Rozdział 14

228 9 6
                                    


*5 lat później*

Brian POV

Ludzie mówili, że dziecko to wariactwo. Ba, mówili, że związek mój i Rogera to wariactwo. Że jeszcze nam się odmieni, że za tydzień stwierdzimy, że lubimy dziewczyny, że pomieszkamy razem najwyżej dwa miesiące czy że jesteśmy młodzi i chcemy eksperymentować.

Cóż.

Nie mieli racji.

Dzisiaj mija pięć lat jak wychowujemy razem dziecko. Carrey ma piąte urodziny, teraz jest z Johnem. Kiedy ją tam zawoziłem powiedziała, że jestem najlepszym tatą i Roger tak samo.

Ale nie znam się na tych wszystkich dziewczęcych sprawach więc cieszę się, że ciocia Veronica i ciocia Mary zawsze są na posterunku. Tym razem jednak ich nie ma gdyż jesteśmy w trasie.

Ja i Rog przygotowujemy przyjęcie a Freddie ma swoje ,,ważne sprawy'' więc to na Johna spadł dziś obowiązek wybierania sukienki na urodziny z Carrey.

Pamiętam jakby to było wczoraj kiedy to z Rogerem wymyślaliśmy imię dla niej. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, kiedy po raz pierwszy powiedziała ,,Brian'',chociaż to ,,Rog'' było jej pierwszym słowem.

Ma bardzo częsty kontakt z Johnem jak i z Freddiem i to ma napewno duży wpływ na to jaka jest.

Fred zaraził ją miłością do śpiewania.

,,Będę śpiewał aż moje gardło będzie wyglądało jak krocze sępa'' - Freddie powiedział to raz a ona powtarza to w kółko.

Ostatnio nauczyła się śpiewać nowej piosenki Led Zeppelin.

Nie jesteśmy z Rogerem idealnymi rodzicami, zdajemy też sobie sprawę, że nie ma życia jak większość dzieci. Ja, Rog, Fred i John jesteśmy dla niej najbliższą rodziną. Od dwóch tygodni jesteśmy w trasie.

Czy to dobrze, czy to źle, że dziecko wychowuję się w trasie, Carrey jest szczęśliwa i to jest dla nas najważniejsze.

A co do Rogera, jak ja cholernie kocham tego mężczyznę.

Minęło pięć lat naszego związku a ja się czuję jak zakochany nastolatek, tak jakbyśmy byli parą od tygodnia.

Zdarzają nam się kłótnie, cały nasz zespół cały czas kłóci się o wszystko, nawet o powietrze i nie będę udawał, że nie.

Ale kocham go bardzo.

Kiedy patrzę na jego uroczy uśmiech, blond włosy, duże niebieskie oczy myślę tylko jedno, że nie mogę nigdy go stracić. Patrzę na niego tak na przykład teraz. Zerkam zza gazety jak mój cudowny chłopak przygotowuje stół w wynajętej przez nas sali.

- Kocham cię, wiesz?

- Wiem - mówi obojętnie rozkładając plastikowe kubeczki.

- Tylko tyle? - spojrzałem na niego podnosząc brew.

Przytulił mnie od tyłu.

- Kocham cię, Brian. Ale mógłbyś pomóc. Carrey ma dziś urodziny - powiedział.

- Kiedy tutaj będzie? - zapytałem.

- Właściwie to może być w każdej chwili.

- A Fred?

- Fred też.

- Cześć cioty - dało się słyszeć od wejścia.

I już było wiadomo kto zaszczycił nas swoją obecnością.

- Ja widzę, że się staracie. I nawet urocza jest prostota tej sali i tego przyjęcia ale nie uważacie, że moglibyście postawić na coś lepszego? Gdybym ja miał organizować balangę...

Maylor - Love Of My Life - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz