Rozdział 15

1.7K 85 0
                                    

Zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Davinę z panią Weiss. Poprawiłam włosy do tyłu i podeszłam do kuchenki. Spojrzałam na jedzenie które robi pani Weiss, ale nie miałam na nie ochoty. Krew, mój mózg powtarzał to jak mantrę. 

- I jak się spało? - zapytałam z nutą zaciekawienia w głosie.

- Nawet dobrze, dziękuję. - odpowiedziała, nawet nie podnosząc wzroku znad miski płatków.

Uśmiechnęłam się do niej. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam dwa woreczki z krwią. Usiadłam na przeciwko dziewczyny, przy barku. 

Ciekawe kiedy przyjdzie Marcel. Jak zareaguje? Mam to gdzieś, ale tu chodzi o Davinę. A to tylko facet, więc nie zdziwię się jeśli zrobi coś co będzie tylko utrudniać życie. Został wychowany przez Mikaelsonów, a zwłaszcza przez jednego z nich - wywróciłam oczami, na samą myśl. Musiało to wyglądać komicznie. No mniejsza - więc nie zdziwię się jak będzie robił problemy. Problemy. Jeszcze są czarownice, misja Klausa. 

W co ja się wplątałam?

W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Z torebką w ręce podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nie musiałam sprawdzać kto to. 

- Pani Weiss! Proszę zaprosić tego człowieka! - zawołałam. 

Oczywiście dom był na mnie. Nie na panią Weiss. Wiem o tym tylko ja, dlatego wszyscy myślą, że jest na panią Weiss. Nawet nie próbują wejść. Wiem, że ktoś w końcu to odkryję, ale tym się też nie martwię. 

Staruszka podeszła, spojrzała na gościa i uśmiechnęła się promiennie.

- Niech pan wejdzie, zapraszam.

- Cassandro... -zaczął - co chcesz zrobić? - od razu do rzeczy, kto by pomyślał. 

Nie odpowiedziałam, pokazałam mu gestem dłoni żeby usiadł. Kiedy zajął miejsce, usiadłam na przeciwko. Davina właśnie skończyła i szła do nas.

- Marcel! - podbiegła do niego i uścisnęła go mocno w pasie.

- Cieszę się, że cię widzę, całą i zdrową. - słodka scena, ale nic nie powiedziałam. Siedziałam tak gapiąc się na nich, z kamienną twarzą. 

- A więc tak, mam czarownicę, która zamieni Davinę z ochotniczką z sabatu. Dziś jadę tam dogadać się z nimi.

- Dlatego chcesz zwalić to na inną? - warknął. Wywróciłam oczami i głośno westchnęłam. 

- Ona tego nie chcę, - wskazałam na dziewczynę. - a są dziewczęta, które zrobią to z przyjemnością. Zamienią się, obudzą się wszyscy będą zadowoleni. Nie zabijesz więcej czarownic, dzieci i inne czarownice nie będą płacić za czyny przodków i starszyzny. A Davina odzyska życie, normalnej nastolatki.

- Jesteś tego pewna? - zwrócił się do Daviny, na co energicznie pokiwała głową.

- Tak, ona ma plan i możliwość to zrobić. Siedząc na poddaszu nic nie zdziałamy.

Marcel spojrzał na mnie i na Davinę. Potarł skronie.

Wie, że mam racje. Wie, że Davina ma racje. Wie, że nic nie zdziała. Sam wie, że to dobre wyjście, chodź głośno tego nie powie. 

- A co za to chcesz? Co będziesz z tego mieć? - oczywiście. Czy ja nazywam się Mikaelson? 

- Nic, nie chcę. Ja po prostu chcę pomóc, dla mnie to dużo. - wytężyłam słuch, była na górze. -Katherine dopilnuj, żeby jak skończą on wyszedł grzecznie. Ja idę na spotkanie z czarownicami.

Kat pojawiła się w pokoju. Podeszła do niego i uścisnęła z nim dłoń. Przeszyła go wzrokiem i powoli wyszła z salonu.

- Jej ufam - wskazałam na dziewczynę - tobie nie. Pamiętaj, Katherine ma pięćset lat, ona nie będzie się patyczkować. Podejdzie wyrwie serce, nawet ręka jej nie zadrży.

Wstałam i wyszłam.

Czas na spotkanie z wiedźmami. 

I hate you SWEATHEARTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz