Rozdział 22

516 32 1
                                    

Marco

Potrzebuję kawy, jednak nie ma szans żebym sam po nią poszedł. Nie jestem jednak sam, mam braci przy sobie i Paula. Jednak ten drugi musi mi sporo powiedzieć więc zwracam się z prośbą do braci.

- Pójdziecie po kawę?

- Jasne, niedługo wracamy.

Zostawiają nas samych, jakie to dziwne że w całej poczekalni jesteśmy tylko my. Nie ma innych rodzin czekających na wieści co z ich bliskimi. Jestem sam w takiej sytuacji, cieszy mnie myśl że nie cierpią inni. Muszę się teraz jednak skupić na istotnych kwestiach, takich jak czy grozi mk coś za strzelenie do Megan.

- Jak to wygląda? - przyjaciel patrzy na mnie wzrokiem pełnym żądzy zemsty.

- Megan po opatrzeniu rany trafiła na przesłuchanie, z podanych mi przez detektywa Johna informacji po ich zakończeniu trafiła do aresztu. Nie wyjdzie z więzienia do końca życia, będę walczył tak długo aż nie padnie wyrok dożywocie. Przepraszam przyjacielu że nie pomogłem Ci obronić Mel.

- Gdyby nie ty to ta suka by spaliła ją żywcem w domu. - Tak właśnie było, dzięki jego radzie dziewczyny były u mnie w czasie pożaru.

- Tylko ci poradziłem co masz zrobić.

- Jak przedostała się przez ochronę? - to męczy mnie od samego początku.

- Dwóch zostało uśpionych chloroformem, dwóch ogłuszonych uderzeniem w głowę. Czlowiek który pomagał Megan się nimi zajął zanim ona się pojawiła w pobliżu.

- Nic im nie jest?

- Nie ale Andre jest wkurwiony że tak ich podeszli, byli rozdzieleni i załatwiał ich jednego po drugim.

- Ważne że żyją. A pani detektyw?

- Nic jej nie jest, nie została ranna ale musisz sam przyznać że trafiła faceta idealnie między oczy.

- Jak to się stało? Przegapiłem ten fragment chyba.

- Prowadziłeś małego do góry gdy ten chciał do ciebie strzelić, nie trafił za pierwszym razem, za drugim nie miał szans strzelić bo dostał kulkę od Becky. Osłabiała twoje wyjście.

Bracia wracają faktycznie szybko, a w tym samym czasie wychodzi do nas lekarz. Staje przy mnie odzywając się.

- Państwo są od pani Amelii?

- Tak. - odpowiadam zrywając się na równe nogi. - Co z nią?

- Pacjentka żyje i są spore szanse że wyjdzie z tego. Jednak doszło do kilku komplikacji podczas operacji gdzie musieliśmy podjąć decyzje ważne dla jej życia. Pocisk w udzie na szczęście nie uszkodził tętnicy udowej i nie spowodował wielkich obrażeń, jednak kula która trafiła panią Amelię w podbrzusze zmusiła nas do usunięcia całego układu rodnego.

- Czyli co?- pyta Adamo.

- To znaczy że pani Amelia nie będzie mogła mieć dzieci, usunęliśmy jej jajniki, macicę a także węzły chłonne, wszystko zostało rozerwane od siły z jaką uderzył w nią pocisk. Ważne jednak jest to iż udało nam się zatrzymać krwawienie i ustabilizować jej stan. Obecnie śpi po operacji, potrzebuje sporo ciszy i spokoju aby móc dojść do siebie.

Bliski omdlenia z radości siadam na krześle. Lekarz przekazał nam dobre wiadomości.
- Będę mógł ją zobaczyć? - bardzo bym chciał czuwać przy jej łóżku. Tak długo aż się nie obudzi.
- Dziś już nie, proszę wrócić z rana wtedy będzie już na normalnej sali gdzie będziecie mogli ją odwiedzać. Muszą panowie odpocząć, a Pan jest cały we krwi, myślę że lepiej się tego pozbyć zanim żona Pana zobaczy.
Spoglądam na swoje ubranie i faktycznie cały jestem we krwi Mel, zarówno spodnie jak i koszula. Przecież trzymałem dzieci na kolanach w takim stanie. Jak one musiały się tego widoku wystraszyć, ostatnie czego chcę to aby się mnie bały.
- Ma pan rację, wrócimy rano. Dziękuję za wszystko co zrobiliście żeby ją ratować.

Wszyscy jedziemy do hotelu, tu mamy zarezerwowane pokoje dla wszystkich, dokładniej mówiąc mamy tutaj zarezerwowany apartament z czterema sypialniami. Dzieci już śpią a mi się przypomina że muszę powiadomić Kim o stanie Amelii. Wyciągam telefon z kieszeni i dzwonię.

- Marco? Co z nią?

-  Żyje, wyjdzie z tego. - odpowiadam zatroskanej przyjaciółce Mel.

- Chwała Bogu. Jutro przylecę.

- Hotel Continental, tu jesteśmy. Nie możemy wrócić do domu.

Nie potrzeba nam więcej mówić, najważniejsze że żyje. Nic innego nie jest teraz ważne, tylko to żeby doszła spokojnie do siebie. Nie wiem jak przyjmie wiadomość że więcej nie zostanie mamą, po cichu jednak myślę że fakt iż ma już córkę a mój syn kocha ją tak jakby to ona go urodziła załagodzi smutną wiadomość. Jestem wykończony, dzisiejsze zdarzenia spowodowały że przybyło mi zapewne siwych włosów i zmarszczek. To co nas ostatnio spotykało było szalone, tak jak często w filmach się zdarza. My jednak nie jesteśmy aktorami, jesteśmy rodziną. Normalna rodzina która chce być razem i żyć sobie spokojnie.
Zamknięcie Megan pozwoli nam teraz skupić się na budowaniu spokojnego domu, wypełnionego miłością i wsparciem.

-Marco? Co z Amelią? - Mój wewnętrzny monolog przerywa głos taty. Odwracam się w jego kierunku.

- Żyje i wyjdzie z tego.

- To wspaniale, jednak coś cię jeszcze męczy tak?

- Nigdy nie będzie już mogła zostać mamą, usunęli jej układ rodny, a co jeśli Aria i Alex jej nie wystarczą? Co jeśli marzyła o większej liczbie dzieci?

- Marco, ona będzie się cieszyć że żyje i że udało jej się uratować Alexa, macie już dzieci i wierz mi ona kocha tak samo mocno Alexa jak kocha Arię. Taką miłością która kazała jej ochronić własnym ciałem chłopca który może i nie wyszedł z jej łona jednak jest dla niej jak rodzone dziecko. Poświęciła dla jego szczęścia własne, odeszła aby miał ciebie przy sobie, teraz broniła go przed potworem. Będzie dobrze zobaczysz synu.

- Mam nadzieję tato, idę się położyć.

Kieruje się do wolnej sypialni, biorę prysznic zmywając z siebie zaschniętą krew Mel, miałem jej na sobie tyle że dziwię się że w Amelii została chociaż kropla krwi. Dokładnie szoruje swoje ciało, muszę się oczyścić, może wraz z krwią uda mi się zmyć wspomnienie jej zakrwawionego ciała które mnie prześladuje cały czas. Nie chcę się zadręczać tym wspomnieniem, nie dlatego że mnie odpycha czy coś podobnego, chcę widzieć ją tylko wesołą i pełną życia, czyli taką jaką jest każdego dnia. Gdyby jej usposobienie i spojrzenie na życie można było wszczepić innym, takim jak Megan świat byłby piękniejszy. Nie było by wielu niepotrzebnych krzywd. Amelia chyba nigdy by nie była w stanie skrzywdzić innej osoby, nie celowo i nie bez niezaprzeczalnego argumentu. Jednak jeśli by ktoś krzywdził jej bliskich, stanęła by do walki jak lwica aby ich bronić lub jak w przypadku Alexa osłonić ich własną piersią. Mam ogromne szczęście że trafiła do mojego życia ponownie, nie sama lecz z naszą córeczką. Mając ją i dzieci mam wszystko. Jestem w stanie założyć swoją rodzinę, pełną i szczęśliwą tak jak ta z której pochodzę i w której mnie wychowano. W pierwszej kolejności uczynię ją moją żoną, oświadczę się jej i będę błagał na kolanach aby za mnie wyszła! Weźmiemy ślub, kupimy mowy dom, albo i wybudujemy od podstaw. Będziemy żyć tak jak powinniśmy. Tylko niech dojdzie do zdrowia a wszystko co teraz obmyślam spełni się. Do spełnienia marzeń trzeba dążyć, a ona jest właśnie moim marzeniem.
Z głową pełną marzeń kładę się do hotelowego łóżka, nie mogę zasnąć za dużo znów myślę. Nie wstaję, sen w końcu i tak nadejdzie. Zanim on nadchodzi przychodzą dzieci do mojego pokoju. Alex prowadzi za rączkę Amelię.
- Możemy spać z tobą tato? Aria tęskni za mamą. - Alex odzywa się gdy tylko stają przy moim łóżku.

- Wskakujcie, zawsze możecie przyjść gdy tego potrzebujecie. Zawsze. - wskakują do łóżka Aria w środku pomiędzy mną a Alexem.
- Za kilka dni zobaczysz się z mamusią, szybko odpocznie i wróci do nas.- mówię uspokajająco do Arii.

- Dobranoc tatusiu.

Moje małe istoty, tak młode a tak już doświadczone, z nimi w ramionach sen przychodzi szybko.

O zachodzie słońca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz