Rozdział 20

1.6K 70 6
                                    

Rozłożyłam świecę tak jak ostatnio i zrobiłam dwa koła z soli, rozłożyłam jeszcze poduszki, ale po co one dowiecie się później. Wszystko tak jak ostatnio, zajęłyśmy miejsca, Freya złapała mnie za rękę i zaczęła wypowiadać zaklęcie. Ogień zapłoną, a ja poczułam jak powoli upływa ze mnie energia.

- Co się dzieje? - mruknął Klaus.

- Freya potrzebuję dużo energii, sama by nie dała rady, ale z Cassandrą już tak. - wytłumaczyła mu Katherine.

To zadziwiające jak potrafią się dogadywać. A jeszcze niedawno chcieli się pozabijać.

- Robiłaś to już wcześniej?

- Marcel zaufaj Cassandrze i Freyi, naprawdę Davina jest w dobrych rękach.

- Nie przeszkadzajcie Freyi, musi się skupić. - upomniałam ich.

Jak dzieci! Jak dzieci!

Od kiedy Niklaus się martwi, o kogokolwiek? Postawił się za mną, pewnie i to jest część planu. Walić to, moja głowa robiła się coraz to cięższa, tak jak moje powieki. Dziwnie się czułam, ta część zawsze była dziwna i nieprzyjemna. Dziewczyny stawały w kółku i czekały, zazwyczaj nic się nie działo. Wiem, że Freya była wykończona tym zaklęciem, ale to zawsze ja kończyłam najgorzej.

Poczułam rozluźnienie, koniec zaklęcia. I to właśnie jest ten moment, w którym ja mdleje. Pora na przymusową drzemkę. Cześć

Godzinę później obudziłam się w swoim łóżku, obok mnie siedział Klaus i Katherine.

- Śpiąca Królewna się obudziła. - zaświergotała Kat. 

- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - odbiłam pałeczkę.

- Racja, pójdę po krew. - wstała powoli i rozpłynęła się w powietrzu. 

Poklepałam się po policzkach, żeby się trochę obudzić. Co on tu jeszcze robi? Nie pojechał z siostrą?

Obróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego, przyglądał mi się, ale nie umiem odczytać z jego twarzy nic konkretnego. Nie dość, że nastroje zmienne jak u kobiety przed okresem, a nawet gorszej, to jeszcze potrafi założyć tą maskę obojętności. 

- Co? Zaklęcie nie wyszło, Freya coś mówiła? - zaśmiał się.

- Jak tu tak siedziałem, to się zastanawiałem czy się obudzisz sama, czy trzeba ci pomóc.

- Ha ha, śmieszne. Zobacz jak się uśmiałam. - mruknęłam.

Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.

Davina uratowana i inne dzieci z sabatu też. Teraz Klaus odzyska władze, ja zdobędę kamertony i po sprawie. Tego chciałam, a teraz czego chcę?

- Ja wracam do domu, zasiedziałem się.

- A Nowy Orlean czeka. - odparłam.

Naglę poczułam pustkę obok mnie i ciszę. Podniosłam się, ale już go nie było.

To jest jakiś żart, to już nawet nie jest kiepska komedia, to jest dramat. Co ja mam w głowie, gdzie się podziała silna, pewna siebie Cassandra?

- O czym tak myślisz? - spytała Kat.

Uśmiechnęłam się diabelsko, w mojej głowie zrodził się piękny plan.

- Co ty na to, żeby się przejechać rozerwać, najeść z żyły.

- Już mi się podoba. 

*****************

Przepraszam za długą nieobecność. Szkoła, sprawy rodzinne to wszystko mnie pochłonęło. Narzuciłam sobie trochę dużo zadań. Po za I hate you SWEETHEART i Original, mam jeszcze inne książki. 

Wiem, że jakość tego opowiadania może być kiepska. Sama nie jestem z tego zachwycona. To ma być spokojna książka. Nie jest ona jakaś wspaniała, po prostu jest. Tak na dobry początek, a każdy od czegoś zaczyna. 

Dziękuję za naprawdę duży odzew. Tak dla mnie to dużo!

Jeszcze raz przepraszam i proszę o uzbrojenie się w cierpliwość. Zapraszam do mojej drugiej historii Original. 

Miłego dnia!

GoldenGirl xoxo


I hate you SWEATHEARTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz