rozdział 11

1.2K 112 6
                                    

Następnego dnia Kate musiała w duchu sto razy powtarzać daną sobie obietnicę. Miała wolny dzień i chciała popracować w ogrodzie, ale czuła się zmęczona i niezdecydowana. Mówiła sobie wielokrotnie, że powinna podciąć drzewa i trochę posprzątać, ale kończyło się to na słowach.

Nagle zadzwonił telefon. To dzwoniła jej matka. Pytała, kiedy zamierza przyjechać. Kate obiecała, że zaraz po ułożeniu z Belindą planu zajęć na najbliższy okres.

Po długiej rozmowie zdała sobie sprawę, że nie powiedziała matce nic o Louisie.

Ponieważ straciła już tak dużo czasu, postanowiła więc zmusić się i jednak popracować w ogrodzie. Nagle znów ktoś zadzwonił.

Podniosła słuchawkę i poczuła w sobie nagły dreszczyk, gdy męski głos wypowiedział jej imię. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że to nie Louis, a Ray Lewis.

Była zła na siebie, że nie rozpoznała go natychmiast. Przecież miał głos znacznie wyższy, bardziej chropowaty i jednocześnie znacznie mniej męski. Odpowiedziała mu w mało zachęcający sposób.

Kiedy okazało się, że proponuje jej wspólną kolację w celu dalszych rozmów na temat braków w personelu, ogarnęła ją prawdziwa panika.

Załatwiła więc szybko sprawę z Rayem mówiąc, że jest klientem Belindy i w związku z tym powinien się do niej zwrócić.

Na te słowa roześmiał się głośno.

- A kto tu mówi o interesach? - zapytał, a w niej aż się zagotowało ze złości. Stwierdziła, że ściska słuchawkę tak mocno, że aż zabolała ją ręka. - Nie jesteś jedyna na świecie - dorzucił szyderczo. - Na twoim miejscu nie podbijałbym ceny zbyt wysoko. Jesteś jak wszystkie baby: masz nadzieję na wesele i bogatego męża. Nie nabierzesz mnie. Muszę ci coś jeszcze powiedzieć. Jeżeli rzeczywiście uważasz, że to, co masz między nogami, jest aż tyle warte...

Kate odłożyła słuchawkę czując, że jeszcze chwila a zwymiotuje.

Głowa rozbolała ją na nowo. Nie poddam się i nie ulegnę temu wstrętnemu wirusowi, myślała ponuro.

Powtarzała to sobie w kółko, ubierając się następnego dnia do pracy. Wmawiała w siebie, że to był tylko drobny ból gardła i głowy oraz że, gdy tylko usiądzie za biurkiem i zajmie się pracą, zaraz o nich zapomni.

Belinda była już w biurze i przeglądała pocztę. Uśmiechnęła się do Kate na powitanie, ale natychmiast zmarszczyła czoło, gdy usłyszała jej głos.

- Jak się czujesz? - spytała zaniepokojona.

- Wspaniale. Ale muszę z tobą porozmawiać. Masz chwileczkę czasu?

- Mam spotkanie o wpół do...

- To nam zajmie tylko kilka minut - zapewniła Kate.

Przez całą noc myślała o tym, jak zareaguje Ray, i chciała przygotować przyjaciółkę na to, że może teraz zerwać z ich firmą.

- Wejdźmy do mojego pokoju - zaproponowała Belinda. - A teraz mów, co się stało?

- Wiesz, jakie miałam przejścia z Lewisem?

Przyjaciółka przytaknęła.

- Widziałam go wtedy, gdy nie mogłaś przyjść. Wiesz, że chciał rozmawiać o dodatkowym personelu?

- Tak. Rozmawiał o tym ze mną. Mówił, ilu będzie potrzebował dodatkowych pracowników i jakich specjalności.

- No właśnie. Przypuszczam jednak, że nic z tego nie wyjdzie i to przeze mnie. Bardzo mi przykro. Widzisz... tak się składa... dowiedziałam się, że ludzie... że niektórzy ludzie... że im się wydaje, że Ray i ja romansujemy ze sobą, no i...

- Co? Przecież to brednia! Każdy, kto cię zna... Znam Raya i wiem, iż potrafi być nieznośny...

- Uważasz, że tylko nieznośny? - przerwała jej Kate. - Podczas lunchu próbował zmusić mnie szantażem, żebym się z nim przespała! Oczywiście, odmówiłam. Nawet, gdyby nie był żonaty, to zdecydowanie nie jest w moim typie...

- Według mnie, w niczyim! - zauważyła przyjaciółka. - I ta biedna żona! Że też ona z nim wytrzymuje. To jeden z najpaskudniejszych ludzi, jakich znam. Za każdym razem, kiedy mam z nim do czynienia, cieszę się, że uważa mnie za starą i niegodną jego uwagi. Ale nic na ten temat nie mówiłaś przez telefon...

- Bo dopiero później dowiedziałam się, że ludzie wyciągają fałszywe wnioski. Wyobraź sobie, że ten typ zadzwonił wczoraj do mnie, do domu, a kiedy mu powiedziałam, że przecież jest twoim klientem, przestał mówić o interesach, no i... aż wstydzę się powtórzyć, co mi powiedział. Uświadomiłam mu, że traci czas. To mu się nie podobało i obawiam się, że możemy stracić klienta. Zachowałam się nie bardzo dyplomatycznie, a on... Po tym, co powiedział, postanowiłam trzymać się z daleka od niego. Przykro mi, ale boję się, że go już więcej nie zobaczymy.

Przez chwilę panowała cisza.

- Do licha z takim klientem - odezwała się w końcu Belinda. - Czuję się winna. Nie miałam pojęcia, że będzie cię tak obskakiwał. Widziałam, że z tobą flirtuje, ale myślałam, że panujesz nad sytuacją. Ale żeby doszło do tego, że ci groził...

- Ja też myślałam, że panuję nad sytuacją - przyznała - ale on postawił sprawy jasno. A teraz gdy się to rozejdzie i ludzie zaczną plotkować na temat tej sprawy, której nie ma... - W głosie Kate słychać było obrzydzenie i przerażenie. Belinda podeszła i położyła jej rękę na ramieniu.

- Rozumiem, co czujesz - rzekła przyjaźnie. - Zapewniam cię, że nikt, kto cię zna, nie pomyśli nawet przez chwilę...

Kate uśmiechnęła się smutno.

- Coś nie tak? - zakłopotała się jej przyjaciółka. - Cóż takiego powiedziałam?

- Nie ty - zapewniła Kate. - To... Przerwała, słysząc telefon dzwoniący w sąsiednim pokoju.

- Chyba go odbiorę. Meg jeszcze nie przyszła. 

Gdy pobiegła w stronę drzwi, omal się nie zderzyła ze stojącym za nimi mężczyzną.

Spojrzała na niego i cała krew odpłynęła jej z twarzy.

- Louis...



_________________________

Przepraszam za opóźnienie ;)

Boy from the past /L.T ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz