Rozdział III

356 28 2
                                    

- - - - -

Wybaczcie, lecz ja sobie daruję opis, bo kompletnie nie mam pojęcia jak ubrać to w słowa. Za to w multimediach jest wygląd bestii tylko trzeba wyobrazić sobie ją w bardziej szarawych barwach ( jakby to on ujął - w platynowych ) i mającą niebieskie oczy :)

- - - - -

W cieniu stała wysoka postać, a jej błyszczące w ciemności oczy skierowane były wprost na mnie. Już same te ślepia wystarczały, by cała odwaga odeszła tak szybko jak i przyszła.

- Kim jesteś?- Zapytał po dłuższej chwili ciszy, a jego zimny ton głosu sprawił, że moje ciało przeszło dreszcze. Jak można roztaczać wokół siebie, aż tak straszną aurę?

- Y-Yuuri Katsuki. - Odpowiedziałem, starając się żeby mój głos choć trochę nie drżał, ale niezbyt mi się to udało. - Jestem tu zamiast mojego dziadka.

- A więc posłał Cię na śmierć. Skwitował, śmiejąc się kpiąco. - Jaki głupiec.

- Nie mów tak! - Podniosłem głos i przybliżyłem się do bestii. Musiałem zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy, a gdy to zrobiłem, zrozumiałem co właśnie się wyczyniam. Wtedy to, miałem już świadomość jak bardzo igram z ogniem.

- Jesteś odważny w przeciwieństwie do niego. - Powiedział z delikatnym uznaniem, spoglądając na mnie z góry. Chwilowo znów zapadła cisza podczas której mierzyliśmy się wzrokiem. Gdy stałem tak blisko niego mogłem bez problemu stwierdzić, że błękitne oczy przede mną można było porównać z bezchmurnym, wiosennym niebem lub falami głębokiego morza. Lecz później napdła mnie myśl. Czy na prawdę powinienem myśleć o takich rzeczach, najprawdopodobniej w ostatnich chwilach życia?

  - Po co miałem się tu zjawić? - Spytałem cicho, otrząsając się w końcu z tego dziwnego transu. Musiałem przecież jeszcze się dowiedzieć, po co dziadek miał przyjeżdżać w to straszne miejsce.

- Po prostu bądź. - Rzekł bez żadnych emocji, przy czym wzruszył ramionami i odwrócił łeb, tak, że nie mogłem ujrzeć już jego błękitu.

- To nie jest odpowiedź! - Słowo daję, że ledwo co nad sobą panowałem. Nie chciałem być zły czy agresywny, jednak rozdrażnienie niewiadomego pochodzenia, sprawiało, że zacząłem się irytować.

- Właśnie, że jest. - Odpowiedział, a po jego tonie mogłem się domyślić, że nie tylko ja jestem tu zdenerwowany. - Pozostań w tym pałacu i tyle.

- Musiałem zostawić samego starszego mężczyznę, który ledwo co może pracować, a ty mi mówisz, że mam tu siedzieć i tylko myśleć czy żyje?!

- Dokładnie tak. - Powiedział, ewidentnie starając się uspokoić, lecz zmęczenie i gniew w jego oczach nie udało mu się ukryć. - Możesz już wyjść z mojej komnaty? Powiedz Phichitowi, żeby ci pokazał pokój w którym zamieszkasz.

- Ale bestio! W takim razie jaki ma cel siedzieć w pustym zamku? Przecież to nic nie zmieni!

- Wyjdź już i daj mi spokój! - Przerwał mi rycząc, lecz po chwili jakby zawstydzony swoim własnym zachowaniem, sopuścił łeb i wolnym krokiem skierował się na koniec swojej komnaty. - Mam dość tego. Po prostu wyjdź!

Zszokowany jego wybuchem zamarłem i spoglądałem ze strachem na istotę przede mną. Nie myśląc nawet o tym co robię, na jego słowa szybko wycofałem się i oposciłem pokój. Jeszcze większym zaskoczeniem było dla mnie, gdy wychodząc usłyszałem ciche przeprosiny.

Z mocno bijącym sercem oparłem się o już zamknięte drzwi i zamknąłem oczy, myśląc o całym tym zajściu. Byłem już pewien, że to coś, miało na prawdę dziwny charakter.

Nie minęło jednak dużo czasu na przemyślenia, ponieważ z boku usłyszałem ciche kroki. Gdy uchyliłem lekko oczy, od razu zobaczyłem jak z ciemności wyłania się dziki kot.

  - Słyszałem Victora. - Powiedział, jakby chciał się usprawiedliwić swoją obecność. - Może nie masz teraz za dobrego zdania o nim, lecz daj mu szansę. Ostatnio dość często jest w złym chumorze i nie chce wychodzić na posiłki. Za mało okazuje przy nas uczuć i się ukrywa w ciemnościach, przez co później wybucha niepotrzebnie.

  - Mówisz, że kiedyś był inny? - Zapytałem lekko nie mogąc sobie tego wyobrazić.

  - Kiedyś wszyscy byliśmy inni, a on w szczególności. Jeszcze wcześniej było nie tak źle, lecz z każdym dniem staje się on coraz bardziej nieznośny. Poza tym... Są też pozytywy tej sytuacji.

  - Ah tak? Jakie? - Spojrzałem na niego niedowierzając.

  - Nie odgryzł Ci żądnej części ciała, więc się ciesz. Z tego co widzę to wszystko masz na swoim miejscu. - Prychnął cicho.

- Niezłe pozytywy. - Odparłem z lekkim uśmiechem kręcąc głową, nie mając nawet siły aby się głośniej zaśmiać. Dopiero teraz poczułem jak jestem zmęczony dzisiejszym dniem.

- Dobra, chodź już. - Mówiąc to wskazał łebkiem w stronę z której przyszedł.- Pokaże ci gdzie będziesz mieszkał.

- Dlaczego on chce żebym tu był? - Spytałem w drodze, mając nadzieję, że może on mi odpowie na to pytanie.

- Cóż... - Zamyślił się na chwilę.  - Dawno nie było tu żadnej osoby, a choć nas, zwierząt, jest tu nawet wiele to nic nie zastąpi drugiego człowieka.

- Rozumiem. - Powiedziałem, choć szczerze mówiąc nic nie wiedziałem, lecz słysząc niechętny ton Jurijego nie kontynuowałem tematu. - Ile was tu jest?

- Ja, Otabek, Chris i Phichit.

- Czyli czwórka?

- Chociaż nie, piątka jeśli liczyć jeszcze Victora. - Dodał przerywając mi.

- To ta bestia?- Spytałem spoglądając kątem oka na geparda.

- Wolno łączysz fakty. - Rzucił i nagle stanął w miejscu, a ja wraz z nim. Wtedy zobaczyłem, że stoimy przed drzwiami, które po chwili same się otworzyły. - Tu będzie twój nowy dom.

Tylko gdy weszliśmy, od razu poczułem spokojną i przyjemną atmosferę. Komnata była urządzona w dość jasnych kolorach, co całkowicie nie pasowało do wglądu tego zamku. Na środku stało wielkie łóżko, a po obydwóch stronach stały szafki nocne, z białego drewna, na którym były wyryte fantazyjne wzory. Oprócz tego, na przeciwko dużej komody oraz biurka, znajdywały się ogromne okna przy których były zawieszone długie, jasne zasłony sięgające do samej ziemi. Na samym dole tego wielkiego szkła, był wbudowany duży parapet na których było ułożonych mnóstwo małych poduszek. Ten wystrój dopełniał jeszcze puchaty biały dywan, który wyglądał na bardzo milutkiego.

Nie wiedząc czemu, moim pierwszym odruchem było podejście do wielkiej szafy. Tylko gdy ją uchyliłem przeżyłem kolejny szok w tym dniu. Mogłem się założyć, że jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałem tyłu pięknych ubrań. Jednak coś w tym, na prawdę mnie zdziwiło.

- Dlaczego wszystkie są w moim rozmiarze?- Zapytałem zauważając ten mały szczegół.

- Taka tajemnica? - Odparł całkiem niepewnie.

- Skoro tak mówisz... - Szepnąłem i odwracając wzrok na ogromne łóżko, byłem pewien, że moje oczy zabłysły blaskiem. Nie myśląc wiele, podbiegłem do posłania i szkoczyłem w miękkie tkaniny. - Jakie to wygodne. - Wymruczałem z głową w poduszce. To było przepiękne uczucie

- Jeśli będziesz miał jakieś w miarę normalne i rozsądne pytania, to pytaj. Może na nie odpowiem. - Powiedziedział i odwróć się do wyjścia. - Jakby co, to jestem razem z Otabekiem, w pokoju obok po prawej.

- Wybacz, że pytam, ale po co wam pokoje, skoro jesteście... tacy... no... jesteście...- Zmieszałem się i utknąłem, bo szczerze nie wiedziałem ubrać to w słowa, by go nie urazić.

- Zwierzętami? - Dokończył za mnie, na co ja niepewnie pokiwałem głową. - Kiedyś nimi nie byliśmy. My się zmieniliśmy, a komnaty zostały, więc postanowiliśmy je dalej mieć.

- Jurij- Chciałem coś powiedzieć, ale mi wtedy przerwał.

- Nieważne to jest już , odchodzę, a ty się prześpij, bo rano będzie pobudka. - Rzucił na odchodne, a zanim zdążyłem jakoś odpowiedzieć, ten zniknął za drzwiami, które głośno się zatrzasnęły.

|| Piękny i Bestia || Victuuri ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz