Rozdział 5

633 35 4
                                    

Amelia

Wróciłam z pracy wykończona sporem z klientem, nie ze mną się spierał a z poprzednim projektantem, ale ten klient zawsze ma jakieś obiekcje. Całe szczęście udało mi się go uspokoić pokazując mu propozycję przygotowaną przeze mnie. Już nie raz widziałam jego niezadowolenie i teraz miałam wszystko gotowe przed czasem, co nie zmienia faktu że wróciłam dziś późno przez co to Kim położyła małą do łóżka. Przebieram się szybko w lekką sukienkę i schodzę na dół, Kim siedzi w salonie i czyta książkę.

- Zmęczona?

- Tak, mam ochotę posiedzieć nad wodą, muszę odpocząć po ciężkim dniu.

- Idź się przejść, ja będę w domu w razie mała się obudzi.

Idę więc na plażę, spaceruję tuż przy linii wody, która do ciepłych nie należy ale właśnie dlatego jest taka orzeźwiająca. Spacerując oczyszczam umysł od niepotrzebnych myśli, odcinam się od pracy i skupiam na sobie. Tak przez może trzy minuty myślę o sobie. Po chwili myślę o córeczce i jej zbliżających się urodzinach. Za tydzień kończy dwa lata. Już dwa lata jak pojawiła się na świecie. Do dziś pamiętam dzień porodu.

Okropny ból wyrywa mnie ze snu, skurcze. Stają się nie do zniesienia. Boli okropnie, ale wiem że zostanie to nagrodzone wspaniałą córka. Usiłuję wstać i gdy tylko udaje mi się to zauważam krew na udach. Nauczona podczas szkoły rodzenia nie zaczynam jeszcze panikować ale gdy odchodzą mi wody płodowe, zaczynam krzyczeć. Do pokoju wpada Kim i Aby. Obie przy mnie od tygodnia, nie chciały abym była sama przed porodem.

- Ok. Aby bierz torbę, a ty kochana chodź jedziemy do szpitala, już czas.

Idę słuchając się polecenia Kim, która przejęła kontrolę nad całym zdarzeniem. Jedziemy do szpitala a ja mając coraz częstsze skurcze modle się aby nie urodzić w aucie. Udaje nam się dotrzeć na miejsce zaskakująco szybko. Trafiam od razu na salę porodową. Rozwarcie na osiem centymetrów, regularne skurcze. Coraz większy ból i zmęczenie. Po dwóch godzinach zaczynają się skurcze parte, nie potrzeba ich wiele a na świat przychodzi Aria. Moja mała córeczka, pokryta mazią i czerwona zaczyna płakać ile sił w płucach, a miała ich sporo. Trzy kilogramy sto pięćdziesiąt gram szczęścia i czterdzieści dziewięć centymetrów miłości. Kochałam ją zanim ją ujrzałam ale gdy tylko ją ujrzałam pokochałam całą sobą. Moje dziecko, moja radość i miłość. Żałuję że nie ma przy mnie nikogo, a szczególnie Marco, szkoda że nie chciał jej pokochać. Zaczynam płakać, ale gdy tylko położna układa mi maleńką na piersi płacz zamienia się w szloch szczęścia.

Dziewczyny pokochały Arię tak samo jak ja. Do dziś ją kochają i rozpieszczają. Spaceruję dalej gdy moim oczom ukazuje się znana mi tak dobrze sylwetka. Nie, tylko nie to. Znowu za dużo o nim myślę i pojawia się mimo że go tu nie ma.

Marco

Jest na plaży, nie zepsuj tego.

Tak brzmi sms od Kim. Wysłuchała mnie dziś, choć nie do końca szczęśliwa z powodu mojego widoku dała mi szansę wszystko wyjaśnić. W tym czasie kilka metrów dalej mój syn bawił  się z własną siostrą nawet nie wiedząc o tym, a moja mama cicho płakała schowana za plecami taty, była tak blisko wnuczki a nie mogła jej wziąć w objęcia i tulić. Ja sam miałem problem oderwać choć na chwilę wzrok od Arii, na żywo jeszcze bardziej przypominała mnie i Alexa, bawili się tak jakby znali się od urodzenia. Alex jak na chłopca przystało troskliwie się nią zajmował, pomagał i tłumaczył jak ma budować z pisaku zamek. Kim początkowo nie wiedziała co powiedzieć, a raczej ile może mi zdradzić jednak gdy popatrzyła w tym samym kierunku co ja i zobaczyła jak mała się bawi i z jaką miłością w oczach patrzą na nią moi rodzice i ja zaczęła mówić wszystko. Zaczęła opowiadać od tego jak Amelia po odejściu ode mnie, wzięła urlop i zamknęła się w mieszkaniu na długie tygodnie, w końcu gdy wyszła z mieszkania i wróciła do pracy zemdlała w biurze i trafiła do szpitala gdzie dowiedziała się o ciąży. Była wtedy w czwartym miesiącu, nic nie podejrzewała ponieważ nie zmieniło się nic w jej organizmie. Gdy wyszła ze szpitala zadzwoniła do mnie ale ja nie odebrałem, nagrała wiadomość, czy możemy porozmawiać ponieważ okazało się że jest w ciąży, gdy dostała wiadomość z mojego numeru że ma radzić sobie sama postanowiła się przenieść aby nie żyć w pobliżu człowieka który nie chce uczestniczyć w życiu jej dziecka. Spakowała się, załatwiła sobie nową pracę i wyjechała nie próbując się więcej ze mną kontaktować. Urodziła małą mając wsparcie w przyjaciółkach które na tydzień przed porodem zjawiły się u niej ze wsparciem, a to ja powinienem być przy jej boku. Gdy zapytałem ją czy bardzo mnie nienawidzi Kim odpowiedziała szczerze, zresztą jak zawsze. ,, ona cię kocha i każdego dnia tęskni. Jednak wiesz co przeszła z rodzicami dlatego usunęła się z twojego życia żeby chronić twojego syna, nie wiedziała że chwilę później dowie się że będzie matką twojej córki. Zbolało ją to że nie chcesz być obecny w życiu Arii, dała sobie radę i wiesz że gdyby miała zrobić to ponownie i tak by to zrobiła nie zmieniając nic. Ma córkę którą kocha ponad wszystko, ona daje jej siłę do życia.''  Na samą myśl o samotnej Amelii radzącej sobie całą ciążę, później samotny poród i powrót do domu gdzie nie było ojca dziecka. Chociaż nie do końca to moja wina jednak mogłem pilnować bardziej telefonu, rzadko mi się zdarzało go zapominać, i jak na złość zapomniałem go w tak ważnym dniu. Opowiedziałem Kim, że gdy wczoraj wróciłem z rozprawy rozwodowej do domu i ojciec mi powiedział że poznali Arię od razu zapytałem Megan czy miała z tym coś wspólnego. Zdecydowała się mi pomóc spotkać Amelię, dlatego właśnie idę plażą w jej kierunku. Widzę z daleka jej postać, a im bliżej jestem tym bardziej moje serce szaleje. Nadal piękna i ponętna, włosy ma rozpuszczone a powiewający wiatr rozwiewa je jej. Ma na sobie piękną, zwiewną białą sukienkę i moczy nogi w chłodnej wodzie oceanicznej. Podchodzę bliżej już bez problemu widzę jej wyraz twarzy, jest zaskoczona i jakby nie do końca wierzyła że mnie widzi. Mruga nerwowo powiekami i potrząsa głową jakby chciała odpędzić jakieś wyimaginowane zjawiska. Staję na przeciwko niej i chociaż mam ochotę porwać ją w ramiona nie dotykam jej. Odzywam się co nie przychodzi mi łatwo przez ściśnięte gardło.

- Amelia. - chcę powiedzieć coś zdecydowanie więcej ale nie wiem co do licha mam powiedzieć.- chyba musimy porozmawiać. - udaje mi się z siebie wydusić.

Chyba dopiero na dźwięk mojego głosu udaje się jej otrząsnąć z szoku, groźnie mruży oczy, no nie do końca groźnie bo wygląda wręcz uroczo, ale to jej forma okazywania waleczności.

- Nie mamy o czym, tak jak chciałeś radzę sobie sama i idzie mi doskonale. - syczy wściekła przez zaciśnięte zęby. Moje szczęki też się zaciskają bo wiem że nie będzie łatwo aby dała mi szansę wytłumaczyć.

- Daj mi kwadrans, proszę o kwadrans. To nie dużo patrząc na to że dowiedziałem się wczoraj, a raczej dziś nad ranem że mam córkę i to od mojego ojca.

Prycha poirytowana, nie będzie łatwo oj nie. Patrzy na mnie i szuka jakiś znaków że kłamię. Widzę w jej oczach że bije się z myślami, między daniem mi szansy na rozmowę a odejściem bez słowa. Liczę jednak na to że pozwoli mi ze sobą porozmawiać. Zależy mi na byciu częścią ich rodziny, tej którą tworzy z moją córką. W jednej chwili patrzy na mnie a po sekundzie odwraca się na pięcie i kieruje w stronę mojego domu. Czyżby zamierzała iść do mnie i sprawdzić czy Megan tam jest? Zatrzymuje się na chwilę gdy zauważa że ja za nią nie idę i się odzywa mało przyjaznym tonem.

- Idziesz czy nie? Nie dam rady rozmawiać z tobą bez kubka melisy.

Więc idę za nią i jak się okazuje nie dość że przypadkiem trafiliśmy na siebie w Miami, to jeszcze jesteśmy prawie sąsiadami, dzielą nas dwa inne domy.

××× Dziś dwa rozdziały, udanego weekendu 😙

O zachodzie słońca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz