rozdział 8

1.1K 119 7
                                    

Punktualnie o czwartej zjawiła się kandydatka do pracy. Rzeczywiście, miała wspaniałe referencje, a rozmowa z nią przekonała Kate, że ma do czynienia z wysokiej klasy fachowcem, jakiego można było śmiało polecić najwybredniejszym klientom.

Znów Kate pomyślała o Rayu i jego zleceniu. Wycofa je czy nie? Znów westchnęła i starała się skupić na tym, aby wyjaśnić dziewczynie wszystkie warunki, dotyczące ich przyszłej współpracy.

Gdy dziewczyna wyszła, obiecując wrócić jutro w celu podpisania umowy, Kate natychmiast wciągnęła jej dane do kartoteki.

Teraz gdy wprowadziła do komputera nowe nazwisko i krótką charakterystykę zawodową, uwzględniającą wszystkie dotychczasowe miejsca pracy nowo przyjętej, uśmiechnęła się zadowolona, ale natychmiast skrzywiła się z bólu.

Bolała ją nie tylko głowa ale i wszystkie mięśnie, kości i gardło.

Może jednak powinnam była wziąć tę aspirynę? Może Meg miała rację? - zastanawiała się, ale szybko odrzuciła od siebie dręczące myśli. Postanowiła nie dać się wirusowi. Zresztą, to nie mógł być żaden wirus. Najwyżej zwyczajne przeziębienie, z którym upora się jeszcze tego wieczoru. To wszystko na pewno dlatego, że zmarzła. Tylko i wyłącznie dlatego.

Zaczęła przeglądać jakieś papiery, ale zdawała sobie sprawę, że robi to machinalnie. Poczuła złość na siebie, na deszcz, a nade wszystko na Raya Lewisa.

Nie mogła, niestety, obciążyć go odpowiedzialnością za swoje bolące gardło, ale próbowała mu przypisać winę za całą resztę tego jakże niefortunnego dnia.

Gdybym go dzisiaj nie spotkała, na pewno wszystko by się inaczej ułożyło, myślała. Wiedziała, że takie rozumowanie jest dziecinne, ale przynajmniej było na kogo zwalić winę za ciąg dzisiejszych niepowodzeń. No i ten Louis...

Louis, który tak nagle pojawił się przed nią, i to właśnie w takich okolicznościach. On i ta jego blond damulka. Skąd on właściwie wytrzasnął to czupiradło?

Nie, tamtej dziewczyny nikt nie mógł nazwać czupiradłem. Była wyjątkowo ładna, efektowna i bardzo elegancka. Ale jak demonstracyjnie wczepiała się w ramię Louisa! I ten jej władczy ton! „Jedźmy wreszcie. Skończ z tym idiotyzmem"... A później o Kate: „Co za głupia baba".

Poczuła znów, że ogarnia ją wściekłość. Mogła przecież coś odpowiedzieć tej paniusi. I to tak, żeby jej poszło w pięty. Niestety, nie po raz pierwszy okazało się, że ma spóźniony refleks. I w dodatku ta głowa...

Dotknęła ręką czoła. Wydało się jej, że jest suche i gorące. Ale to tylko przeziębienie. Zwykłe przeziębienie, a nie żaden wirus. Tylko ten dziwny ucisk w gardle.

Usłyszała, jak dzwoni telefon. Meg podniosła słuchawkę i rozmawiała z kimś przez chwilę, a potem zawołała:

- Kate, do ciebie! Dzwoniła Belinda.

- Jestem jutro od rana w biurze - zakomunikowała Belinda. - A jak tam było z Rayem?

- Niezbyt dobrze.

- Przepraszam, że cię wrobiłam w tego faceta, ale liczyłam na twój takt i dyplomację!

Takt i dyplomacja! Chyba jednak dzisiaj nie pochwaliłam się tymi zaletami, myślała Kate w parę godzin później, szykując się do wyjścia. Dzisiaj wieczorem miała jeszcze przejrzeć dokumenty, które zabrała do domu. Postanowiła jednak, że jutro wynagrodzi sobie ten dzisiejszy, niefortunny dzień.

W ogrodzie było mnóstwo roboty, no i przecież przyrzekła sobie odnowić wreszcie gościnny pokój. Ponadto obiecała rodzicom odwiedzić ich i spędzić z nimi więcej niż normalny weekend.

Pamiętała o tym, iż nawet Belinda mówiła jej, że jeżeli w tym roku nie weźmie porządnego urlopu, to grozi jej niebezpieczeństwo zostania pracoholiczką.

Gdy przyjechała do domu, głowa ćmiła ją nadal, a gardło rozbolało ją na dobre.

Powiedziała sobie, iż to na pewno dlatego, że musiała tyle gadać podczas lunchu. Niemożliwe, żeby przyplątał się do niej wirus, o którym wspominała Meg.

Nie mogę sobie pozwolić na chorobę, myślała siedząc z kubkiem gorącej kawy, nie mogę i nie zamierzam.

O ósmej wieczorem, kiedy niestety nie poczuła się ani trochę lepiej, zdecydowała wziąć długą, gorącą kąpiel i wcześnie pójść do łóżka. Dopiła kawę i weszła po schodach.

Kąpiel była prawdziwym relaksem, jednak nie pomogła ani na ból głowy, ani na bolące gardło, co stwierdziła wychodząc z wanny i owijając się długim ręcznikiem. Nagle usłyszała dzwonek u drzwi.

Odczekała chwilę, mając nadzieję, że ten ktoś sobie pójdzie.

To musiała być Emily, sąsiadka. Widocznie przyszła raz jeszcze podziękować za zakupy, no i trochę pogadać.

Jeszcze mokra po kąpieli, boso zbiegła po schodach i otworzyła drzwi.

- Przepraszam, że to tak długo trwało, ale właśnie brałam kąpiel... - zaczęła i nagle urwała, zdając sobie sprawę, że to nie jest pani Simmonds.

______________

Spokojnie kochani, w następnych rozdziałach dowiecie się kim dla Louisa jest "blond damulka" ;)

Muszę przyznać, że wasz pomysł, że jest to nowa pracownica był genienialny! Nawet ja na to nie wpadłam ;D

Boy from the past /L.T ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz