4.12 Śmierć z miłości

86 15 47
                                    


Kyoshi zerknął w bok, a jego spojrzenie na moment skrzyżowało się z Momo, która w zasadzie od początku rozprawy nie za bardzo się udzielała. Jej wzrok był pewny i spokojny, żeby nie powiedzieć stoicki, jednak kryło się w nim coś, czego nie rozumiał.

– Nie? – Akio był równie zaskoczony, co reszta.

– Nie – powtórzyła. – Myślę, że jeszcze na to za wcześnie.

– Ale o czym chcesz jeszcze gadać? – burknął Sushi. – Przecież wszystko już wiemy.

– W porządku... Po prostu dajmy jej się wypowiedzieć – westchnęła Katsumi.

Momo poprawiła okulary i strzepnęła parę paprochów z koszuli.

– No właśnie... Nie wydaje mi się, żebyście wiedzieli wszystko, ale to moja wina. Wybaczcie. Po prostu podczas śledztwa nie potrafiłam tego z niczym powiązać. Teraz jednak wydaje mi się, że za szybko przechodzimy do wniosków.

– Chcesz powiedzieć, że jest coś jeszcze? – spytał Kyoshi.

To spojrzenie... Niezmiennie ciepłe i figlarne, jednak teraz dziwnie poważne i jakby... proszące? Kyoshi wzdrygnął się i spuścił wzrok. Coś było tu potwornie nie tak.

– Dokładnie tak. Pod koniec śledztwa, kiedy wszyscy się porozchodzili, postanowiłam przyjrzeć się jeszcze raz zwłokom. I... nie wiem jeszcze, jakie to ma znaczenie, ale Taro miał niewielkie nakłucie u dołu pleców.

– No i co z tego? – zbył sprawę Sushi. – Pewnie po szczepionce czy coś. Strata czasu...

– Niekoniecznie – powstrzymała go Katsumi. – To musi być świeża sprawa... Szczepionki raczej goją się po paru dniach, a przecież nikt mu tutaj niczego nie robił.

– A jesteśmy pewni, że to ma w ogóle związek ze sprawą? – spytał Akio. – Zawsze mógł się po prostu czymś skaleczyć.

Momo pokręciła głową.

– Dobrze myślisz, ale nie. Taką ranę byłoby bardzo trudno przez przypadek zrobić w takim miejscu.

Zapadła cisza. Ta uwaga wydawała się strasznie przypadkowa, ale na tyle zastanawiająca, że nie mogli jej tak po prostu zbyć. Tylko jak to się mogło mieć do sprawy? Przecież już ją rozwiązali...

– A czy... mógł go ktoś... otruć? – zaryzykowała w końcu Shizuko.

– Ale jak otruć? – szepnęła Amy.

– Chyba ołowiem! – parsknął Sushi. – A nie, sorki, chyba jednak prędzej zabiłaby go kulka we łbie.

– A możesz mnie przynajmniej posłuchać? – zdenerwowała się.

Kyoshiego paradoksalnie to ucieszyło. Z ulgą przyjął u niej lekkie ożywienie. Wszystko było lepsze od tej straceńczej, nieznośnej rezygnacji.

Może... jeszcze nie całkiem przegrali?

– Nie mówię tego tak po prostu – ciągnęła Shizuko. – Podczas śledztwa byliśmy na moment w składziku. Wtedy odniosłam wrażenie, że coś się zmieniło w szafce z truciznami. Nie byłam pewna... i w zasadzie to dalej nie jestem, ale wydaje mi się, że były ułożone trochę inaczej niż na początku. Więc... to może nie jest taki głupi pomysł, że ktoś coś zabrał.

– Ale ta szafka była przez cały czas zamknięta – przypomniał jej Akio. – Wiem, bo kluczyk był i dalej jest u mnie.

– No... Nie przez cały czas – uświadomił sobie Kyoshi. – Zamknęliśmy ją dopiero po tym, jak wróciliśmy na dół. To by znaczyło, że przez te parę kwadransów ktoś mógł coś zwinąć.

Danganronpa 20 000Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz