Rozdział XI

236 22 2
                                    

Nie potrafiłem zliczyć ile razy już w moim śnie pojawiał się ten sam obraz. Stałem jak zwykle w środku wielkiego lasu, jednak dziś wiatr wiał mocniej niż zwykle, w stronę kwitnącej łąki. Pchany przez ciepły podmuch ruszyłem, przedzierając się co chwila przez gęste gałęzie, które pojawiały się na mojej drodze. Gdy znalazłem się już na skraju, gdzie sięgały już do mnie gorące promienie słońca, zaskoczony przystanąłem w miejscu i niedowierzałem, że kogokolwiek tu mogłem spotkać.

Pod drzewem z pięknymi rumianymi jabłkami, leżała oparta postać. W pierwszej chwili poczułem lekki strach, jednak wiatr uspokajająco owiał moje policzki, jakby chciał mi przekazać cały swój spokój. Właśnie wtedy poczułem otuchę z jego strony i bez lęku skierowałem się w stronę nieznajomego.

Gdy znalazłem się bliżej, mogłem dokładniej ujrzeć postawę młodego mężczyzny, który spał oparty o korę drzewa w ręce trzymając niedokończone jabłko. Jego siwe, wręcz srebrzyste włosy wraz ze starannie ułożoną grzywką, opadały okrywając tym samym przystojne i łagodne rysy twarzy. Był on ubrany w białą koszulę, która odrobinę odpięta, odsłaniała lekko lewe ramię. Dodatkowo jej uszycie podkreślało wysportowaną figurę mężczyzny.

Gdy niepewnie podszedłem jeszcze bliżej, jego oczy pomału się uchyliły ukazując tym ich niezwykłość i wyjątkowość. Jego blada cera zgrywała się wręcz idealnie z błękitnym tęczówkami, które teraz lśniły od słońca. Ten odcień zdawał mi się być na prawdę dobrze znany, jednak coś nie pozwalało mi przypomnieć sobie do kogo on należał. Poznawałem go jednak nie miałem pojęcia skąd.

Nieznajomy na mój widok uśmiechnął się ciepło i po sekundzie wstał z ziemi. Odrzucił jabłko, otrzepał się i podszedł do mnie swobodnym krokiem.

  - Witaj, Yuuri - powiedział i będąc tuż obok, ukłonił się w pas z ogromną lekkością i wdziękiem i ujął moją dłoń by ucałować jej wierzch.

- Znasz moje imię? - zdziwiłem się, spoglądając na jasnowłosego.

- Zgadłem - odrzekł szybko, uśmiechając się tajemniczo przy czym wyglądał na na prawdę pewnego siebie i czarującego wszystkich człowieka.

- Przecież to niemożliwe - ciągnąłem dalej.

- Dużo jeszcze rzeczy się nie nauczyłeś kochany - złapał mnie wtedy za rękę i siadając, pociągnął mnie w dół, tak gwałtownie, że prawie upadłem wprost na niego.

- Jeśli ty znasz moje imię, to nie bądź mi dłużny - powiedziałem niezadowolony. Już po jego zachowaniu mogłem wnioskować, że na prawdę długo będę musiał się męczyć z wydobyciem z niego informacji. - Ja również chce znać twoje.

- To tajemnica - zaśmiał się i pstryknął mnie w nos na co zaskoczony zastygłem. Nie zwracając uwagi na mnie, podniósł rękę do góry i bez trudu zerwał dwa dojrzałe jabłka.

- To jak mam do ciebie mówić? - zapytałem coraz bardziej zmieszany i zdezorientowany.

- Jak chcesz - wzruszył ramionami i dał mi bardziej zarumieniony owoc. Bez zastanowienia wgryzłem się w niego, a wtedy zastało mnie wielkie zaskoczenie, gdy poczułem w ustach bardzo słodki smak. Musiałem przyznać, że jak na dotychczasowe sny, to ten był aż za bardzo realistyczny.

- Jak wytrzymujesz z tą okropną bestią? - spytał po chwili, spoglądając na mnie z troską.

- On nie jest okropny - odparłem marszcząc brwi w niezadowoleniu. - Nie znasz go, więc nie powinieś tak mówić.

- Ale jest potworem - zauważył srebrnowłosy.

- I co z tego? - starałem się bronić Victora za wszelką cenę. Nie mogłem pozwolić na to by ktokolwiek obrażał tak dobrą osobę. - Nie ocenia się dobroci po wyglądzie. Niektórzy piękni i wspaniali, a są prawdziwym potworami dla drugiej osoby, choć wcale na takich nie wyglądają.

|| Piękny i Bestia || Victuuri ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz