Uniosłam głowę i spojrzałam na śpiącego Klausa. Daruje wam moich zachwytów. Samo możecie sobie wyobrazić. Bestia za dnia, łagodny baranek w nocy. Wyplotłam się z jego objęcia i wstałam z łóżka. Weszłam do garderoby i rozejrzałam się za ubraniami na dziś.
- Dzień dobry, kochanie. - czyli już wstał.
- Czyli już nie "rybka"? - zaśmiałam się, starając się jak najlepiej go naśladować. 'Rybka' okropne.
- A co wolisz to? - spytał.
Spojrzałam na niego, był boski. Nie wiem co teraz, poszłam z nim do łóżka i co to koniec? Będziemy udawać, że do niczego nie doszło. Tak będzie pewnie lepiej. To nie pierwszy mój raz, ale zazwyczaj moi partnerzy uciekali nad ranem.
Posłałam mu uśmiech.
- Obojętnie, i tak zrobisz to co będziesz chciał.
Zmarszczyłam brwi.
Cholera Marcel idzie.
- Marcel.
- Po raz kolejny ci przypominam, że też mam dobry słuch.
Nawet w teraz musi kpić? Jego nastroje są jak karuzela. Dosłownie! Jest to irytujące.
- Jasne. - przyznałam z westchnieniem. - Ja już idę.
Poszłam otworzyć drzwi, Davina była już w salonie i czekała na swojego przyjaciela. Wyglądała kiepsko. Nie dziwię się wymiotowała ziemią, wodą. Na szczęście Kat podała jej środki uspokajające, czyli w mieście jest w miarę spokojnie.
- Witaj Marcel. - powiedziałam beznamiętnie.
- Cześć. I jak masz coś? - w jego oczach było widać strach i niepokój. Urocze.
- Tak dziś o piętnastej przyjdzie ochotniczka, wie na co się pisze. Spokojnie.
- To dobrze. - przytaknął.
- Dzień dobry Cassandro. - przywitała mnie Davina.
- Cześć. - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. - Freya będzie przed piętnasta. Przygotuje cię do zaklęcia i jeszcze dziś wieczorem będziesz wolna.
Davina pokiwała głową i delikatnie pokiwała głową, wciąż była pod wpływem środka uspokajającego.
- Co jej jest? - Marcel potarł skronie.
- Rytuał nie został wykonany. Każda dziewczyna reprezentowała jeden z żywiołów. Davina była ostatnia, posiadła moce trzech pozostałych dziewcząt. Odbija się to nie tylko na niej, ale także na mieście.
- W takim razie ją zabieram, wywiozę ją z miasta. Gdzieś daleko.
Marcel zrobił kilka kroków do przodu. Miał już brać dziewczynę na ręce, ale Klaus mu przeszkodził. Szok i niedowierzanie, to się malowało na jego twarzy. Inaczej się tego nie da opisać.
- Dobrze cię widzieć przyjacielu. - Klaus położył mu rękę na ramieniu.
- Klaus, nie spodziewałem się ciebie tu. - uśmiech hybrydy się powiększył.
- Jestem chodzącą niespodzianką. Co poradzić? - wzruszył ramionami. - A teraz się uspokój. Cassandra ma plan i go zrealizuję.
Klaus zajął miejsce obok mnie i objął mnie ramieniem.
Nie wiem co on robi, czy do czego zmierza, ale nie podoba mi się to. Spodobałoby mi się to, gdybym wiedziała, że to nie jest jego plan. Plan by Marcel przekierował część zaufania do mnie, na niego. Tak był plan.
Czemu to tak zabolało?
No cóż, poradzę sobie z tym. Muszę. Byle do przyjścia Freyi.
CZYTASZ
I hate you SWEATHEART
VampireMam tysiąc lat. Jestem hybrydą. Nie , źle myślisz, nie jestem Klausem Mikaelsonem. Nazywam się Cassandra, a jedyne czego szukam to spokoju. Nowy Orlean to idealne miejsce dla takiej jak ja.