Rozdział 18

27 1 18
                                    

 Reszta dnia, nie licząc jednej krótkiej chwili, upłynęła mi w zupełnej ciszy.

Przerwał ją tylko pan Weasley, przynosząc mi i Draconowi jedzenie. Położył tacę przy wyjściu i uśmiechnął się przepraszająco.

– Dziękuję – powiedziałam.

– Nie ma za co – odparł.

Draco chrząknął, wyraźnie poirytowany tą wymianą serdeczności.

Był to jedyny dźwięk, jaki wydał przez cały dzień. Wiedziałam, że ciągle tam jest, ale nie słyszałam niczego, co by to potwierdzało – nawet nie słyszałam jego oddechu.

To był długi dzień, nudny i męczący. Próbowałam leżenia we wszystkich możliwych pozycjach, ale w żadnej nie mogłam się cała wygodnie rozprostować. Wkrótce zaczął mi dokuczać ból krzyża.

Obie z Hermioną myślałyśmy dużo o Jamesie. Przede wszystkim martwiłyśmy się, że zjawiając się tutaj, wyrządziłyśmy mu krzywdę, i że nadal cierpi z naszego powodu. Czy warto było w takim razie dotrzymać danej mu obietnicy?

Czas stracił znaczenie. Mogło teraz świtać, ale równie dobrze mogło też zmierzchać – tu, pod ziemią, nie miałam żadnego punktu odniesienia. Skończyły nam się – Hermionie i mnie – tematy do rozmów. Wertowałyśmy od niechcenia nasze połączenie pamięci, trochę tak, jak skacze się po kanałach telewizyjnych, ani na moment nie zatrzymując się na żadnym, by obejrzeć coś konkretnego. Zdrzemnęłam się na chwilę, ale nie mogłam zapaść w głębszy sen, bo było mi niewygodnie.

Kiedy w końcu pojawił się pan Weasley, miałam ochotę go ucałować. Zajrzał do mojej celi, szeroko się uśmiechając.

– Co powiesz na krótki spacer? – zapytał.

Przytaknęłam ochoczo głową.

– Zaprowadzę ją – burknął Draco. – Daj mi strzelbę.

Zawahałam się, przykucnięta w otworze groty, ale pan Weasley skinął głową.

– Śmiało – rzekł.

Wydostałam się na zewnątrz, sztywna i chwiejna, chwytając wyciągniętą w moją stronę dłoń pana Weasley'a, by złapać równowagę. Draco wydał z siebie odgłos niesmaku i odwrócił wzrok. Mocno ścisnął strzelbę w dłoni; zaciśnięte na lufie kłykcie mu zbielały. Widok broni w jego rękach mnie przerażał. Niepokoiłam się bardziej, niż kiedy trzymał ją pan Weasley.

Draco był dla mnie mniej wyrozumiały. Zanurzył się bez słowa w ciemnym tunelu, nie czekając, aż do niego dołączę.

Nie było mi łatwo – szedł bardzo cicho i w ogóle mnie nie prowadził, stąpałam więc wśród ciemności po omacku, z jedną ręką wyciągniętą przed siebie, drugą zaś dotykając ściany, by nie uderzyć twarzą o ścianę. Dwa razy przewróciłam się na nierównym podłożu. Draco nie pomógł mi wstać, ale przynajmniej czekał, aż wstanę, i dopiero wtedy ruszał dalej. W pewnej chwili, przyspieszając na jednym z prostych odcinków korytarza, podeszłam zbyt blisko i dotknęłam wyciągniętą dłonią jego pleców, a nawet przeciągnęłam palcami po barku, zanim zorientowałam się, że to nie ściana. Draco syknął gniewnie i wyrwał do przodu, uciekając od mojego dotyku.

– Przepraszam – szepnęłam. Czułam, jak w ciemnościach płoną mi policzki.

Nic nie odpowiedział, tylko zwiększył tempo, tak że jeszcze trudniej było za nim nadążyć.

Kiedy wreszcie w oddali pojawił się jasny punkt, poczułam się zdezorientowana. Czyżby prowadził mnie inną trasą? Nie była to bowiem biel wielkiego placu, lecz blade, srebrnawe światło. Z drugiej jednak strony, szczelina wydawała się ta sama... Dopiero kiedy przez nią przeszliśmy i znalazłam się znowu w centralnej jaskini, zrozumiałam, skąd bierze się różnica.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz