Co on tu robi? Skąd wiedział, że wyszła?
Na żadne z tych pytań, kłębiących się w jej obolałej głowie, nie potrafiła jednak znaleźć rozsądnej odpowiedzi.
Louis stał oparty o jej wóz i obserwował, jak zbliża się do niego.
- Tak, to ja - odrzekł spokojnie. - Mam nadzieję, że nie przyszło ci do głowy, żeby samej prowadzić?
- A nawet jeżeli tak, co cię to obchodzi? - wybuchnęła.
- Tak się składa, że też jeżdżę samochodem - wyjaśnił chłodnym tonem. -I nie chcę narażać życia przez kogoś, kto najpierw zażywa różne lekarstwa, a następnie jest na tyle głupi, żeby w stanie zamroczenia siadać za kierownicą.
Była przez chwilę tak zaskoczona, że nie wiedziała, co powiedzieć.
- Zostałeś gliniarzem? - zapytała po chwili. - A więc, do twojej wiadomości...
Przerwała czując, że dygocze.
Louis tymczasem zbliżył się do niej. Próbowała się odsunąć, ale nie miała dość sił, by się ruszyć z miejsca. On tymczasem podszedł, położył jej ręce na ramionach i przyciągnął do siebie.
- Nie bądź wariatką! Trzęsiesz się tak, że nie możesz się ruszać, a co dopiero prowadzić! Czy rzeczywiście myślisz, że ci pozwolę siąść za kierownicą? Zawiozę cię do domu.
- Ale przecież mój samochód... - zaprotestowała nieśmiało.
- Do licha z nim! Rano go zabiorę i podstawię ci pod dom - zadecydował, nie odsuwając się od niej ani trochę, chociaż próbowała go odepchnąć.
- Nie mogę się na to zgodzić - powiedziała z rozdrażnieniem, prawie ze łzami.
Ta historia niweczyła jej długoletnie wysiłki. Najwyraźniej los po prostu życzy sobie, aby musiała znosić towarzystwo tego typa. I to w sytuacji, gdy nie miała sił, żeby się temu przeciwstawić.
- Twoja zgoda nie jest mi potrzebna - zauważył stanowczym tonem Louis. - Czy pójdziesz sama do mojego wozu, czy może mam cię tam zanieść?
Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, dorzucił:
- Myślę, że to drugie będzie prostsze i szybsze. Chwycił ją w ramiona, a ona przylgnęła do niego całym ciałem, czując gwałtowny zawrót głowy.
Próbowała powiedzieć mu, żeby ją puścił, ale nie mogła wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
Chociaż rozum nakazywał, by kazała mu się zatrzymać i zostawić ją w spokoju, to całe ciało, serce i zmysły podszeptywały, że nareszcie stało się to, na co czekała tyle lat.
Słuchała tego podszeptu i przytulała się coraz bardziej do niego, wdychając znajomy, zapamiętany zapach. Położyła mu rękę na sercu i poczuła, że bije znacznie szybciej niż normalnie.
Kiedy doszli do samochodu, postawił ją ostrożnie na ziemi, obejmując delikatnie lewą ręką, podczas gdy prawą otwierał drzwiczki.
Usiadła na miękkim fotelu i stwierdziła, że siedzenia w tym wozie są dużo wygodniejsze, niż w jej własnym. Przymknęła oczy i oparła się wygodnie.
Louis był doskonałym kierowcą. Wiedziała o tym od dawna. Dobrze pamiętała jego pierwszy samochód. Aby go kupić, Louis pracował przez całe lato, jeszcze przed pójściem na uniwersytet, ale to i tak starczyło zaledwie na połowę. Drugą połowę dorzucił dziadek. Było to mini, które z racji jasnożółtego koloru nazywał „Pudding".
Zapamiętała również pierwszą przejażdżkę. Czuła się wtedy bardzo ważna i była ogromnie podniecona. Na to wspomnienie bezwiednie zaczęła się uśmiechać.
- Widzę, że o kimś rozmyślasz. Jestem przekonany, że interesujesz się nim znacznie bardziej niż mną - powiedział Louis, widząc jej uśmiechniętą twarz.
Kate otworzyła oczy i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Wydawało się jej, że w tych słowach pobrzmiewa nuta zazdrości i oburzenia. Nie, niemożliwe...
- Wyobraź sobie, że myślałam właśnie o „Puddingu" - powiedziała. - Pamiętam, jaka byłam przestraszona, kiedy jechałam z tobą po raz pierwszy.
- Och, „Pudding" - Louis uśmiechnął się niewyraźnie. - To były wspaniałe czasy. Szkoda, że...
- Że musiały się skończyć. Że odeszłam i zepsułam całą zabawę - rzuciła wyzywająco. - A co sobie właściwie wyobrażałeś? Że na zawsze zostanę dzieckiem?
Przymknęła oczy i odwróciła się od niego. Nie była nawet zdziwiona, nie słysząc żadnego wyjaśnienia. Zresztą - cóż takiego mógł jej powiedzieć? Przecież oboje znali odpowiedź aż nadto dobrze.
Jechali w milczeniu. Powoli odwróciła się i spod wpół przymkniętych powiek obserwowała go dokładnie.
Zawstydziła się, gdy zdała sobie sprawę, że marzy, by dotknąć jego dłoni, by czubkami palców poczuć ciepło jego ciała...
Kątem oka zauważyła, że patrzy na nią, i zarumieniła się widząc, jak wodzi wzrokiem po jej sukience.
Czyżby to jakiś szósty zmysł uświadomił mu, że ta kobieta podświadomie go pragnie, chociaż zupełnie tego nie okazuje?
Uznała to za niemożliwe. Po prostu zbytnio puściła wodze fantazji. Louis jedynie spojrzał na nią, chcąc sprawdzić, jak się czuje.
Znów odwróciła się od niego i nagle poczuła, jak bardzo bolą ją wszystkie mięśnie i kości. W stawach ją rwało, a gardło znów dało znać o sobie. Ale czymże był ból gardła w porównaniu ze wstydem, gdyby Louis odkrył, że jest podniecona i, co gorsze, że to on jest tego powodem.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
- Fatalnie. Coraz gorzej - ucięła. - Gardło mnie boli, kości łamią, wszystko mi wysiada i...
- A mówisz, że to tylko lekkie przeziębienie! Po co w ogóle przyszłaś dzisiaj na to przyjęcie? Powinnaś była zostać w łóżku.
- I oszczędzić ci konieczności przebywania ze mną. Sama bym tego chciała.
Samochód zatrzymał się nagle, a Louis złapał ją za rękę, ścisnął, a następnie przysunął swoją twarz do jej twarzy.
- Nie zniosę tego dłużej! - krzyknął. - Co ci ciągle przychodzi do głowy z tym oskarżaniem mnie, że nie chcę twojego towarzystwa? Przez ostatnie pięć lat to ty mnie unikałaś, a nie ja ciebie. To ty zawsze wyjeżdżałaś z domu, gdy przyjeżdżałem. Ty przechodziłaś na drugą stronę ulicy po to tylko, żeby się ze mną nie spotkać. Ale dlaczego? Dlaczego?
____________________________
Naszemu Louisowi puściły nerwy...
W środę wyjeżdżam na długi weekend ze znajomymi, więc kolejny rozdział będzie w niedziele ;)
CZYTASZ
Boy from the past /L.T ✔️
FanfictionNagłe pojawienie się Louisa Tomlinsona na nowo rozżarzyło uczucia, którymi Kate obdarzała go lata temu. Czyżby wystarczyło jedno jego spojrzenie, a może dotyk, albo po prostu sam jego widok, by to, co już od dawna uważała za wygasłe, znów zapłonęło...