Cholerny zbieg okoliczności.

49 4 0
                                    


Zwlekam walizki do salonu, gdzie mama krząta się z kubkiem kawy. Nie wiem czy się od niej uzależniła czy nie, ale nic innego nie pije. Przynajmniej nie przy mnie, to trochę niepokojące.

- Jak tam? Gotowa na wyjazd? – pyta swoim obojętnym tonem.

- Tak, powinnyśmy już jechać – zarzucam na siebie kurtkę i zabieram jedną z walizek idąc w stronę drzwi.

- Charlotte może powiesz mi w końcu gdzie jedziecie? – kolejny raz mama namawia mnie bym jej to powiedziała.

Nie zrobię tego, bo wiem, że wpadnie tam szybciej niż ja dolecę. Musi zrozumieć że urodziny i święta w tym roku spędzam ze znajomymi, a nie z nią.

- Nie mamo, w tamtym roku wyjechałam do Leah i Zoe i oczywiście musiałaś się tam pojawić... Nie tym razem – odpowiadam pakując walizkę do bagażnika jej czerwonego Mercedesa.

- Tylko proszę Cię pisz mi jak się czujesz i czy żyjesz, a najlepiej dzwoń – matka roku nie ma co.

- Pewnie, ale to tylko po to byś mnie namierzyła czy na serio się martwisz? – dopytuje ironicznie.

- Jesteś moim dzieckiem Charlie, nie zapominaj o tym – jakbym śmiała...

Droga na lotnisko jest w ciszy, i mogę podziwiać San Francisco nocą, a w dodatku prawie puste. Tylko gdzie nie gdzie pojawi się jakaś zbłąkana dusza, lub przejedzie samochód. To najlepszy czas na przemyślenia, ale ja nie mam o czym myśleć, więc skupiam się tylko na ciszy i widoku.

Pod wejściem na odloty czekają już na mnie znajomi: Samuel ze swoją dziewczyną Alice. Leah i Zoe, oczywiście przytulone do siebie jak rodzynki w opakowaniu (osobiście twierdzę, że nigdy nie widziałam tak uroczej pary) i Chris – dupek miesiąca. – Przynajmniej taki się wydaje.

Zabieram walizkę i żegnam się z mamą machnięciem dłoni, na te chwilę na nic więcej mnie nie stać. W końcu i tak nie jesteśmy przyjaciółkami, więc po co odstawiać cyrk?

- Księżniczka zgubiła pantofelek i dlatego musieliśmy czekać? – odzywa się do mnie Chris, na co przysięgam chciałabym mu złamać nos.

- Daj spokój nie mogłam znaleźć miecza by skrócić Cię o głowę – odpyskuje.

- Chodźmy, mamy mało czasu – pogania nas Samuel, na co ja reaguje pierwsza i pędzę do odprawy biletowej.

Po przejściu odprawy celnej i wszystkich formalnościach mamy czas by wypić kawę przed lotem. Kawiarnie działają całodobowo, jak wszystko inne. Kofeina rozpływa się po moich ustach i mogę być pewna że cały lot spędzę patrząc w okienko samolotu, podziwiając widoki i chmury z innej perspektywy.

*** ***

Gdy tylko wywołują nasz lot stajemy w długiej kolejce, by w końcu stanąć przed ogromną maszyną na płycie lotniska. Trochę się obawiam, bo siedzimy daleko od siebie, a ja naprawdę boję się latać i liczyłam na czyjeś wsparcie. Starałam się bukować bilety blisko, jednak nie wszystko da się zrobić idealnie.

Samolot jest ogromny i już na schodkach to tego potwora tracę z oczu swoich przyjaciół szukając miejsca 26G. Oczywiście zarezerwowałam sobie siedzenie przy oknie, bo inaczej bym nie przetrwała lotu. Moje miejsce jest prawie przy samym końcu, ale z tego akurat się cieszę. W razie katastrofy pierw giną ci z przodu, chyba że rozerwie samolot. Tak wiem, ja i moje wieczne obawy – ogarnij się Charlotte, gorzej już nie będzie.

- Jak miło znów Cię zobaczyć – Chris zasiada obok mnie, a ja prawie dostaje zawału. NIE NA TAKIE WSPARCIE LICZYŁAM.

- Umiesz czytać? Niemożliwe że masz akurat tutaj miejsce – mówię patrząc, jak się mości na siedzeniu.

Wspomnienie miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz