Rozdział XVII

209 20 1
                                    

Drogę przebyłem zaskakująco szybko, bez żadnych problemów. Tak jak powiedział Victor, koń idealnie prowadził mnie przez gęsty las i na miejsce dotarłem tuż przed zmrokiem. Byłem niesamowicie szczęśliwy, że w końcu mogłem ujrzeć mojego opiekuna i gdy tylko ujrzałem jak siedzi na spróchniałej ławce przed domem, którą kiedyś złożyliśmy, szybko zeskoczyłem i pobiegłem do niego ze łzami w oczach. Mężczyzna widząc mnie na moment zastygł, jednak potem rzucił wszystkie rzeczy z jego kolan i powstał rozkładając ramiona.

- Yuuri!- zawołał do mnie z radością i wzruszeniem, które tak samo odczuwałem.

- Dziadku! - rzuciłem sie w jego ręce, a ten mnie ciepło objął. - Tęskniłem za tobą bardzo.

- Ja za tobą też - odparł mocniej tuląc mnie do siebie. - Jednak... jak uciekłeś tej straszliwej Bestii?

- Wcale nie uciekłem - odsunąłem się od niego, na co mruknął niezadowolony. - a poza tym, ta bestia wcale nie jest taka zła, to naprawdę miła osoba.

- To jest potwór, Yuuri. Na pewno chciał ci zrobić krzywdę - kontynuował nie słuchając tego co chciałem mu powiedzieć i ujmując moją twarz, uśmiechnął się. - Całe szczęście mój dzielny wnuczek dał radę!

- Ale - chciałem zaprzeczyć, lecz mi przerwał, ciągle mówiąc o tym samym.

- Pewnie miałeś tam okropne warunki i źle jadłeś, wogóle to jak dałeś rade mu zbiec?

- Przecież powiedziałem, że - w dalszym ciągu nie dawał mi dojść do głosu. Nie miałem pojęcia czemu aż tak bardzo się nakręcił.

- Albo wiesz co? Chodź do środka, zrobię ci jakieś jedzenie i tam mi opowiesz o wszystkim, kochanie - powiedział i pociągnął mnie do środka. Ja tylko zrezygnowany przytaknąłem, bo przecież cóż mogłem zrobić innego?

•••••

- A więc opowiadaj moje biedactwo - powiedział, gdy położył przede mną talerz pełen jakiejś zupy i usiadł przede mną, patrząc na mnie z widocznym zmartwieniem. - Jaki jest ten potwór? Bardzo się bałeś?

- Czemuż to miałem się bać? Victor w żaden sposób nie był straszny, a nawet był przemiły, kochany i bardzo troskliwy. - Opowiadałem, jedząc pomału przyniesiony posiłek. Jego przyjemne ciepło rozlewało się w środku ogrzewając całe ciało. - Martwił się praktycznie o wszystko. Było mi tam bardzo dobrze.

- Twierdzisz, że ta bestia ma imię? - mruknął zniesmaczony dziadek.

- Tak - odparłem może odrobinę zbyt trochę szorstko, jednak nie podobało mi się, gdy obrażał najmilszą osobę jaką poznałem. - Może i wygląda strasznie, ale to naprawdę najwspanialsza osoba jaką poznałem!

- Skoro tak twierdzisz - wzruszył ramionami, a mi się wydawało, że całkowicie lekceważy moje słowa.

- Widzę, że mi nie wierzysz - rzekłem smutniejszym tonem, zdając sobie sprawę, że nic nie zmieni jego myślenia.

- Wierzę - westchnął całkowicie sobie przecząc. Czemu on musiał być aż tak uparty? - Mów dalej jak tam było...

- Zajmował się mną i opiekował, a do tego poznałem jeszcze resztę mieszkańców tego zamku.

- Byli tam jeszcze inni? - wtrącił się, a ja zauważyłem, że wtedy zacisnął pięści. Nie podobało mi się to wogóle...

- Tak, ale oni również byli bardzo przyjaźni - zacząłem z pomału narastającą irytacją - Mieli zwierzęcą postać, jednak mimo to mówi ludzkim głosem. Poza tym wiesz co było najlepsze? - delikatnie się rozchmurzyłem. - Była tam też wielka biblioteka, do której codziennie przychodziłem razem z Victorem. Nawet nie możesz sobie wyobrazić ile było tam książek! Dookoła zamku jest też wspaniały ogród, który jest ogromny i ma wiele różnych kwiatów! Nie tylko z przodu jak widziałeś, ale i za zamkiem!

|| Piękny i Bestia || Victuuri ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz