1.12 Śmierć z desperacji

131 23 58
                                    

– Mitsuo Maruyama – powiedział głośno. – To byłeś ty.

Nie wywołał takiego poruszenia, jakiego się spodziewał. Kilka osób zerknęło na niego ze zdziwieniem, ale sam oskarżony nie wyglądał na specjalnie wstrząśniętego.

– Zgaduj dalej – powiedział tylko. – Chociaż ciekawi mnie, jak doszedłeś do takiego wniosku.

– Kyoshi... Wiesz coś, czego my nie wiemy? – spytał Akio.

Przez chwilę Kyoshi sam zwątpił w słuszność swoich dedukcji. Szybko jednak pokręcił głową i mocniej zacisnął palce. Miał rację i był tego pewien.

– Wiem nie więcej, niż wy – powiedział. – Pomyślałem jednak nad tym, co powiedział Ryu. Znacie powiedzenie „najciemniej pod latarnią"?

Usłyszał jak Shizuko głośno wciąga powietrze. W sumie spodziewał się, że ona zrozumie jako pierwsza. Była o wiele bardziej inteligentna, niż się zdawało na pierwszy rzut oka.

Reszta jednak potrzebowała trochę więcej czasu.

– Co za durne powiedzenie – stwierdził Saburo.

– Chodzi w nim o to, że czasami nie możemy znaleźć odpowiedzi, chociaż mamy ją tuż przed nosem – ciągnął Kyoshi niezrażony. – Mitsuo, ja naprawdę nie żartuję. Daję ci ostatnią szansę, żebyś się przyznał.

– Wybacz, ale spasuję – odrzekł Mitsuo. – Nie można przyznać się do czegoś, czego się nie zrobiło.

– Chodzi o jego koszulę – wypaliła Shizuko ze zniecierpliwieniem.

Kyoshi kiwnął głową.

– Bardzo... ekstrawagancka, nie uważacie? Wszystkie te kolory... Istna feria barw. Można się pogubić w tym gąszczu.

Z pewną satysfakcją nasłuchiwał, jak parę następnych osób doznaje momentu olśnienia. Rozwiązanie, kiedy już się na nie wpadło, zdawało się aż za proste.

Była tam. Była tam od samego początku. Jedna plama na rękawie, tuż pod ciemnym szmaragdem, i druga na piersiach, otoczona wiosenną żółcią i wieczornym indygo. Trochę już zbrązowiałe, ale wciąż nie do pomylenia z czymkolwiek innym.

Chciałby móc teraz poczuć ulgę. Że im się udało, że jednak przeżyją, że śmierć Wang-Mu nie pozostanie bezkarna. Jednak nie mógł. Bo właśnie okazało się, że ktoś z ich grupy faktycznie posunął się do morderstwa. Mógł spojrzeć tej osobie w twarz, chociaż ona sama jeszcze nie rozumiała, że już przegrała. Pamiętał jednak, co ta przegrana oznaczała. Zamknął oczy i zacisnął zęby. Czy naprawdę nie było innego wyjścia? Żeby przeżyć, musieli skazać tego chłopaka na śmierć? Zresztą co tak naprawdę było warte ich przeżycie? Jedynie odroczyli swój własny wyrok o kilka dni.

– Nie bądź śmieszny – próbował bronić się Mitsuo. – Co ci się niby nie podoba w mojej koszuli?

– Bardzo ładna koszula – oznajmiła chłodno Katsumi. – Daję ci pięć sekund na wytłumaczenie, skąd wzięła się krew na rękawie i piersi.

Mitsuo zdębiał, ale wciąż jednak próbował się bronić.

– To? To jest najzwyklejsza w świecie akwarela. Coś ci się musiało pomylić...

Chłopak zamilkł i rozejrzał się dookoła. Nikt nie wydawał się przekonany. Przeszedł więc do ofensywy.

– No chyba sobie żartujecie! Coś takiego ma być dla was niezbitym i ostatecznym dowodem? Spójrzcie na Amy, do licha ciężkiego! Jest cała we krwi i nawet nie próbuje się z tym kryć!

Danganronpa 20 000Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz