworzył w tej chwili muzykę. To muzyka tworzyła jego. Niektórzy nazwaliby ten stan transem. Dla niego była to bezsilność. Bezsilność tak głęboka, że można było tylko dać się jej porwać i mieć nadzieję, że kiedy w końcu rozbije się o brzeg, nie będzie za bardzo bolało.

Tej nocy już nie zasnął. Do rzeczywistości przywołał go piskliwy głos z ekranu.

Uwierzycie, że to już siódma, sówki? Pora więc przestać wypłakiwać sobie oczy i wyjść do ludzi! Kto wie, może nawet dzisiaj nikt nie zginie! Puhuhu...

Danganronpa 20 000Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz