rozdział 5

1.3K 127 7
                                    

- Przepraszam za spóźnienie! - krzyknęła do Meg, wbiegając do środka.

- Nie ma sprawy - zapewniła ją koleżanka. - Belinda telefonowała, że z Tomem wszystko w porządku. Jeżeli więc chcesz jutro mieć wolny dzień, to ona może za ciebie przyjść do pracy. Mam ci tylko przypomnieć, że musisz zastąpić ją dzisiaj i pójść na lunch z Talbot Engineering. To znaczy z przedstawicielem przedsiębiorstwa, panem Rayem Lewisem.

Kate westchnęła. Ray Lewis był bardzo dobrym klientem, ale jako mężczyzna... Już przy pierwszym spotkaniu dał jej jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru ograniczać się wyłącznie do spraw zawodowych. Był jednak żonaty, a nawet gdyby nie, to był zupełnie nie w jej typie. Uważała, że inna kobieta mogłaby się nabrać na jego wygląd i uwodzicielski urok, ale dla niej była to po prostu maska, ukrywająca nieszczerość i seksualne żądze.

Poznała kiedyś jego żonę i ogromnie jej współczuła. Widać było, że uwielbia swojego męża i strasznie boi się go utracić. I tak kiedyś musi to nastąpić, myślała Kate cynicznie.

Ray Lewis był bardzo bogaty i należał do tych ludzi, dla których lojalność, miłość i inne małżeńskie obietnice znaczą tyle, co nic. Wcześniej czy później zacznie szukać kobiety, którą będzie mógł się pochwalić, to znaczy takiej, jaką człowiek sukcesu powinien mieć za żonę. Do tego momentu będzie się zadowalał jakimiś nieważnymi, drobnymi miłostkami, ale pewnego dnia...

Na twarzy Kate pojawił się wyraz obrzydzenia. Wyjaśniła mu od razu, że ich stosunki będą się ograniczały wyłącznie do interesów, ale on stale udawał, że tego nie rozumie. Dlatego poprosiła Belindę, by wzięła na siebie załatwianie wszystkich spraw.

Nie zawsze udawało się jej go unikać, ale wciąż miała nadzieję, że wreszcie zaakceptuje jej stanowisko. Ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, był lunch z tym typem.

- Ma zamiar powiększyć firmę - powiedziała szybko Meg. - I będzie chciał od nas jeszcze dodatkowego personelu. Gdy ustalali spotkanie z Belindą, powiedział, że ma czas tylko dzisiaj, bo przez resztę tygodnia będzie prowadził negocjacje z bankiem.

Nie można było pozwolić sobie na utratę takiej transakcji. Kate musiała więc zastąpić Belindę.

***

Dochodziło południe i ledwie przejrzała pocztę, już trzeba było jechać na lunch do bardzo popularnej i niesłychanie drogiej restauracji położonej o kilka mil od miasta. Było to ulubione miejsce spotkań bogatych ludzi ze świata interesów.

Prywatnie Kate uważała ten lokal za zbyt bogaty i wystawny, wolała bowiem mniej wyszukaną atmosferę i prostsze jedzenie, ale był on bardzo w stylu Raya Lewisa - musiał robić wrażenie.

Przebrała się w zabrany z domu ładny kostiumik i świeżą, jedwabną bluzkę. Deszcz ciągle padał, ale teraz już była na to przygotowana, gdyż wzięła ze sobą parasol.

- Nie mam pojęcia, kiedy wrócę - powiedziała do Meg. - Postaram się jak najszybciej!

Dziewczyna roześmiała się.

- Jeżeli chcesz, to mogę zadzwonić i cię wyciągnąć!

Kate jęknęła.

- Nie rób tego. Tam przynoszą ci telefon do stolika. Okropność!

 ***

Przyjechała do restauracji trochę później, niż planowała. Bar był już pełen. Zobaczyła Lewisa; stał tyłem do niej i rozmawiał z jakimiś ludźmi.

Odwrócił się szybko, gdy tylko podeszła.

- Kate! - zawołał głośno.

Następnie, zanim zdążyła zaprotestować, objął ją i pocałował prosto w usta.

- Wiedziałem, że wcześniej czy później podzielisz mój punkt widzenia. Ty i ja...

- Belinda nie mogła przyjść. Było zbyt późno, aby odwołać spotkanie, i musiałam ją zastąpić - powiedziała sucho.

Nie mogła urządzać sceny w przepełnionym barze, chociaż zagotowała się ze złości. Chociaż zrobiłaby to z przyjemnością, nie mogła upokorzyć go publicznie, i to nie ze względu na siebie, ale głównie na jego żonę.

Próbowała odsunąć się od niego, ale przytrzymywał ją mocno, znajdując w tym widoczną przyjemność.

Czuła, jak wzrasta w niej wściekłość zmieszana z zakłopotaniem, lecz starała się pohamować.

- Lepiej puść mnie, Ray - powiedziała zimno. - Patrzą na nas i chyba nie chcesz, żeby twoja żona...

Nie musiała dalej mówić. Wypuścił ją z objęć i poszedł za nią.

Jest to najobrzydliwszy facet, jakiego znam, myślała, powstrzymując się od rzucenia okiem dookoła, by wiedzieć, kto widział tę przykrą scenę. Miała nadzieję, że nie było tam żadnego z jej klientów.

- Gdybym wiedział, że będę miał przyjemność gościć ciebie, zjedlibyśmy kolację w jakimś bardziej ustronnym i dyskretnym miejscu, jeżeli wiesz, co mam na myśli.

Kate wiedziała. Powstrzymała jednak wybuch niechęci.

- To jest spotkanie w interesach, panie Lewis - zauważyła sucho. - Nic więcej.

- Zostaw już lepiej w spokoju tego „pana Lewisa". A jeżeli chodzi o to zawracanie głowy z interesami, oboje świetnie wiemy, że mamy dużo ciekawsze sprawy... Lubię cię, Kate. Strasznie cię lubię. Jesteś bardzo ponętną kobietą. Kobietą sukcesu. Wielu mężczyzn mogłoby się poczuć tym zagrożonych, ale nie ja. Szczerze mówiąc...

Zbliżył się do niej, a ona odskoczyła tak gwałtownie, że oparła się o kogoś.

- Uciekasz, ale to się zmieni - zaśmiał się Ray. Kate wiedziała, że ten ktoś, kto stał za nią, słyszał ich rozmowę.

Nie chcąc okazywać zakłopotania ani złości, zdobyła się na uprzejmy uśmiech i odwróciła głowę, aby przeprosić potrąconą osobę.

Zamarła, gdy zobaczyła, że jest nią Louis Tomlinson.

__________________

Zostawiam wam rozdział a ja wracam do odsypiania straconej nocy.

Boy from the past /L.T ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz