Marco.
Modlę się właśnie aby Amelia dała radę wyjść z tego cało, aby dała radę otworzyć oczy i spojrzeć na mnie z tą miłością która zawsze była w nich obecna. Jednak od pięciu godzin jest na bloku operacyjnym a ja mogę tylko siedzieć i czekać. To że nie zginął nikt po za mężczyzną który pomagał Megan to jakiś cud. Choć cud będzie jeśli nie stracę Amelii, nie mam pojęcia co zrobię jeśli nie przeżyje. Zaryzykowała własne życie aby ocalić mojego syna. Cały czas mam przed oczami zajście z przed kilku godzin.
Kałuża krwi przy bezwładnie leżącym na podłodze ciele Amelii powiększa się w przerażającym tempie. Jednak nie dane jest mi się na niej skupić ponieważ rozpętuje się piekło. Szybko ciągnę pochylony Alexa, muszę go ochronić tak jak zrobiła to Amelia, wbiegamy po schodach na górę gdzie czeka na nas mój tata. Podaję mu małego i ruszam na dół. Nie miałem nigdy broni, ale od czasów napadów Megan Paulo mnie w nią wyposażył, wyciągam po drodze z sypialni pistolet i z odbezpieczonym schodzę na dół. Odsłania mnie ściana ale ja widzę większość zajścia. Mama uciekła do kuchni i kamień spada mi z serca, nie grozi jej już nic. Megan mierzy teraz do Paula jednak ten stoi spokojnie. Mężczyzna który towarzyszył Meg leży na podłodze z dziurą w głowie. Megan chce wystrzelić ale ja robię to pierwszy, wychodząc za ściany mierzę w jej dłoń którą trzyma broń i strzelam bez wahania. Upuszcza pistolet i sama upada. Tylko kontem oka widzę jak stara się wstać i uciec, nie ma na to jednak szans ponieważ wpada policja do środka. Ja klucząc przy Amelii wraz z panią detektyw uciskamy rany, trafiła ją drugi raz. Mam ochotę ponownie d niej strzelić, jednak obecność policji stopuje moje mordercze chęci. Uciskam ranę brzucha kiedy towarzysząca mi kobieta uciska drugą na udzie. Nie wiem ile tak siedzę i staram się zatamować krew dopiero przybyli medycy przywracają mnie do rzeczywistości, chcą ułożyć Mel na noszach kiedy ta przestaje oddychać, moje serce pęka na miliony małych odłamków kiedy zaczynają ją reanimować. Zaczynam płakać i modlić się aby dała radę, aby walczyła dla nas i naszej przyszłości. Mamy całe lata przed sobą wspólnie spędzić, mamy dzieci które musimy wychować. Sam nie dam sobie rady, nie bez niej i bez jej miłości. Boże błagam tylko nie ona!!! Udało im się przywrócić jej oddech, serce bije, jednak jest słabe. Zbyt dużo straciła krwi, zbyt mało czasu na reakcję.- Zabieramy ją !!! - krzyczy lekarz umazany krwią Amelii. - szykować krew! Niech szykują salę operacyjną!!! Ruchy, nie mamy czasu. Liczą się minuty!!! - gniewnie pośpiesza swoją załogę, a ja błagam niebiosa aby mieli wystarczająco dużo czasu aby ją uratować.
Odjeżdżająca karetka to ostatnie co pamiętam z domu, nie wiem jak i kiedy dotarłem do szpitala. Gdyby nie rodzina i ich wsparcie nie wiedziałbym co począć. Adamo siedzi obok mnie w szpitalnej poczekalni. Przerażona mama i tata zostali z dziećmi przewiezieni do hotelu, nie mogli zostać w domu w którym doszło do napadu. Zawoził ich tam Mateo i miał z nimi zostać. Paulo zajmował się policją wraz z kobietą którą zatrudnił do wytropienia Megan. Czekanie mnie dobija, nie wiem co ze sobą zrobić. Kim! Cholera muszę do niej zadzwonić. Mój telefon jest roztrzaskany w gabinecie. Sprawdzam kieszenie ale nie mam przy sobie telefonu Amelii. Adamo zauważa że coś szukam i się odzywa.
- Telefonu szukasz?
- Mój się spotkał ze ścianą w domu a Amelii został chyba gdzieś w naszej sypialni.- odpowiadam zgodnie z tym co myślę.
- Ja mam jej telefon, zabrałem go w razie by dzwoniła jej przyjaciółka.- podaje mi jej telefon odpowiadając, zaskakuje mnie tym jaki jest zapobiegawczy. Odbieram go od niego i dziękuję mu za wsparcie i pomoc jaką mi okazuje. Wyszukuję numer Kim i dzwonię. Kilka sygnałów później odbiera.
- Jak w raju kochana?- pyta wesoło dziewczyna. Przełykam ślinę i drżącym głosem się odzywam.
- Kim. - głos grzęźnie mi w gardle, nie mogę mówić nie wiedząc do końca co się stanie i jakie będą dalsze informacje od lekarzy.
- Marco!? Co się stało? Coś z Megan tak?
- Tak, operują ją. Megan, ona chciała zabić Alexa a Mel zasłoniła go własnym ciałem. Przepraszam tak bardzo przepraszam.
Nie mogę rozmawiać, zaczynam ponownie płakać. Cholerna niemoc i bezsilność. Adamo bierze telefon ode mnie i rozmawia z Kim, opowiada jej wszystko bo ja nie byłem w stanie. Jestem słabym człowiekiem, nie daję już rady. Wszystko to moja wina, to wszystko co się dzieje jest moją winą. Gdybym nie był takim lekkoduchem przed poznaniem Amelii nie było by dziś problemów, ale wtedy nie miałbym wspaniałego syna. Biję się z myślami tak długo i w takim skupieniu że nie zauważam kiedy do poczekalni wszedł Paulo i cała moja rodzina, dopiero gdy dzieci do mnie dobiegły wyrwały mnie z transu samobiczowania się w myślach.
- Tatusiu ja chcę do mamy. - płaczliwym głosem oznajmia Aria. Biorę ją i sadzam sobie na kolanie, na drugie wskakuje Alex i bez słowa się we mnie wtula. Tulę ich oboje, moje dzieci. Ich pojawienie się tutaj jest jak objawienie, muszę dać radę i trzymać się bo mam dla kogo. Oni na mnie liczą i nie ważne co się stanie muszę być silny dla nich oboje.
- Wiem córeczko ale twoja mamusia Zachowała się dziś jak bohater z bajek i obaliła Alexa przed złym potworem i teraz muszą jej pomóc lekarze aby mogła do nas wrócić.
- Ale nie ma potworów tatusiu.- buntuje się Aria, jednak nie ja jej odpowiadam a Alexa.
- Są, moja mama jest jednym. Chciała do mnie strzelić ale mama Amelia mnie uratowała. Ona jest bohaterem a ta druga to prawdziwy potwór.
Niczym brzytwa słowa Alexa tną moją duszę, ma rację i żałuję że jest tak mądry aby pojąć dzisiejsze zajście. Przekonał się jakim potworem jest jego rodzona matka, w młodym i to zdecydowanie za młodym wieku poznał jej najgorsze oblicze, o którym nie miałem pojęcia.
- Podzielę się moją z tobą, ona jest super. Nie robi złych rzeczy i lubi przytulać.
Kochana córeczka ma całkowitą rację Amelia nie robi złych rzeczy, wręcz odwrotnie. Poświęca się aby ratować niewinne dziecko które nie powinno nigdy zaznać takiej znieczulicy ludzkiej jakiej zaznał i to od cholernej matki. Teraz dociera do mnie co niedawno powiedział Alex, mama Amelia. Jakże bym chciał żeby miał możliwość tak do niej powiedzieć, wiem że ucieszyło by ją to tak bardzo jak to że Aria nazywa mnie tatą. Taką właśnie powinien mieć matkę Alex i nie tylko on a każde dziecko na świecie powinno mieć tak wspaniałą i oddaną mamę.
Rozglądam się po poczekalni, mama i tata siedzą na przeciw mnie. Oboje zmęczeni i wystraszeni jednak z nadzieją w oczach spoglądają na mnie i dzieci. Adamo i Mateo stoją w koncie, milczą ale ich spojrzenia wymieniane między sobą mówią wiele. Gdyby dano im szansę Megan nie wyszła by z mojego domu żywa. Paulo siedzi na uboczu sam, czeka aż będzie mógł ze mną porozmawiać. Wiem że mamy sporo do omówienia jednak on jest człowiekiem wiedzącym co w życiu liczy się najbardziej.
Mija kolejna godzina a ja nadal nic nie wiem o stanie, dodatkowo robi się późno a dzieci muszą iść spać. Proszę więc rodziców aby zabrali ich do hotelu i położyli spać. Zgadzają się jednak muszę obiecać że będę dzwonił jak tylko się czegoś dowiem. Całuję i przytulam dzieciaczki życząc im dobrej nocy.
- Kocham was maluchy.
- Też cię kocham tato. Amelię też.- Alex jako pierwszy odpowiada na moje wyznanie.
- Kocham cię tatuś.- Aria również odpowiada tym samym wyznaniem, radując moje potrzaskane i krwawiące serce. Odprowadzam ich wzrokiem aż nie znikną z mojego pola widzenia, nie wychodzę aby odprowadzić ich do samochodu bojąc się że mogę przegapić wyjście lekarzy z informacjami dla mnie.
CZYTASZ
O zachodzie słońca.
RomanceO zachodzie słońca to opowieść o dwójce ludzi którzy pomimo miłości jaką do siebie czuli rozstali się dla dobra nowego istnienia, dla dobra jego dziecka. Po kilku latach rozłąki spotyka ją spacerującą po plaży o zachodzie słońca. Czy nadal go kocha...