Mój pech

1.8K 53 2
                                    


Miałam mętlik w głowie.  Na początku biegłam by jak najdalej odejść od moich przyjaciół. - Przyjaciół ? Zadałam sobie pytanie. Szczerze to tylko Irkę mogłam nazwać przyjaciółką. Po śmierci rodziców byłam zdruzgotana ale musiałam chodzić do szkoły, a wtedy pojawiła się ona. Mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, myślę, że tą biedą była moja bezsilność. Potrzebowałam wsparcia i je otrzymałam. Irka od początku była dla mnie miła, pomagała mi. Kiedy nasza znajomość się pogłębiła, zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu po za szkołą. Odrabialiśmy i uczyliśmy się razem, chodziliśmy na spacery... Byliśmy po prostu dziećmi, które mają siebie nawzajem, byliśmy szczęśliwe. Kiedy wybuchła wojna Irka poznała nowych ludzi ze swojej konspiracji w której działała. Na wskutek tego też ich poznałam. Szczerze to nie wiem co oni o mnie sądzą, czy mnie lubią? Ale jedno jest pewne, że mają do mnie wielki problem o to kim jestem.

Kiedy moje nogi nie miały już siły by dalej biec, postanowiłam, że będę po prostu szła stawiając krok za krokiem. Oglądałam swoje otoczenie. Wokół mnie było dużo drzew, które rozciągały się wzdłuż, a pomiędzy nimi ścieżka. Pamiętam bardzo dobrze jak kiedyś były tu tłumy, ludzie spacerowali, kobiety z małymi dziećmi, damy szły pod rękom przystojnych mężczyzn. Teraz praktycznie nikt tu nie chodzi, ludzie nie mają czasu a niemieccy żołnierze nawet pewnie nie wiedzom o tak pięknym miejscu.

Ku mojemu zdziwieniu usłyszałam głos jadącego samochodu. - Oby to nie byli Szkopy. Jak na moje nieszczęście to właśnie oni jechali samochodem. Obróciłam się i zobaczyłam dwóch mężczyzn ubranych ciemno zielone niemieckie mundury. Nagle zatrzymali się koło mnie a ja przeklęłam w głowie.

- Franz zobacz jaka ślicznotka pałęta się tutaj sama. - Zachichotał obrzydliwie. Znałam bardzo dobrze język niemiecki więc wszystko rozumiałam co gada ten Szkop.

- Dawaj papiery !- Burknął ten drugi. Padałam więc mu, a on spojrzał na nie a potem na mnie. Jakie wyraz twarzy przedstawiał zdziwionego.

- Hm Poleczka wybrała się na spacerek Rudolf, ale ciekawe jest czemu ma takie imię?

- Jakie, pokaż !  Elze Winiarska, niemieckie imię jak na Polkę. 

Nie wiedziałam co robić. To nie byli jakoś wysoko rangowi żołnierze, ale nic nie przychodziło mi do głowy co zrobić, co powiedzieć.

- Papiery ma dobre, wszystko się zgadza. - Powiedział ten Franz kiedy trzymał moje dokumenty.

- Co panienka robi tu sama. Zgubiłaś się czy coś. - Zaśmiał się chamsko. 

- Rudolf pewnie ta dziewka nas nie rozumie, ale musisz przyznać, że jest ładna.

- Polskie kobiety są ładne, ale nic nie warte.

- Dziękuje, że panowie mnie komplementujecie. Nie zgubiłam się wracam do domu, mogę już iść?

- Jednak znasz niemiecki i wracasz do domu. To może my podwieziemy panienkę. 

- Nie ma takiej potrzeby. Nie chcę nikogo kłopotać.

- Nalegamy - powiedział stanowczym głosem. Nie miałam wyboru, musiałam usiąść na tylnych siedzeniach samochodu. Mogli mnie zgwałcić, zabić, albo zawieść na Szucha. Dwóch silnych, uzbrojonych mężczyzn na jedną mnie.  Ku mojemu zdziwieniu za dużo do mnie nie gadali, panowała wręcz cisza, słychać było tylko głos silnika. Szybko dojechaliśmy do warszawy, właściwie jej centrum starego miasta. 

- Proszę mnie tu wysadzić, dojdę już sama.

- o nie ma takiej mowy, odwieziemy Panią do domu. Proszę powiedzieć gdzie pani mieszka.

Skłamać czy nie skłamać. Jednak bez zastanowienie powiedziałam by zawieźli mnie do hotelu ,, Rote Rose " Najpopularniejszy hotel w Warszawie, czyli hotel mojej rodziny. Przed wojną nazywał się czerwona róża, ale teraz stał się głównym miejscem dla niemieckiej narodowości, chociaż widuje się tam Polaków, ale to tylko bogaci ludzie szukający interesów.  Zanim się obejrzałam byłam już przed miejscem docelowym. Był na prawdę piękny i zawszę się nim zachwycam, bo w końcu to dzieło mojego ojca. 

- Czemu Panowie idziecie za mną ?

- Chcemy Panią odprowadzić i sprawdzić czemu Pani tam idzie. Wiemy jacy są Polacy. Lubią oszukiwać ludzi.

- Pracuje tam, możecie się spytać każdego. Odpowiedziałam z powagą. Wiedziałam, że i tak pójdą zapytać o mnie, choć wolałam bym, żeby do tego nie doszło, bo to na pewno zdenerwuje moja ciocię. 

- Spytamy na pewno. - Odpowiedział.

Wchodząc do środka powiedziałam tylko dzień dobry recepcjoniście i poszłam dalej nie zwracając uwagi na tych żołnierzy którzy już wypytywali o mnie. Poszłam do kuchni by coś zjeść. Była bardzo głodna i chciało mi się pić. Kiedy wyszłam z kuchni, wpadłam niezdarnie na sekretarkę szefowej hotelu.  Nazywała się Katarzyna i była prawą ręką mojej ciotki. Była młoda a całe życie stawiała na usługiwaniu i wykonywaniu poleceń swojej szefowej. Rozkazywała nawet mi.

- Pani Zagrodzka cię prosi. Idź do jej gabinetu. - Zawsze zwracała się do mnie jak do małego dziecka. Traktowała mnie jak zwykłą pracownice. A przecież to ja byłam tu córka chrzestną właścicielki hotelu. Czasem zachowywałam się nie dojrzale mimo iż mam dwadzieścia pięć lat.  Śmiałam się często i żartowałam, denerwowało to moją ciotkę, ale no cóż byłam najlepszą osobą która grała w tym hotelu na jakimś instrumencie. Tak, właśnie ja grałam w orkiestrze ale częściej solo na swoich skrzypcach. 




~~~~~Dzisiaj trochę dłuższy rozdział. Właściwie zaczęłam się rozkręcać i powoli dzieje się akcja. Mam nadzieje, że jak na razie podoba się pierwiastek mojej książki. ~~~~~~~Pozdrawiam!!!





~~~~Wojenna melodia~~~~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz