Rozdział 15

581 29 1
                                    

Marco

Stoimy tak przy oknie dłuższą chwilę obserwując. Amelia stała się spięta i wystraszona, objąłem ją od tyłu i wtuliłem twarz w jej włosy, nadal patrząc w okno. Jakbym bał się oderwać wzrok bo może się coś złego stać. Jest już późno, coś koło północy a intruz jak stał tak stoi. Ni z tego ni z owego rusza pewnym krokiem w kierunku mojego domu. Wyciąga coś z kieszeni i jakby przygotowując się do zamachu nie ma jednak możliwości wykonać planowanego ruchu ponieważ nasza ochrona powala napastnika. Amelia się wzdryga na ten widok. Muszę jednak ją zostawić i sprawdzić co chciał zrobić ten człowiek.

- Pójdę sprawdzę kto to jest i co chciał zrobić. Idź weź prysznic wrócę jak najszybciej dobrze.

Nie odpowiada tylko drży od wzmagającego się szlochu. Prowadzę ją do łóżka i sadzam ją na nim. Oznajmiam że za moment wracam i wychodzę, ale idę po mamę żeby posiedziała z nią gdy ja zejdę na dół.

- Mel, kochanie zaraz do ciebie wrócę ale teraz posiedzisz z moją mamą dobrze.

W odpowiedzi kiwa delikatnie głową, zanim wychodzę nachylam się i całuję jej grzeszne usta, po czym wychodzę i zbiegam na dół. Wychodzę przed dom i zaskakuje mnie zastany tam widok. Osobą którą zatrzymała nasza ochrona jest dzieciak, jakiś małolat. Nie ma więcej jak siedemnaście lat. Podchodzę bliżej aby dowiedzieć się o co chodzi.

- Co jest?

Szef ekipy ochroniarskiej podchodzi bliżej i pokazuje mi co odebrali dzieciakowi. Nie do końca rozumiem o co chodzi ale Andre idzie mi z wyjaśnieniem.

- Koktajl Mołotowa. Dzieciak miał nim rzucić w jakiekolwiek okno w domu gdy zapanuje w nim ciemność.

Chciał spalić mój dom? Pełen ludzi których kocham!!!

- Megan go wynajęła? - pytam choć doskonale znam odpowiedź na to pytanie.

- Opisał kobietę która mu za to zapłaciła, opis pasuje. Resztę będzie ustalać policja, już została wezwana.

Cholerna Megan i jej poronione pomysły. Jeśli ona myśli że tak zmusi mnie do zapłacenia jej to się myli. Teraz mam ochotę spakować wszystkich i zaszyć się jak najdalej stąd.

Policja pojawiła się jakieś dwadzieścia minut później, po streszczeniu przebiegu zdarzenia przez Andre zwijają młodego i zabierają na komendę. Również ja mogę spokojnie wrócić do domu. Zmęczenie daje o sobie znać, wchodzę od razu do góry, do mojej sypialni gdzie zostawiłem Amelię. Siedzi z mamą ale widzę że wzięła prysznic i uszykowała się do snu. Mama o nic nie pyta, wychodzi z pokoju życząc nam spokojnej nocy. Zbliżam się do Mel, siadam tuż obok niej na łóżku.

- Widzę że już brałaś prysznic, a ja liczyłem że umyjesz mi plecy. - żartuję licząc na jej uśmiech, zamiast tego dostaję długi, namiętny pocałunek i cholera jasna jestem w niebie! Odsuwamy się od siebie po dłuższej chwili i oboje robimy to niechętnie. Amelia wstaje, podaje mi swoją drobną dłoń i ciągnie mnie w kierunku łazienki. Nie chcę żeby robiła to wbrew swojej woli, chcę żeby mnie pragnęła, żeby chciała mnie tak jak wcześniej.

- Mel nie musisz. Możemy poczekać.

Odwraca się gwałtownie do mnie, dłoń za którą mnie trzyma ląduję między jej udami, naprowadzona przez jej. O święty Boże!!! Jest już mokra, bardzo mokra i taka gorąca!

- Wierz mi, musimy to zrobić i wiele więcej. Koniec posuchy, pragnę cię i muszę cię poczuć żeby wiedzieć że chociaż to się nie zmieniło. Pragniesz mnie widzę to, nie tylko w oczach ale każdy twój dotyk, każde potajemne spojrzenie jest nim przepełnione. Teraz marsz pod wodę, a później zabierz mnie do łóżka i kochaj się ze mną!

Biorę ją na ręce i razem wchodzimy pod duży prysznic, ja nadal w ubraniu, Mel w koszuli nocnej. Nie ważne! Liczy się tylko to że jesteśmy tu oboje!!! Że się kochamy, reszta w tej chwili blaknie. Zmoczone ubrania dużo ciężej się zrzuca z ciała, Mel odpina pasek moich spodni i ich guziki a ja szarpię się z bluzą która ni cholery nie chce się odkleić od mojego ciała. Udaje mi się uporać z nią po dłużej chwili, Mel w tym czasie nie próżnowała, stoi przede mną naga, krople wody spawają po jej kobiecych kształtach. Wolnym, niczym zakłóconym równym tempem przemierzają jej ciało, dotykają jej skóry, jej każdego zakamarka tak jak ja bym chciał to zrobić. Zrzucam do końca spodnie i bieliznę podchodząc do niej jeszcze bliżej, patrzymy sobie teraz w oczy. Płoną zarówno jej jak i moje. Oboje się pragniemy i nie ma mowy żeby było inaczej. Od pierwszego spotkania chemia między nami była ogromna, a teraz po latach posuchy i wyrzeczeń w końcu jesteśmy tu... razem. Odrywam wzrok od jej oczu i podziwiam jej ciało. Na płaskim brzuch ma kilka rozstępów, pamiątka po urodzeniu mojej córeczki, piersi pełniejsze niż były, jednak nadal dumnie uniesione. Jej kobiecości nie jest ogolona na gładko, nigdy tego nie robiła. Przystrzyżone rude włoski pokrywają raj w którym chcę się zatopić i zaczerpnąć w końcu powietrza. Pragnę jej tak jak spragniony pragnie wody a głodny jedzenia. Wyciągam ku niej dłoń i delikatnie, najdelikatniej jak potrafię muskam bok jej piersi, zjeżdżając niżej na talię i biodro. Zaczyna oddychać szybciej i drżeć. Jest podniecona tak jak ja. Nie mogę dłużej czekać, chwytam ją w ramiona i przyciągam do siebie. Całuję ją wkładając w pocałunek wszystko czego nie mogę powiedzieć, pokazuję jej nim jak za nią tęskniłem, jak każdy dzień się dłużył a noce były pełne koszmarów. Jednak teraz gdy mam ją w ramionach czuję się wolny i w końcu oddycham pełną piersią. Jednak mimo że pragnę jej bardzo nie mam zamiaru po raz pierwszy się z nią kochać pod prysznicem, nie po takim czasie i nagle spada na mnie świadomość że nie będziemy mogli tego dziś zrobić bo nie mam prezerwatyw. Nie były mi potrzebne, nie sypiałem z nikim od czasów jej odejścia także nie uzupełniałem ich zapasu. Z wielkim trudem odrywam się od niej i ciężko dysząc mówię przez zaciśnięte zęby.

- Musimy przestać. - patrzy na mnie z niedowierzaniem, nigdy wcześniej jej nie odmówiłem. - nie mam prezerwatyw, nie były mi potrzebne więc nie kupowałem.

Ściąga swoje wypielęgnowane i zadbane brwi w niemym pytaniu. Wygląda przez to zajebiście uroczo.

- Nie uprawiałem seksu to też ich nie potrzebowałem.

- Nawet z Megan? - Wiedziałem że może męczyć ją wizja mnie i Megan w łóżku.

- Z nią tym bardziej kochanie. Byłaś ostatnią z którą się kochałem, i jedyną z którą chciałem robić to ponownie.

No i nadszedł czas gdy zrozumiałem że to że ja nie miałem nikogo nie znaczy że ona nie używała sobie z innymi. Czemu mnie to wkurza i boli jednocześnie? Dlaczego wolę nie wiedzieć ilu ich było i czy było jej z nimi tak dobrze jak ze mną? Bo ją kocham jak wariat i jestem zazdrosny o każdego który mógł jej dotknąć. Szybko jednak wyprowadza moje myśli na prawidłowy tor myślenia i uspokaja mnie mówiąc.

- Myślałam że tylko ja żyłam w celibacie. Nawet nie wiem czy pamiętam jakie to uczucie towarzyszy seksowi, jak to być przytulaną przez kogoś innego niż własne dziecko lub przyjaciółki, a ty również żyłeś sam ze swoimi pragnieniami. Pamiętam jak lubiłeś się zatracać w seksie nie pomyślałabym ze dasz radę bez niego.

- Zatracałem się tak tylko z tobą, bez ciebie u boku seks mógł dla mnie nie istnieć, mogło go nie być. Chodź skończymy się myć i położymy się do łóżka oboje powinniśmy odpocząć.

Przytakuje i lekko się uśmiecha, jednak nie ma zamiaru się myć, skupia się na mnie i to moje ciało myje, a ono na jej dotyk staje w płomieniach. Chcę się na nią rzucić i zatracić się w niej ale na to przyjdzie czas. Teraz muszę się opanować.
Kilka minut później oboje gotowi do snu kładziemy się w łóżku, gasimy światło i biorąc ją w ramiona czekam aż nadejdzie sen. Jest ciężko zasnąć mając wizje innych zajęć jakie moglibyśmy właśnie wykonywać w tym łóżku, ale delikatne muśnięcia na mojej piersi pozwalają mi odpływać. Zasypiając dziękuję Bogu za kobietę w moich ramionach.

O zachodzie słońca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz