Rozdział 11

588 33 6
                                    

Po nieprzespanej nocy spędzonej w pokoju Alexa gdzie spał razem ze swoją siostrą jestem wykończony ale nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Dwoje moich dzieci śpiących razem, Alex obejmujący w opiekuńczym geście siostrę, widok ten chwycił mnie za serce. Gdy o szóstej rano dostałem wiadomość od Paulo że niebawem będzie poszedłem obudzić Amelię. Wchodząc do sypialni zastałem ją wtuloną w poduszkę praktycznie w tej samej pozycji w jakiej ją zostawiłem w nocy. Delikatnie dotykam jej dłoni, nie chcąc aby się wystraszyła. Otworzyła zaspane i zdezorientowane oczy rozejrzała się po pokoju i skupiła dopiero na mnie swój wzrok.

- Cześć.- odzywam się jako pierwszy.- nie chciałem cię budzić ale niedługo zjawi się mój przyjaciel i chciałbym żebyś była obecna w czasie rozmowy.

- Hej, oczywiście już wstaję. Czy Aria jeszcze śpi? - troskliwa mama, taką właśnie jest Amelia.

- Tak, siedziałem z nimi w pokoju całą noc, śpią oboje nadal. - uśmiecham się do niej delikatnie. - musimy zmienić ci opatrunek. - dodaję podnosząc się z brzegu łóżka na którym siedziałem.

Szykuję wszystko potrzebne aby zmienić opatrunek, po chwili dołącza do mnie Amelia. Odpina bluzę którą nadal ma na sobie i staje przede mną w nadal brudnym biustonoszu. Jest taka piękna, chociaż widok rany i zaschniętej krwi powinien być odstraszający jednak tak nie jest. Jej bezwarunkowe piękno nie może być przyćmione przez cokolwiek. Zostawiam ją samą w łazience aby mogła się odświeżyć. Przebieram się w garderobie w czyste ubrania, wczoraj nawet przed pójściem do pokoju Alexa nie zmieniłem ubrań, tak bardzo chciałem być obok nich. Narzucam na siebie właśnie bluzę odzywa się Amelia.

- Dziękuję za opiekę nad Arią i mną.

Ona mi dziękuje choć to mój obowiązek aby się o nie troszczyć, dodatkowo przeze mnie Megan wkroczyła do ich życia. Megan jest przyczyną wszystkiego co złe, ale dała też mi syna, wspaniałego syna, jednak każdy jej kolejny wyczyn przekreśla moją wdzięczność za urodzenie wspaniałego młodego mężczyzny. Odwracam się do Amelii i patrzę prosto w jej wspaniałe oczy.

- Nie dziękuj, nie robię tego oczekując twojej wdzięczności, robię to ponieważ muszę chronić to co dla mnie ważne, tych których...- Już chciałem powiedzieć kocham, jednak nie chcę aby uciekła. Zamiast tego zapraszam ją na śniadanie.

Siedzimy w kuchni pijąc kawę i czekając na pojawienie się Paulo, nie jesteśmy zbyt długo sami ponieważ pojawiają się moi rodzice. Moja mama chwyta Amelię w ramiona, przytula ją z ogromną mocą szlochając i mówiąc jednocześni.

- W końcu cię poznałam, tak się bałam wczoraj o ciebie. Jesteś jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach czy z opowieści Marco. - mama nie ma zamiaru chyba puścić Amelii a moc uścisku grozi uduszeniem spłoszonej dziewczyny.

- Mamo, puść ją bo się udusi. - mówię hamując w sobie wybuch śmiechu. Całe szczęście mama posłuchała, odeszła na kilka kroków robiąc miejsce mojemu tacie który też przytula Amelię ale dużo lżej i krócej.

- Jestem Antonio a ta szalone kobieta to moja żona Maria, oboje jesteśmy rodzicami tego brzydala obok ciebie. - żart rzucony przez tatę powoduje wybuch śmiechu, nie tylko u mnie ale też u Amelii. Kiedy już udaje jej się uspokoić na tyle że może spokojnie się odezwać odzywa się.

- Miło mi, jestem Amelia ale to już wiecie. Mama żeńskiej kopi waszego brzydala. 

Bardzo się cieszę że dopisuje jej humor, ale czy muszą sobie robić żarty ze mnie? Nie mogą z bliźniaków albo z samych siebie.

- Ja tu stoję i czuję się urażony, jakoś nigdy nie mówiłaś że jestem brzydalem, wręcz przeciwnie.- Droczę się z nią delikatnie na co ona spływa w rumieńcu. Jednak czas na żarty się skończył, pojawił się Paulo i zaczną się poważne rozmowy, chociaż ta chwila żartów była wszystkim potrzebna aby mogli się rozluźnić.

Po powitaniu i przedstawieniu sobie Paulo i Amelii zamykam się z nimi w gabinecie abyśmy mogli omówić plan działania na najbliższy czas. Pierwszy głos zabiera Paulo.

- Obdzwoniłem w drodze do was kilka firm oferujących ochronę, z przedstawicielami dwóch jestem umówiony na dziś, dodatkowo zalecam założenie monitoringu dookoła domu, u ciebie Amelio też chciałbym to zrobić. Oboje na jakiś czas musicie wziąć wolne, dopóki nie znajdę odpowiednich ludzi aby was chronili zostaniecie w domu Marco, może jest tu na chwilę obecną dość ciasno ale tak jest bezpieczniej.

- Nie mam możliwości skorzystania z urlopu, wszystko co mi przysługuje wykorzystałam kiedy Aria trafiła do szpitala pół roku temu. - odpowiada zmieszana Amelia.

- Musisz być bezpieczna, weź wolne proszę.

- Zwolni mnie a nie da mi wolnego, jest ostatnio straszny szał w biurze. 

- Zadzwoń i mu powiedz że potrzebujesz wolne, jeśli cię zwolni mówi się trudno. Zamiast waszej firmy zatrudnię ciebie jako głównego projektanta.

Że też wcześniej nie wpadłem na ten pomysł, zamiast współpracować z całą firmą w której pracuje Amelia mogłem zaproponować jej posadę, stworzyła by swój zespół i pracowali by tylko dla nas, a z czasem moglibyśmy oferować oferty projektanckie innym. Zaskakuje mnie że Amelia bez sprzeciwu wyciąga swój telefon i dzwoni do Bobego, z tego co widzę po mimice Mel i po tym co słyszę wiem że miała rację. Zwolnił ją, nie pytając ją o powód nieobecności.

- Mówiłam że mnie zwolni. Ale szczerze mam to w nosie, mamy ważniejsze rzeczy załatwienia niż moja praca. 

Skupiamy się na przekazaniu Paulo jak największej ilości szczegółów z wczorajszego dnia, nie mamy zamiaru czekać z założonymi rękami aż policja ją złapie, będziemy szukać jej za pomocą prywatnego detektywa. Liczę że wpadnie w nasze ręce bardzo szybko, jeśli jednak nie to nie przestaniemy aż tak się stanie. Dźwięk wozów strażacki zakłóca naszą rozmowę a wpadający do gabinetu Mateo z miną wyrażającą więcej niż tysiące słów zwiastuje że ten dzień nie będzie wcale spokojniejszy niż poprzedni.

- Dom się pali- zrywamy się na równe nogi a on dodaje.- Amelii dom się pali, znaczy się nie zostało już z niego wiele.

Stojąca Amelia w ułamku sekundy zaczyna upadać, całe szczęście Paulo ma dobry refleks i łapie ją zanim upadnie na podłogę, udaje nam się ją docucić za pomocą wody. Gdy patrzy na mnie widzę w jej oczach straszliwy ból i strach. Czuję to samo, boję się i boli mnie że straciła właśnie swój dom w którym w raz z córką żyły sobie spokojnie do dnia aż nie pojawiłem się ja. Wszystko przez moją obecność, przez moją chęć ucieczki od Megan i zaczęcia życia od nowa. Jednak Amelia zamiast zacząć krzyczeć na mnie i obwiniać mnie wtula się we mnie i nie chce odejść na krok, nie mam nic przeciwko przytulaniu jej i trzymaniu jej w ramionach przez resztę życia, ale musimy się dowiedzieć co się stało w jej domu. Zamieszanie na korytarzu wyrywa mnie z zamyślenia i spokojnego tulenia Amelii w drzwiach gabinetu stoi detektyw John.

- Dzień dobry. Chciałbym z państwem porozmawiać na osobności. 

- To mój prawnik przyjechał pomóc mi załatwić ochronę i tym podobne więc myślę że on może zostać a to mój brat, nie mam tajemnic przed rodziną. Proszę mówić spokojnie.

- Dobrze, tylko nie wiem czy nie lepiej żeby pani Amelia się najpierw uspokoiła bo to co mam do powiedzenia i pokazania państwu nie będzie miłe, wręcz jak dla mnie odrażające i przerażające.

Po jego wypowiedzi zaczynam się bać nie na żarty, skoro policjant twierdzi że coś jest odrażające, a widział w czasie swojej służby wiele to co my o tym pomyślimy. 

***

Niespodzianka !!!

O zachodzie słońca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz