Rozdział 2

605 35 6
                                    

Amelia

- Mama! Mama!

Moja maleńka krzyczy na mój widok z ogromnym uśmiechem na twarzy. Jest cudownym dzieckiem, grzecznym i spokojnym. Nie grymasi gdy skoro świt zrywam ją z łóżeczka żeby zawieść ją do opiekunki abym mogła spokojnie pójść do pracy. Teraz uśmiecha się jeszcze szerzej bo dojrzała co trzymam w dłoni. Kolejny pluszowy słonik, uwielbia słonie i wszystkie jej maskotki są ich podobiznami. Umieram jej buciki po czym żegnam się z Katy, wspaniałą kobietą która  w domu prowadzi mini żłobek. Aria uwielbia tu przebywać, tak samo uwielbia swoją opiekunkę. Ja również ją uwielbiam ponieważ mam możliwość pracować, a że sama wychowuję małą bo jej ojciec nie był nią zainteresowany, a oznajmił mi to w cholernym smsie, nie mogę sobie pozwolić na bezrobocie. Żegnamy się z Katy i wracamy do naszego domu. Jest mały ale jest nasz. Udało mi się go kupić gdy sprzedałam mieszkanie które miałam zanim urodziła się maleńka i zanim do życia Marco wkroczyła przeszłość. Nie winię go że się rozstaliśmy, ja na prawdę nie chciałam żeby dziecko cierpiało przez ich zagrywki, nie wiedziałam tylko że miesiąc później zemdleję, ładując w szpitalu i dowiadując się że zostanę mamą. Gdy wyszłam do domu z obserwacji postanowiłam zadzwonić do Marco, nie odebrał więc zostawiłam wiadomość że musimy porozmawiać ponieważ jestem w ciąży. Nie oddzwonił, ale jego wiadomość była jednoznaczna. Radź sobie sama ... Nic więcej, tak więc radzę jak najlepiej potrafię. Wyprowadziłam się na drugi koniec kraju, sama bez bliskich jednak dałam radę. Teraz mam cudowną córkę która jest całym moim światem. Gdy tylko ją ujrzałam, tuż po narodzinach pokochałam całym sercem. Chociaż tak bardzo przypomina tatę z wyglądu to z charakteru jest podobna do mnie. Wchodzimy do domu, a że jestem pewna że zjadła obiad u opiekunki idziemy prosto na taras skąd możemy udać się na plażę. Słońce świeci niezbyt ostro a lekki wiatr porusza taflą wody. Obie uwielbiamy tu być, jednak moje firmowe ubrania nie pasują za bardzo do miejsca, jednak nie będę marnować wspólnego czasu z małą na przebieranie. Na plaży spędzamy blisko godzinę, wracamy do domu. Idę się przebrać w czasie gdy mała zajęta jest bajeczką o zwierzętach.

W swojej sypialni zrzucam z siebie piękny ale nie wygodny na zbyt długie noszenie garnitur. Czarne spodnie z wysokim stanem opinające się na moich udach i biodrach, biała jedwabna koszula na krótki rękaw i marynarka na jeden guziczek. Elegancja i skromność jest wymagana w firmie w której pracuję, zdaniem właściciela jego projektanci muszą godnie się prezentować aby każdy klient przychodzący do nich wiedział że są kompetentną firmą. Przebrana w znoszony już trochę dres wracam do córeczki. Siedzi i ogląda sobie bajeczkę, ja w tym czasie szykuję nam kolację.

Po kolacji wykąpaną córeczkę układam w jej łóżku i czytam bajeczkę na dobranoc. W sumie nie czytam tylko recytuję bo znam ją już na pamięć ale Aria ją uwielbia i bez problemu przy niej zasypia. Okrywam ją jej pościelą w słoniki i wychodzę z pokoju zostawiając lekko uchylone drzwi. Dziecko śpi więc teraz mam trochę czasu dla siebie, chociaż nie bardzo ponieważ muszę uszykować na jutro projekt łazienki dla bardzo wymagającego klienta. Z kubkiem kawy i szkicownikiem siadam na tarasie i biorę się za pracę. Połączenie wszystkiego co chce klient nie należy do łatwych ale jak to mówi mój szef " gdzie diabeł nie może tam pośle babę" tak jest zawsze gdy koledzy z pracy polegną przy projekcie ich klienci trafiają do mnie. Więc jestem wiecznie zawalona pracą i nie mam czasu na nic po za moją córką. Życia towarzyskiego nie mam jako takiego ponieważ moje dwie przyjaciółki zostały w naszym dawnym mieście a ja uciekłam jak najdalej od Marco. Nie dlatego że się go bałam ale dlatego że pomimo tego iż wiedziałam że postępuję w imię dobra dziecka bolało by mnie patrzenie na to jaki jest szczęśliwy. Może to było tchórzowskie posunięcie ale tak jest lepiej, miałam radzić sobie sama więc to mam zamiar robić. Nie byłabym szczera gdybym powiedziała że nie myślę o nim, że nie tęsknię, bo tęsknię i to bardzo a myślę o nim za każdym razem gdy tylko spojrzę na Arię. Ma jego oczy koloru pięknej zieleni i czarne włosy, czarne niczym heban. Często ludzie pytają mnie jakim cudem geny ojca przebiły moje? Ja rudzielec z piegami jestem mamą czarnowłosej dziewczynki o śniadej karnacji. Marco z pochodzenia jest Włochem, jego rodzice są Włochami żyjącymi w Ameryce. Obawiam się dnia kiedy Aria zapyta o tatę, nie wiem co jej powiem, nie wiem co będzie lepsze. On jej nie chciał więc ja nie powinnam go wprowadzać w jej życie nawet w opowieściach żeby nie poczuła rozczarowania. Spoglądam na spokojne wody oceanu i wracam pamięcią do dnia przyjazdu do Miami.

- Mel kochana jesteś pewna? Może powinnaś pójść do niego do firmy z nim porozmawiać? - po raz setny pyta mnie moja przyjaciółka Kim.

- Jestem pewna, wyraził się jasno więc nie zamierzam mieszkać tutaj gdzie na każdym kroku mogę go spotkać.

- Będę tęsknić, odwiedzę cię gdy tylko się urządzisz.

- Będę czekać. Kocham cię.

- A ja ciebie.

Wstałam rano i biorąc tylko podręczny bagaż udałam się na lotnisko taksówką. Nie chciałam żeby dziewczyny mnie odwoziły, za dużo płaczu, a ja już nie mam czym płakać. Lot okazał się męczący a początki ciąży i bez tego są dla mnie ciężkie. Jednak dałam radę i właśnie wysiadam z taksówki przed nowym domem. Tu rozpoczynam nowy rozdział życia bez Marco i jego miłości,  za to z dzieckiem które rośnie w moim łonie. Przeleję na nie całą swoją miłość i zapomnę o Marco.

Gdyby tak łatwo było zapomnieć człowieka przy którym zostawiło się część swojego serca. Nie jest łatwo i nigdy tak nie będzie. Nie wiem czy jeszcze kiedyś komukolwiek uda się dotrzeć do mojego serca. Jest wielu mężczyzn którzy zapraszają mnie na randki, jednak niezmiennie odpowiedź dla każdego jest taka sama "nie dziękuję". Wyzbyłam się tego łatwo, ponieważ nie chcę na siłę układać sobie życia z kimś kto nie jest nim. Nie będę nie potrzebnie narażać na rozczarowanie niewinnych mężczyzn, wystarczy że ja jestem smutna i rozczarowana a minęło już ponad dwa lata. Chyba za dużo myślałam o Marco ponieważ mam wrażenie że właśnie biegnie wzdłuż plaży. Mężczyzna który biegnie jest strasznie do niego podobny, tak samo dobrze zbudowany, te same ruchy podczas biegu. Tyle razy biegałam z nim że mogłabym przysiąść że to Marco, ale to niemożliwe dzielą nas kilometry, a dokładnie ponad dwa tysiące kilometrów. Cały czas podążam wzrokiem za postacią która oddala się ode mnie, nie to nie możliwe żeby to był on. Chyba że, nie.

- Idź spać kobieto masz zwidy. - marudzę sama do siebie i tak robię. Wchodzę do domu zamykam drzwi i udaję się do sypialni. Zanim się położę sprawdzam czy Aria śpi. Śpi spokojnie i uroczo. Jest naprawdę słodkim dzieckiem, a gdy pogrążona jest we śnie wygląda jak laleczka. Będzie powalająco piękną kobietą gdy już dorośnie, a ja będę przy tym w przeciwieństwie do Marco. Nie wie co stracił gdy kazał mi radzić sobie samej. Stracił wspaniałą córkę, ona też niestety przy tym straciła ojca ale ma mnie.

***

Tym razem napisane z perspektywy Amelii :-) pozdrawiam 

O zachodzie słońca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz