1.10 Ślady

124 20 60
                                    

Kyoshi stał na środku korytarza i ponurym wzrokiem lustrował zwłoki jednej z niewielu osób, które mógł z czystym sercem nazwać swoimi idolami. Wang-Mu imponowała mu od zawsze, jeszcze zanim ją spotkał. Tym, jak pokaźnym dorobkiem mogła się pochwalić mimo młodego wieku. Tym, jak zręcznie posługiwała się słowami – zupełnie jakby ubierała w nie myśli, które miał każdy, ale nikt nie potrafił ich wyjaśnić. Tym, jak sama tłumaczyła wszystkie swoje utwory na japoński oraz angielski. Wreszcie tym, jak łączyła sobą głos młodego pokolenia i mądrość przodków. Teraz już nic więcej nie napisze. Boże, to była tak bezsensowna śmierć... Dlaczego ktoś chciałby zmarnować tak dobrze zapowiadające się życie?

Zdawał sobie sprawę, że dla wielu osób on sam był idolem. Czuł się z tym dziwnie. Porażającej większości z nich nie znał, ba, nie wiedział nawet, jak wyglądają. Chyba po prostu w branży muzycznej idolizacja przychodziła razem ze sławą. Nie podobało mu się to, bo w jego odczuciu bardzo spłycało samą ideę „idola". Dla niego zawsze byli to ludzie – głównie artyści – lepsi od niego. Tacy, którymi mógł się inspirować i aspirować do bycia jak oni.

Uważał to za bardzo niesprawiedliwe, że tysiące osób czci go jak boga, podczas gdy mało kto słyszał o Wang-Mu. Rozumiał jednak, że muzyka była o wiele bardziej kameralną formą ekspresji od poezji. Poezja nie przyciągnie milionów widzów przed ekran ani tysięcy na widownię. Chociaż... może źle do tego podchodził. Współczesne gwiazdy muzyki szybko wschodziły i szybko się wypalały, zupełnie jak supernowe. To Horacy wzniósł pomnik trwalszy niż ze spiżu, który pozwolił jemu i wielu po nim zapisać się na stałe w zbiorowej pamięci ludzkości.

Czy kilka lat twórczości Wang-Mu starczyło za taki pomnik? Nie miał pojęcia. Artyści nie powinni umierać tak młodo. Nikt nie powinien.

Zauważył, że zanim to się stało, często myślał, co będzie robić potem – kiedy już się wydostaną. Teraz zrozumiał jednak, że ucieczka wcale nie jest niczym pewnym. Być może ich przeznaczeniem jest tu zginąć – pojedynczo, po kolei. Po raz pierwszy odkąd się tu znaleźli, naprawdę zaczął się bać o swoje życie. Po raz pierwszy poczuł się naprawdę osaczony.

Spróbował jednak odsunąć od siebie te myśli. Shizuko poprosiła go, żeby przeprowadził śledztwo. Śledztwo... Dobre słowo na chaotyczne kręcenie się dookoła w nadziei na natrafienie na jakąś wskazówkę. Większość osób tak właśnie się zachowywała. Zaraz potem uświadomił sobie, że w zasadzie nie za bardzo ma prawo w tej kwestii ich oceniać. On sam nie miał pojęcia, co powinien robić. W końcu nie był detektywem.

Nie oznaczało to jednak, że nie mógł spróbować myśleć jak detektyw. Miał w końcu całkiem sprawny rozum i, zdaje się, potrafił z niego dość nieźle korzystać. Zadaniem detektywa jest odtworzenie przebiegu zbrodni, prawda? Jeżeli dowie się, jak dokładnie wyglądało morderstwo, pozostanie dopasować do niego najbardziej pasującą osobę.

Przewrotnie zaczął jednak od zastanowienia się, kto mógł to zrobić. Oczywistą odpowiedzią wydawał się Taro, ale to jeszcze nic nie znaczyło. W końcu wszyscy mieli bardzo solidny motyw – chęć wydostania się stąd. To oznaczało, że każdy może być mordercą.

Chwila, nie. Każdy? Bzdura. On sam wiedział dobrze, że tego nie zrobił. Nie mogła to też być Shizuko. Byli cały czas razem – od momentu, kiedy ostatni raz zobaczyli Wang-Mu, aż do znalezienia zwłok. Wysoce wątpliwe było też, żeby denatka sama odebrała sobie życie. To pozostawiało trzynastu podejrzanych. Dużo. Dopóki nie wymyśli, jak obniżyć tę liczbę, zastanawianie się nad tożsamością sprawcy było bez sensu.

Postanowił więc zbadać dokładniej ciało. To wydawało mu się najlogiczniejszym punktem wyjścia. Walcząc z delikatnym odruchem wymiotnym przykucnął przy zwłokach.

Danganronpa 20 000Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz