Stałem na środku ścieżki w jakimś ogrodzie. Po chwili zrozumiałem, że to jest to samo miejsce, gdzie byłem wcześniej ze srebrnowłosym nieznajomym ze snu. Stałem tak i wsłuchiwałem się w ciszę, lecz nagle coś ją przerwało, a dokładniej usłyszałem dźwięk kroków. Gdy się obróciłem, zobaczyłem jakąś postać idącą w moim kierunku. Na początku nie mogłem rozpoznać sylwetki, lecz po chwili byłem niemal pewny, że to był Victor, lecz poruszał się jakoś dziwnie. Na jego widok z radością zawołałem. On jednak nie reagował na swoje imię i szedł dalej, ze spuszczonym wzrokiem. Szybko do niego podbiegłem i chciałem się przytulić, ale gdy spróbowałem go dotknąć, moja ręka przez niego dosłownie przeleciała. Chyba, że... faktycznie mnie nie widzi i nie słyszy.
Nie wiedziałem co zrobić, więc po prostu kierowałem się za nim. Bestia szła powoli i z wielkim trudem jakby każdy krok, sprawiał mu dużo bólu. Oby to nie była prawda... Wyminąłem go po chwili, by zobaczyć jego twarz. Ujrzałem wtedy coś co mnie dogłębnie zraniło, z jego oczu leciały łzy, a w nich było widać niewyobrażalny ból i smutek. Ten widok sprawił, że moje serce zaczęło płakać razem z nim.
Szliśmy tak, aż wkońcu dotarliśmy do ściany kwitnących róż. Wszystko wyglądało tak jak w tamtym śnie. Victor przypatrywał się róży która była pod pokrywą. W jednej chwili kiedy kwiat stracił kolejny śnieżnobiały płatek, Victor jęknął boleśnie, zgiął się w pół i całym swoim ciężarem oparł się o filar. Ledwo co stał na nogach. Po chwili jednak przechylił się i upadł wprost na twardą ziemię. Zaskomlał cicho i skulony leżał tak bez ruchu.
- Victor - cicho szepnąłem i dotknąłem jego policzka, a wtedy szklana pokrywa roztrzaskała się na małe kawałeczki, lecąc wprost na nas. Osłaniłem sobą Victora, a przy tym mocno przymknąłem oczy. W jednej chwili wszystkie dźwięki ucichły. Nic już nie słyszałem. Ani dźwięku wiatru, ani żadnej ptaszyny.
Powoli otwarłem oczy. Zamiast w ogrodzie, byłem w swoim pokoju. Uwięziony.
Moje myśli od razu nakierowały się na Victora. Proszę... Żeby to był tylko sen. Tylko moja głupia wyobraźnia.
Wziąłem ogromny wdech próbując uspokoić swoje oszalałe serce. Ile bym dał żeby zobaczyć go i upewnić się, że wszytko z nim w porządku. Tak bardzo tego potrzebuję. Choćby jednego zapewnienia, że jest już dobrze. Niestety nikt mi go nie da. Tak jak poczucia bezpieczeństwa i spokoju jakie dawał mi Victor.
Spojrzałem za okno, przerywając swoje zamartwianie. Jakieś pół godziny temu był wschód słońca, a w jego promieniach lśniła obrączka, którą dał mi Victor w dzień wyjazdu. To już siedem dni
Przepraszam...
Przepraszam, że tyle na mnie musisz czekać...
Dotknąłem ją delikatnie i znów podszedłem do drzwi zobaczyć, czy może jednak się magicznie otwarły. Ale niestety nic z tego.
Przysłuchiwałem się czy dziadek był w domu, ale była tylko cisza. Zapewne poszedł do piekarni. On zawsze wstaje skoro świt więc nie ma się co dziwić. Zrezygnowany oparłem się odrzwi, gdy nagle usłyszałem jak ktoś wchodzi do domu.
- dziadek? - Automatycznie zawołałem
- nie sądzę, że kiedykolwiek nim będę - usłyszałem znajomy głos - gdzie jesteś?
- tutaj - zawołałem - niestety drzwi są zamknięte, więc nawet nie masz co pru- nie dokończyłem ponieważ zobaczyłem iskierki przy drzwiach, które po chwili się otworzyły
- j-jak ty to- dukałem będąc w szoku
- nieważne, szybko ruszaj się, bo zapewne nie mamy zbyt wiele czasu - przerwał mi Jurij. Zębami złapał mój rękaw i pospiesznie mnie ciągnął w stronę drzwi
- dzięki, że mnie stąd wydostałeś - mruknąłem, na co kot popatrzył się w moją stronę. Z przerażeniem odkryłem, że niegdyś ludzkie oczy, teraz przypominają bardziej dzikie.
- powiem ci wszytko w drodze - powiedział gdy zobaczył, że mu się dłużej przyglądam i odwrócił głowę - musimy się szybko dostać do zamku więc wsiadaj
Mówiąc to, wskazał ruchem głowy swój grzbiet. I ja mam na nim jechać?! Poczułem się troszkę dziwnie w tamtym momencie
- znając ciebie, spytasz dlaczego konia nie weźmiemy, ale no niestety rąk nie posiadam, więc ruchy - pośpieszał mnie po czym zawarczał cicho
Bez dłuższego zastanowienia, wsiadłem na jego grzbiet. Po chwili Jurij, zaczął biec w kierunku pałacu. Biegł szybciej niż myślałem. Starając się jakoś na nim utrzymać, owinąłem ręce wokół jego karku. Jechaliśmy w ciszy, którą przerywał co jakiś czas jaguar warcząc.
- Jurij, co się dzieje?- spytałem, gdy poraz kolejny usłyszałem warkot
- jakby to ująć...- zastanawiał się chwilę- jeśli się nie mylę, to można powiedzieć, że dziczeje.
-co? - spytałem nic nie rozumiejąc
- moja zwierzęca natura się odzywa - mruknął cicho, tak, że ledwo go słyszałem, a wiatr wiejący w naszą stronę, wcale nie poprawia jakości dźwięku.
- dlaczego?- spytałem, ale chyba nie usłyszał, w co wątpiłem
Dookoła zobaczyłem, że las zmienia się już w zimowy krajobraz. Coraz więcej drzew nie posiadało liści, a w powietrzu wirowały agresywnie płatki śniegu.
- dlaczego po mnie przyszedłeś?
- zmieniłem temat po chwili- po pierwsze, może i jesteś głupi, ale nie sądzę, żebyś nas zostawił z własnej woli - mówił - a po drugie Victor nie wyglądał zbyt dobrze i zachowywał się strasznie dziwnie
- wszystko z nim w porządku?- spytałem zaniepokojony, przypominając sobie swój sen
- przyszedł do nas, na czas obiadu i przeprosił wszystkich za to co się stało oraz nie mówiąc nic więcej, wyszedł
- co mu się stało?
- odkąd wróciłeś do domu, stawał się markotniejszy i zmieniał się w takiego jak przed twoim przyjazdem. Czyli zimny i zamknięty w sobie. Chodził niespokojnie po całym ogrodzie i pałacu. Wiele razy chciałem z nim pogadać, lecz on w tedy zawsze mnie zbywał, mówiąc, że się źle czuje i chce się położyć. Co najstraszniejsze mówił prawdę. Od razu widać po nim gdy kłamie. Szczerze mówiąc jego zachowanie mnie bardzo zaniepokoiło
- mów dalej - ponaglałem go
- Gdy naszedł dzień twojego powrotu - kontynuował - znowu był pełen energii... ale gdy cię nie ujrzał tamtego dnia, stwierdził, że go zostawiłeś... Wtedy udał się do swojej komnaty i już wcale nie wychodził. Przychodziłem co noc, by sprawdzić jak się czuje, lecz mówił bym nie zwracał uwagi. Wczoraj usłyszałem jego szlochanie i jak przez łzy w kółko wypowiada twoje imię - w tym samym momencie poczułem jak po moim policzku spływa łza - Gdy się spytałem czy wszytko dobrze, nic nie odpowiedział, więc najprawdopodobniej on wtedy poprostu spał. Gdy dziś rano wyszedł z pokoju po siedmiu dniach, tak jak mówiłem wcześniej, przepraszał wszystkich i wyglądał na bardzo słabego
- nic mu nie jest?!- spytałem z przejęciem. Każde następne słowo, pokrywało się z moim snem
- mam nadzieję, że jeszcze nie... Po tej sytuacji poszedł do ogrodu róż i nie pozwalał nikomu iść za nim. Pewnie siedzi tam do teraz. Martwiłem się o niego, więc pomyślałem, że tylko ty mógłbyś sprawić, by stał się wcześniejszym sobą.
- Jurij...- powiedziałem głośno na tyle ile dało mi zdarte gardło. Chcę jak najszybciej się znaleźć przy moim Victorze. Dotknąłem po raz kolejny moją złotą obrączkę - biegnij szybciej, proszę...
Wtedy Jurij przyspieszył jeszcze bardziej, jeśli tylko było to możliwe. Przed oczami rozmazywał mi się świat, więc zamknąłem je i próbowałem zrozumieć co się właściwie dzieje. Ze mną, światem i Victorem, który cierpi z mojego powodu.

CZYTASZ
|| Piękny i Bestia || Victuuri ||
FantasyPiękny godzi się zastąpić dziadka i trafia do zamku straszliwej Bestii, która już na wstępie przygotowuje mu chłodne przywitanie. Mimo trudnego początku, chłopak zbliża się do istoty i odkrywa, że pod postacią strasznego potwora, kryje się troskliwa...