rozdział 26

1K 107 2
                                    

Przestała zamiatać dopiero wtedy, gdy usłyszała warkot motoru i upewniła się, że odjechał.

Odrzuciła miotłę i uklękła, zbierając starannie kawałki glinianej świnki. Zalewając się łzami, ułożyła je wszystkie na stole.

Niestety, stwierdziła, że tego nie da się skleić. Tak samo jak jej złamanego serca.

Idiotko, skarciła siebie, przestań być taka melodramatyczna, weź się w garść i umyj twarz.

Poszła do łazienki i skrzywiła się, widząc swoje odbicie w lustrze.

Gdy Kate weszła do kuchni, miała dziwne uczucie czyjejś obecności. Skończyła sprzątanie, stwierdzając z pewnością, że tym razem nawet ulubiona książka nie będzie mogła uleczyć jej rozpaczy. Zadzwoniła więc najpierw do matki, zapowiadając swój przyjazd na kilka dni, a następnie do Belindy, uprzedzając, że przyjdzie do pracy dopiero w połowie tygodnia.

W godzinę później, gdy przejeżdżała przed zamkniętą bramą Louisa, starała się nawet nie patrzeć w tę stronę. Mimo to poczuła, iż serce bije jej mocniej.

Stało się dla niej jasne, że jeżeli Louis osiądzie tu na stałe, będzie musiała się stąd wyprowadzić, choćby dlatego, żeby nie zwariować.

Nie wiedziała jedynie, jak o tym zakomunikować Belindzie, jak powiedzieć, że porzuca coś, nad czym pracowała przez tyle długich lat i co najgorsze - dlaczego?

Będzie musiała jakoś przekonać rodziców i wszystkich przyjaciół, że potrzebuje zmiany. Ba - zmiany, ale na co? Może udawać, że chce być bliżej rodziny, że chce pracować w jej pobliżu, ale ponieważ mieszkali niezbyt daleko, ten pretekst wydawał się nader wątpliwy. A więc co wymyśli? Ostatecznie, Belindzie można powiedzieć prawdę. Ona zrozumie, może nawet zaakceptuje, ale...

Przestała rozmyślać i skoncentrowała się na prowadzeniu samochodu.

Przyjechała do rodziców w porze kolacji. Zaraz po jedzeniu matka dosłownie zapędziła ją do łóżka. Przyniosła butelkę z gorącą wodą i cytrynową miksturę, która była o wiele smaczniejsza od tej, którą Kate sama sobie przyrządzała.

- Spróbuj zasnąć - namawiała matka. - Wyglądasz na ogromnie zmęczoną, a poza tym jesteś strasznie chuda. Czy coś cię gnębi? Może masz kłopoty w pracy?

- W pracy jest wszystko okej - zapewniła Kate i, aby uniknąć dalszych wyjaśnień, dodała: - Jestem bardzo śpiąca.

Matka nie pytała więcej o nic i gasząc światło wyszła z pokoju.

Przeczuwała, iż jest coś, co trapi jej córkę,ale znając ją wiedziała, że nic z niej nie wyciągnie. Najwyraźniej było to coś, z czym postanowiła uporać się sama. Jednakże na pewno było to coś poważnego. Zawsze była niezależna, czasem nawet uparta. Nawet jako nastolatka, gdy się zakochała w młodym Tomlinsonie.

Kate spędziła u rodziców trzy dni, rozkoszując się rodzinną atmosferą. Czas wypełniały jej pogawędki z matką, wizyty bratanków i inne przyjemności, które pozwalały zapomnieć o istnieniu Louisa.

Tutaj na szczęście nie atakowały jej wspomnienia dotyczące jego osoby i obawy, że może go spotkać za pierwszym rogiem ulicy. Tu była wolna od przeszłości i pełnych rozterek myśli o tym, co ją jeszcze czeka.

W końcu któregoś dnia Louis się ożeni, a wtedy... Wzdrygnęła się, nie zwracając uwagi na zdziwioną minę bratanka, któremu nagle przerwała czytanie książki.

Jak będzie mogła żyć ze świadomością, że on jest żonaty... że będzie miał rodzinę... szczęście... podczas gdy ona...?

Na samą myśl o tym znów ogarnęło ją wewnętrzne drżenie. Bratanek podszedł do niej i pociągnął ją za rękaw.

- Czy dobrze się czujesz, ciociu?

Głos dziecka przywołał ją do rzeczywistości. Pośpiesznie odpowiedziała, że wszystko jest w porządku. Nie mogła przecież opowiedzieć mu o swoich niewesołych problemach. Zresztą i tak był zbyt mały, by zrozumieć.

Westchnęła, uświadomiwszy sobie, że przecież nie może przez całe życie uciekać i stosować strusiej polityki chowania głowy w piasek, unikając spojrzenia w twarz choćby najgorszej prawdzie. Powinna porozmawiać szczerze z Belindą o zamiarze odejścia i jakoś zorganizować sobie przyszłość.

Jeżeliby Louis nie wrócił na stałe, nic złego by się nie zdarzyło. Gdyby wiedziała, że jego pobyt jest tylko chwilowy, mogłaby to jakoś wytrzymać. Mogłaby postarać się zapomnieć o nim, wymazać z pamięci jego obraz i wyrzucić go na zawsze ze swego serca. Ale w tym stanie rzeczy?

Była wewnętrznie rozdarta między miłością a nienawiścią za wszystko zło, które jej wyrządził, nawet jeśli uczynił to nieświadomie.

Czy chciałaby, żeby się o tym dowiedział? Żeby zdał sobie z tego sprawę? Żeby jej współczuł? Żeby nią pogardzał?

Nie. Oczywiście, że nie. Nie pozwalały jej na to duma i poczucie własnej godności.

Trzeba więc wracać do domu. Nie może przecież zostać na zawsze u rodziców. Wróci, porozmawia z Belindą i doprowadzi swoje życie do porządku...

Chociaż matka błagała ją, by została dłużej, wyjechała w środę rano.

- Dałam już radę mojemu wirusowi - powiedziała zdecydowanie. - I byłoby nie fair zostawiać samą Belindę, zwłaszcza że ma teraz masę roboty.

Matka ustąpiła. Wyszła przed furtkę i patrząc na znikający w oddali samochód córki, powiedziała zmartwionym głosem do męża:

- Mam nadzieję, że wszystko się u niej ułoży. Może bym zadzwoniła do Louisa i...

- Nie rób niczego takiego! - przerwał jej gwałtownie, a po chwili dodał: - Wiem, że to by nie było właściwe... dla nich obojga.

- Chyba masz rację. Ale martwię się o nią. Wygląda na taką nieszczęśliwą...

- Cóż. Miłość to miłość...

Ujął żonę pod rękę i powoli poszli w stronę domu.

________________
Wróciłam a raczej mój internet na telefonie. Obecnie jestem na wsi u rodziny i wypoczywam, dobrze się obawie i piszę dla was kolejne rozdziały ;)
Spokojnie nowe rozdziały będę dodawane co 3 dni na każdym opowiadaniu :)

Boy from the past /L.T ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz