Rozdział 25

135 9 6
                                    



John POV

Minęła może minuta i Carrey stała przed drzwiami z torebką.

- Nie mam tylko szczoteczki do zębów - powiedziała cicho - jest w łazience.

- Super, to weź ją i idziemy - powiedziałem.

Nie spojrzała nawet na Briana.

Kiedy byliśmy już w domu Veronica wiedziała, że coś jest nie tak.

- Dlaczego oni nie mogą się po prostu pogodzić? Napewno oboje tego chcą - mówiła tak krzątając się po domu i nie oczekiwała odpowiedzi. Mówiła do siebie.

- W końcu się pogodzą - mówiłem tylko spokojnie od czasu do czasu - w końcu to Brian i Roger.

Po pikniku Veronica uszykowała pościel dla Carrey w gościnnym pokoju.

- Zobacz, tutaj będziesz spać, tu masz stolik obok łóżka, zostawię ci na nim herbatę - tłumaczyła Carrey.

- A nie może spać w moim pokoju? - zapytał Robert wchodząc do pokoju.

- Nie bo będziecie całą noc gadać i głupio się śmiać.

Miała rację.

- Poza tym po co ma spać na podłodze u ciebie skoro tutaj ma łóżko.

- Ja też mam ł...

- Zanim cokolwiek powiesz, Robert - zaczęła Carrey - z tobą nie da się spać bo kopiesz.

- A ty zabierasz kołdrę.

Roger POV

Siedzę zakluczony w sypialni i zastanawiam się co zrobić. Wyjść jakby nigdy nic i wrócić do Freddiego? Przechodzi mi już. powoli ta złość na Briana. Jestem nią zmęczony.

Może dziesięć lat temu chciałoby mi się to jeszcze ciągnąć, przez trzy tygodnie pokazywalibyśmy sobie przy każdej okazji, że mamy focha. Nawet pamiętam takie dni w studiu.

Zaśmiałem się na myśl o tych wspomnieniach.

Przecież i tak wiem, że się pogodzimy, ja wiem i on wie.

I wszyscy wiedzą.

Pierwsze nerwy mi przeszły. Ta kłótnia była w sumie o tak błahą rzecz. Nie zamierzałem wyjeżdżać na długo. Liczyłem, że po dwóch godzinach Brian zadzwoni i mnie przeprosi. Wtedy bym wrócił i wszystko byłoby normalnie.

Ale on nie zamierzał mnie tym razem przepraszać.

Może już nie ma siły na moje wyskoki, może to wszystko moja wina.

I tak najbardziej cierpi na tym Carrey. A nasze pogodzenie się to i tak tylko kwestia czasu więc może... ja ten czas skrócę.

Nie powiedziałbym, że Brian jest bez winy ale z tym wazonem przesadziłem.

Przeproszę go najwyżej za to. Jak zobaczy, że chcę się pogodzić... wtedy będzie jego ruch.

Wzruszyłem ramionami. No nic. Idę przeprosić mojego Briana.

Otworzyłem drzwi i wychyliłem się zza nich. Brian siedział w salonie i pisał coś zawzięcie na kartce. Podeszłem cicho i ostrożnie do wejścia, nie wiem po co tak starałem się być cicho skoro i tak napewno usłyszał, że idę. Nie zwrócił na mnie uwagi a powinien. Mógłbym być skradającym się włamywaczem, w końcu w tym domu nikt nigdy nie zamyka drzwi na klucz. Deacony wchodzą jak do siebie, ale Deacy zawsze mówi, że musi nas chyba ktoś okraść żebyśmy nauczyli się zamykać drzwi na klucz albo chociaż nie zostawiać ich tak często na oścież. Miami też wchodzi jak do siebie, rodzice, najbliżsi znajomi, w sumie wszyscy z tego kręgu. Jedynie Freddie skonfrontowany z tym faktem odpowiada tylko ,,Ja tu jestem u siebie skarbie''.

Maylor - Love Of My Life - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz