Rozdział 8

2K 90 0
                                    

- Cassandro nie prowokuj mnie abym użył innych sposobów. - pogroził mi palcem. Jak ojciec niegrzecznemu dziecku.

Co on sobie wyobraża? Jestem tak wściekła. Natychmiastowo przycisnęłam go do ściany.

- Jak śmiesz mówić w ten sposób? To, że jesteś starszy znaczy dla mnie tyle co nic! Z łatwością i przyjemnością! Mogę! Sprawić! Ci! Ból!

Poniosło mnie trochę ale nie żałuję. Trzeba było mu pokazać, że nie każdy musi być na jego każde skinienie.

- Wychodzę, jak zmądrzejesz to się odezwij. A ja przemyśle twoją propozycję.

- Jaka ty łaskawa! - spojrzałam na niego wściekle - Taki już jestem, przyzwyczaj się.

- Naprawdę? Przyjmij do wiadomości to, że tak bardzo się nie różnimy. - uśmiechnęłam się z fałszywą życzliwością.

Wyszłam z budynku zostawiając za sobą roześmianą Rebekah i rozzłoszczonego Klausa.

- Masz rację braciszku ona nam się przyda. Ale spieprzyłeś.

- Nie denerwuj mnie i ty.

- Bo co skończę jak Kol? Albo Elijah? Wbijesz mi sztylet w serce? Na ile lat?

Pokręciłam głową i ruszyłam do domu. Muszę się zastanowić nad tym co zrobić. Na początek wrócę do domu, oczyszczę umysł i zastanowię się nad całą tą sprawę. Mogę również zapomnieć o sprawię, ale dlaczego jednak nie chce mi to przejść przez gardło.

Weszłam do domu i pierwsze co napotkałam to wściekły wzrok Katherine.

- Nie patrz tak na mnie. Nawaliłam się a Klaus łaził za mną i zabrał mnie do siebie.

Katherine prawie wypluła do szklanki wszystko co miała w ustach. Uniosła brwi w niedowierzaniu i podniosła ręce. Zaczęła się wycofywać ale po chwili się wróciła.

- A jednak ktoś ci się podoba! - wykrzyknęła.

- Co za bzdury! On się uwziął na mnie, a nie ja na nim.

- Myślałam, że wybierzesz lepiej!

Nie wierze! Czego oni dziś ode wszyscy chcą? Pokręciłam głową.

- Katherine, błagam cię. Musisz?

- Tak! Martwię się o ciebie, kiedy ostatnio czułaś coś do kogoś!?

- Facet nie był mi potrzebny, pracowałam nie flirtowałam.

- Ale już nie pracujesz! Cassandro jesteśmy przyjaciółkami, nawet takie suki jak my musimy czasem się zakochać.

Nie wierze, że o tym gadamy. Wzięłam torebkę krwi i wyszłam szybko, byle nie kontynuować tego tematu.

Idę popływać, nie wytrzymam. Mam dość, wczoraj bawiłam się na imprezie, dziś najlepsza przyjaciółka - jedyna- mi mówi, że zakochałam się i na dodatek Klaus chce abym mu pomagała w misji " król powraca na tron ". Chciałam spokoju, a co mam? I co najważniejsze co mam z tym zrobić?

- Nad czym tak rozmyślasz?- spytała podejrzliwie Kat.

- Mam dylemat, widzisz Klaus chce mieć we mnie sojusznika i żebym mu pomogła. Na dodatek Marcel ma unieruchomionego Elijah. Ale nie ma niczego czego mogła bym chcieć w zamian.

Właśnie pożałowałam swoich słów. Katherine pochyliła się w moją stronę. Jej wyraz twarzy mówił 'ja mam rację, ja!'.

- No właśnie, czyli nie ma nad czym rozmyślać. Ale ty chcesz!

- Nie zaczynaj! Z nim szybciej się dogadam i będę mogła tu bez problemu mieszkać.

Kat zamierzała coś powiedzieć ale się powstrzymała, tym lepiej dla mnie i moich nerwów.

- Ale... nie mów, macie dużo wspólnego.

Wyskoczyłam jak oparzona z tego basenu i pobiegłam za nią prosto do domu.

- No właśnie o tym mówię! Jaki by nie był, lepsza nie jesteś!

- Dziękuję, czy możemy skończyć ten temat? Naprawdę mam tego dość. Katherine znasz mnie jak nikt inny powinnaś wiedzieć, że mnie związki nie obchodzą. Ani nic takiego jasne? Temat skończony.

- Czy ja przeszkadzam? - spojrzałam na Klausa opartego w wejściu do salonu.

- Japierdole. - z wrażenia złapałam się za głowę. Ile z tego słyszał?

- Od jak dawna tu stoisz? - wskazałam na niego palcem.

- Ja? Dopiero przyszedłem ale idąc tu zdążyłem usłyszeć " nie zaczynaj". A co obgadujecie mnie.

Odbił się od ściany i zajął miejsce w fotelu. Jak zaraz nie zniknie mu ten bezczelny uśmiech to urwę im obu te pustostany.

- Jasne. - odparła Katherine, na co Klaus uśmiechnął się szelmowsko.

- Nie no, to kurwa dramat! 

I hate you SWEATHEARTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz