Rozdział 24

24 1 8
                                    

 Rzeczywiście, nie pachniałam fiołkami.

Straciłam już rachubę czasu spędzonego w jaskiniach – ponad tydzień? Dwa? – a przez wszystkie te dni nosiłam to samo ubranie, które miałam na pustyni. Bawełniana koszulka wchłonęła już tyle potu, że pogięła się i przypomniała akordeon. Kiedyś była bladożółta a teraz – całkiem upaćkana, ciemnofioletowa jak skalna podłoga. Moje włosy były poplątane i zapiaszczone. Czułam, jak sterczą mi na głowie niczym czub kakadu. Dawno nie widziałam swojej twarzy, ale domyślałam się, że dominują na niej dwa odcienie fioletu, które zawdzięczałam jaskiniowemu pyłowi oraz siniakom.

Dlatego rozumiałam, o co chodziło panu Weasley'owi. Istotnie, potrzebowałam kąpieli. Oraz nowych ubrań, inaczej mycie nie miało sensu. Pan Weasley zaproponował, żebym ponosiła rzeczy Jamesa, dopóki moje nie wyschną, ale bałam się, że je rozciągnę i zniszczę. Na szczęście nie zaoferował mi żadnych ubrań Dracona. W końcu dostałam jego własną flanelową koszulę z odprutymi rękawami, starą, lecz czystą, a także wyblakłe, dziurawe spodnie z bawełny, których nikt inny nie chciał. Niosłam je zwinięte na ramieniu, a w dłoni trzymałam cuchnącą bryłę zlepioną z kawałków czegoś, co pan Weasley nazywał mydłem kaktusowym domowej roboty. Z tym wszystkim maszerowałam do łaźni.

Znów okazało się, że nie będziemy tam sami. Nad strumykiem stało trzech mężczyzn oraz kobieta – ta o ciemnoszarych włosach – napełniali wiadra wodą. Natomiast z łaźni dobiegały pluski i śmiechy.

– Poczekamy na swoją kolej – powiedział pan Weasley i oparł się o ścianę.

Stałam sztywno obok niego i czułam na sobie nieprzyjemne spojrzenia czterech par oczu, sama jednak nie odrywałam wzroku od gorącego źródła, płynącego wartkim nurtem pod dziurawą podłogą.

Po paru chwilach łaźnie opuściły trzy kobiety – atletyczna o karmelowej skórze, młoda blondynka, której chyba wcześniej nie widziałam, oraz Ginny, przyjaciółka Hermiony. Kiedy nas ujrzały, od razu przestały się śmiać.

– Dzień dobry, dziewczęta – odezwał się pan Weasley, dotykając czoła niczym brzegu kapelusza.

– Cześć, Arturze – odparła bez entuzjazmu kobieta o ciemnej karnacji.

Ginny i blondynka całkiem nas zignorowały.

– No dobra, Wando – powiedział, gdy sobie poszły. – Twoja kolej.

Posłałam mu ponure spojrzenie i ruszyłam ostrożnym krokiem w stronę ciemnego pomieszczenia.

Próbowałam sobie przypomnieć jego rozmiary – byłam pewna, że mam jeszcze parę kroków do wody. Zdjęłam buty, żeby móc jej poszukać plecami.

Ciemności mnie przerażały. Zadrżałam na wspomnienie czarnej powierzchni wody, pod którą mogło się czaić dosłownie wszystko. Gra na zwłokę nie przybliżała mnie do wyjścia, więc położyłam czyste rzeczy obok butów, z cuchnącym mydłem w ręku ruszyłam powolutku przed siebie i w końcu poczułam pod stopą krawędź basenu.

W porównaniu do parnego powietrza w grocie na zewnątrz, woda była chłodna. Przyjemna. Potrafiłam to docenić mimo strachu. Dawno już nie miałam kontaktu z niczym chłodnym. Zamoczyłam się w brudnym ubraniu aż do pasa. Czułam prąd strumyka wokół kostek. Cieszyło mnie, że woda nie stoi w miejscu, dzięki temu nie musiałam się obawiać, że ją pobrudzę.

Przykucnęłam, zanurzając się po ramiona. Przejechałam mydłem po ubraniu. Tam, gdzie dotknęło skóry, czułam łagodne pieczenie.

Zdjęłam namydlone rzeczy i zaczęłam trzeć pod wodą. Następnie wypłukałam je niezliczoną ilość razy, by mieć pewność, że po łzach i pocie nie został ani ślad, wykręciłam i położyłam na ziemi obok butów, a przynajmniej tak mi się wydawało.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz