9. 2:13

54 6 38
                                    


2 maja 2040

Kyoshi strzepnął ze spodni dwieście czterdziesty siódmy koci włos tego wieczora i westchnął ciężko. Mały, rudy łobuz, do niedawna właściciel tego włosa, odwrócił się i ocenił wyrządzone szkody ze złośliwą inteligencją w ślepiach. Już jakiś czas temu przestał udawać, że interesuje się jego kolanami z dobroci serca, i teraz już po prostu po nich jak najszybciej przebiegał, pilnując, żeby się o nie porządnie otrzeć.

W pewnym sensie Kyoshi miał niesamowitego pecha. W niewielkiej, przytulnej kawiarni był przynajmniej tuzin innych zwierzaków – wszystkie grzeczne i milutkie – a przy stole siedziała ich ósemka – i nikt inny nie został wybrany na ofiarę przez tego rudego sukinkota.

Złapał z przeciwnej strony stołu drwiące spojrzenie Momo, która drapała pod brodą spokojną jak głaz burą kotkę.

– Wiesz, one wyczuwają złych ludzi – rzuciła, w ogóle nie starając się szeptać.

Zaczął układać w głowie ripostę, jednak przerwał mu krzyk zza pleców.

– Czemu nie pozwalasz się kochać!?

No tak... Mała poprawka – przy stole było ich siedmiu. Amy, na kolanach i ze łzami w oczach, próbowała pogłaskać wyjątkowo nieśmiałego czarnego kocura, który właśnie uciekł między nogi gości z sąsiedniego stolika.

– Jeszcze się za tobą stęskni! – zawołała Mio. – Miłości nie można pospieszać.

Śmig! Rudy najwyraźniej przypomniał sobie, że nie znęcał się nad nim już od dwudziestu sekund. Kyoshi odetchnął głęboko. Cała ta sytuacja w bardzo zaskakujący sposób stymulowała jego kreatywność. Przez ostatnie dwadzieścia minut zdążył już wymyślić przepis na dość oryginalny gulasz, a teraz w myślach coraz wyraźniej zaczynał mu się rysować projekt pewnego stylowego, zimowego beretu.

Zanim jednak zdążył nacieszyć się bardzo bogatym w szczegóły mentalnym obrazem tego, jak pozyskuje na ów beret skórę, z rozmyślań wyrwał go czyjś głos.

– Twoja herbata.

Odwrócił się, żeby spojrzeć na chyba nawet młodszą od niego kelnerkę, którą jakiś wyjątkowo okrutny członek zarządu kawiarni pokarał obowiązkiem noszenia do stroju kocich uszek. Wizerunek wizerunkiem, ale są rzeczy, których po prostu nie robi się innym ludziom.

– Dzięki. – Przyjął filiżankę.

– Życzę wszystkiego s-miau-cznego – wyrecytowała dziewczyna z miną, jakby ktoś jej trzymał pistolet przy głowie.

Kyoshi pociągnął pierwszy łyk i złość na rudego zaczęła mu przechodzić. Co prawda nigdy nie pałał specjalnie mocnym uczuciem do herbaty, ale znajdujące się w tej konkretnej parę kropelek rumu nadawało jej mnóstwo duszy.

W o wiele lepszym nastroju rozsiadł się wygodnie. Tak jakoś się złożyło, że jego wzrok padł na Ginę.

– Chcesz trochę? – rzucił. – Teraz już oficjalnie możesz.

Gołym okiem było widać, jak dziewczyna walczy ze sobą. W końcu jednak pokręciła głową.

– Nie wiadomo, co się stanie – wyjaśniła. – Co, jeśli się okaże, że mam słabą głowę? Jeszcze zacznę mówić po hindusku, wejdę na stół i będziecie musieli mnie nieść z powrotem.

Kyoshi wywrócił oczami.

– Nie moja osiemnastka... Ale tą ilością nawet chomika byś nie upiła.

Mimowolnie wrócił myślami do swoich osiemnastych urodzin. W niczym nie przypominały tych tutaj. Wynajęty klub, głośna muzyka, mnóstwo alkoholu (i trochę zioła, które Fumi znowu jakimś cudem zdołał ze sobą przemycić, chociaż go pilnowali)... Bardzo dużo znajomych i bardzo mało przyjaciół. Pamiętał, że nie czuł się za dobrze po wszystkim. Nie był pewien, czy nie wolałby zwyczajnie zostać w domu. Tak więc w obliczu jego własnych doświadczeń kocia kawiarnia wcale nie była takim złym pomysłem. Nawet jeżeli mogło się wydawać, że nie posiada dość przytupu jak na tak ważną okazję.

Danganronpa 20 000Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz