rozdział 29

1K 118 5
                                    

Louis otworzył drzwi i puścił ją przodem, patrząc na nią z niepokojem.

Wszystkie meble stały na swoich miejscach, brak było jedynie ubrań, szczotek i starego szlafroka. Sprzęty były ciężkie, stylowe, a na komodzie spoczywała oprawna w srebrną ramę stara fotografia ze ślubnym zdjęciem jakiejś młodej pary. Przy jednej ze ścian widniała witryna z kolekcją figurek.

Kate podeszła do niej powoli i drżąc uklękła na podłodze. Ze wzruszeniem przekręciła mały kluczyk.

Oczami pełnymi łez popatrzyła na figurki, mieniące się pastelowymi kolorami. Stanowiły dla niej pamiątkę, którą będzie przechowywać przez całe życie.

Za sobą słyszała głos Louisa:

- Zawsze uważał, że ta pasterka przypomina mu ciebie... że jesteś tak samo subtelna i krucha... i masz podobnie delikatną budowę. Bardzo cię kochał...

- Ja go też.

- Wiem. Słuchaj, zaparzę herbatę. Obojgu nam to dobrze zrobi. Wypijemy, a potem zabierzemy się do roboty.

Kate już miała odmówić, gdy nagle zadzwonił telefon.

- Zejdę i odbiorę - powiedział. - Dziadek nigdy się nie zgadzał, żeby mu zainstalowano dodatkowy telefon na piętrze.

Telefon stał w holu i Kate przez otwarte drzwi dokładnie słyszała rozmowę na dole. Dzwoniono z fabryki i zanosiło się na długą rozmowę.

Wyjęła jedną z figurek. Gdy zawijała ją w bibułkę, ręce jej drżały. Musi bardzo uważać, żeby jej nie rozbić... żeby jej nie uszkodzić.

Nie przypuszczała, że przyjście do tego domu będzie dla niej takim przeżyciem. Spowodowały to wspomnienia o Louisie i Tomie, którego rzeczywiście jej brakowało.

Pomimo znacznej różnicy wieku byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Kochała go, a on odwzajemniał się jej podobnym uczuciem. Znał ją doskonale i najprawdopodobniej wiedział, dlaczego w momencie pojawienia się Louisa natychmiast wyjeżdża z miasta.

Nie zastanawiając się nad tym, zeszła na półpiętro. Łazienka oddzielała tam sypialnię Toma od pokoju, który zwykł zajmować Louis.

Często jako dziecko zbiegała, przeskakując stopnie, stukała do jego drzwi i wbiegała do środka. Czuła się tam zupełnie jak u siebie w domu.

Zawahała się przez moment. Na dole Louis wciąż rozmawiał przez telefon. Podeszła do drzwi i stwierdziła, że są nie domknięte. Pchnęła je lekko i weszła do środka.

Nic się tam nie zmieniło: te same zniszczone plakaty wisiały na ścianach. Wszystkie przedstawiały różne galaktyki, co było widomym znakiem dawnych zainteresowań Louisa. Uśmiechnęła się na wspomnienie tego, że matka po raz pierwszy pozwoliła jej zostać w nocy u Tomlinsonów, gdy Louis miał jej pokazać zaćmienie księżyca. Potem zasnęła, a on obudził ją, przynosząc kakao i gofry.

Spojrzała na łóżko, które ciągnęło ją jak magnes. Podeszła bliżej. Zniknął z niego dawny śpiwór, ozdobiony kolorowym motocyklem, a jego miejsce zajęła pościel z białego lnu - ślubny prezent dla prababki Louisa. Pani Cooke, która była przez lata jego opiekunką, zawsze narzekała, że krochmalenie i prasowanie tego wszystkiego jest obłędnym zajęciem. Kiedy przeszła na emeryturę i trzeba było znaleźć nową opiekunkę, przekonano Thomasa, że powinien zacząć korzystać z usług pralni.

Na każdej sztuce wyhaftowano inicjały panny młodej. Kto dzisiaj bawi się w takie rzeczy? Nikt nie kupuje pościeli, która może przetrwać kilka pokoleń. Często samo małżeństwo jest mniej trwałe od kolorów...

Zganiła siebie za te cyniczne myśli.

Starała się nie wyobrażać sobie ciemnowłosej głowy Louisa na białej poduszce i jego opalonej na brąz skóry, tak delikatnej, a zarazem gorącej.

Spostrzegła, że machinalnie głaszcze prześcieradło, zupełnie jakby to było ciało Louisa.

Cofnęła szybko rękę, słysząc, jak pieszczotliwie wymawia jej imię.

Odwracając się zobaczyła, że zamknął drzwi i idzie ku niej z dziwnym wyrazem w oczach.

_______________
Przepraszam za opóźnienie ale miałam wesele kuzyna a wczoraj jeszcze poprawiny ;)

Boy from the past /L.T ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz