- Myślisz, że to Stefan z Damonem powstrzymali Seline i Sybil? Za dużo dziewczynki od tamtego czasu się nie zmieniły. Uwierz mi, gdyby nie ja, w tym momencie nie miałbyś kogo chronić! Mądrze by było mnie nie denerwować.
Caroline usiadła ponownie zajęła miejsce na przeciwko mnie. W tym momencie wbiegły dziewczynki z kartkami w ręce.
- Patrz to ty jako księżniczka!- zaczęły chichotać dziewczynki.
- A to kto? - spytałam, pokazując na postać obok mnie.
- To twój chłopak! - mała blondyneczka zasłoniła usta i zaczęła chichotać.
Spojrzałam na ich roześmiane buzię i poczułam takie miłe uczucie na sercu. Chciałabym mieć takie życie jak one. W sensie nie narzekam, aktualnie jest dobrze. Ale kiedy ja miałam niecałe osiemnaście lat, wygnano mnie z wioski bo miałam zdolność których inni nie posiadali. Kiedy umierałam z głodu znalazły mnie moje siostry.
A o nie walczy ich mama. Podejrzewam, że ich tata myśli jak pozbyć się zagrożenia. Wszyscy walczą o to by miały dobre życie. Pewnego dnia zakochają się, będą mieć dzieci. I tak doczekają się spokojnej śmierci.
- Możecie się zatrzymać tutaj. A my musimy jechać - spojrzałam na Klausa - Pani Weiss! Niech pani tu przyjdzie. - musi się w końcu ktoś nimi zająć.
- Ja dziękuję. I przepraszam. - powiedziała do mnie Caroline.
- Jasne, pani Weiss się wami zajmie.- odparłam bez emocji.
Wyszłam przed dom i czekałam na Klausa.
- Czemu nie wsiadłaś od razu? - zdziwił się.
- Bo czekałam na ciebie, nie oczekuję, że będziesz mi otwierał drzwi ale nie chciała... czekać na ciebie. - Klaus uśmiechnął się łobuzersko, otwierając mi drzwi.
- Myślałem, że ją rozszarpiesz.
- Tylko wyjaśniłam jej jak sprawa wygląda. Myślisz, że się mnie boi?
- Ja mówię o spotkaniu przy drzwiach. - spojrzał na mnie, czekając na reakcję.
- O co ci chodzi, grzeczna byłam. - zmarszczyłam brwi.
Co ja takiego zrobiłam? No właśnie, chodzi mu o ten tekst ze Salvatorem? Dla mnie to było śmieszne.
Spojrzałam na niego i mnie oświeciło.
- Naprawdę!? Serio!? Chodzi ci o to, że nam przerwała, nawet o tym nie pomyślałam.
Zaczął się jeszcze głośniej śmiać, ciężko było utrzymać poważną minę.
- Skończyłeś? Czy tobie chodzi... - zawahałam się, wiem, że jak to powiem to nie będzie odwrotu - tylko i wyłącznie o seks?
Spalę się zaraz ze wstydu, ja to powiedziałam na głos. Zaczęłam rozmowę i się rozkręci poważna rozmowa, boje się, że jej wynik końcowy, może mnie nie zadowolić. Siedzę wpatrzona przed siebie, czekając na reakcję. Nic, cisza, zero reakcji. To boli, a nie powinno, dlatego przez całe życie tego unikam. Czemu musiałam być tak głupia?
- Chcesz powiedzieć, że oczekujesz czegoś więcej? - spytał cicho.
Zastanowiłam się chwilę nad tym co usłyszałam.
- Klaus, ja po prostu nie wiem czy to co chcę jest możliwe, a przede wszystkim czy jest prawdziwe.
Zatrzymaliśmy się niedaleko domu Marcela. Sięgnęłam do klamki, aby ją otworzyć, ale mnie powstrzymał.
- Poczekaj chwile. - powiedział i wyszedł z auta.
Obszedł auto i otworzył mi drzwi. Posłał mi czarujący uśmiech i wyciągnął rękę. Złapałam jego dłoń i wysiadłam.
Czemu on musi tak mi mieszać w głowie.
Wziął mnie pod ramię i ruszyliśmy na bal. Weszliśmy do środka i zaczęłam rozglądać się po sali. Zobaczyłam Rebekah i Elijah.
- Ja idę do twojego rodzeństwa, ty idź do Marcela.
Wyplątałam się, i odwróciłam się w stronę Mikaelsonów.
- A ty gdzie? Wracaj, po pierwsze, nie będziesz mi mówić co mam robić, a po drugie idę z tobą. - marudził Klaus.
Objął mnie w tali, i podeszliśmy do Rebekah i Elijahy.
- Witaj braciszku! Siostrzyczko!
- Niklaus, Cassandro.
- Już wiem dlaczego Nik tak wcześnie wyszedł.
- Taa.
- Jaki macie plan i co mamy robić?
CZYTASZ
I hate you SWEATHEART
VampireMam tysiąc lat. Jestem hybrydą. Nie , źle myślisz, nie jestem Klausem Mikaelsonem. Nazywam się Cassandra, a jedyne czego szukam to spokoju. Nowy Orlean to idealne miejsce dla takiej jak ja.