Rozdział 39

28 3 13
                                    

Znakomicie, pomyślałam gorzko. Po prostu znakomicie.

Jadłam właśnie lunch, kiedy zjawił się Theo z wielki uśmiechem przyklejonym do twarzy. Chciał mnie pocieszyć. Znowu.

Chyba ostatnio trochę przesadzasz z sarkazmem, powiedziała Hermiona.

Postaram się o tym pamiętać.

Przez ostatni tydzień rzadko się do mnie odzywała. Obie nie byłyśmy zbyt rozmowne. Wolałyśmy unikać interakcji towarzyskich, nawet między sobą.

– Cześć, Wando – przywitał mnie Theo, siadając obok. W ręku miał miskę wrzącej zupy pomidorowej. Moja stała obok mnie, zimna i do połowy opróżniona. Bawiłam się bułką, krusząc ją na małe kawałki.

Nic nie odpowiedziałam.

– Daj spokój. – Położył mi dłoń na kolanie. Hermiona była niezadowolona, ale nie wybuchnęła gniewem. Zdążyła przywyknąć. – Wrócą dzisiaj. Przed zachodem słońca. Jestem pewien.

– Mówiłeś to samo trzy dni temu, dwa dni temu i wczoraj.

– Dzisiaj mam dobre przeczucie. Nie dąsaj się, to takie ludzkie – zażartował.

– Nie dąsam się. – Powiedziałam prawdę. Tak bardzo się martwiłam, że ledwie zbierałam myśli. Całkowicie mnie to pochłaniało.

– To nie pierwszy raz, kiedy Draco zabrał młodego na eskapadę.

– Dziękuję, od razu mi lepiej – odparłam, znów z sarkazmem. Hermiona miała rację, trochę przesadzałam.

– Nie martw się, jest z nim Harry i Pansy. No i Draco. A Dean jest tutaj. – Zaśmiał się. – Więc nic mu nie grozi.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Okej.

Zajął się jedzeniem, zostawiając mnie samą z moimi myślami. Lubiłam w nim to, że zawsze starał się spełniać moje oczekiwania, nawet jeżeli nie były jasne – ani dla niego, ani dla mnie. Wyjątek stanowiły oczywiście uparte próby poprawienia mi humoru. Akurat tego z pewnością nie oczekiwałam. Chciałam się martwić – była to jedyna rzecz, którą mogłam robić.

Minął już miesiąc, odkąd wprowadziłam się z powrotem do pokoju Jamesa i Dracona. Przez pierwsze trzy tygodnie mieszkaliśmy w nim wszyscy czworo. Draco spał na materacu wciśniętym między ścianę a łóżko, na którym spaliśmy James i ja.

Przyzwyczaiłam się – przynajmniej do samego spania. Teraz, gdy ich nie było, miałam kłopoty z zaśnięciem w jednym pokoju. Brakowało mi odgłosu ich oddechów.

Natomiast trudno było mi przyzwyczaić do budzenia się każdego ranka w obecności Dracona. Wciąż odpowiadałam na jego poranne powitanie z sekundowym opóźnieniem. On także nie czuł się całkiem swobodnie, ale zawsze był miły. Oboje byliśmy dla siebie mili.

Nasze rozmowy przebiegały według tego samego scenariusza.

– Dzień dobry, Wando. Jak się spało?

– W porządku, dziękuję. A tobie?

– Dzięki, nie najgorzej. Jak się czuje Hermiona?

– Ma się dobrze, dzięki, że pytasz.

Atmosferę rozluźniał James, zawsze rozradowany i gadatliwy. Mówił dużo o Hermionie – jak również do niej – i wkrótce dźwięk jej imienia w obecności Dracona już mnie nie stresował tak jak kiedyś. Z każdym kolejnym dniem czułam się nieco pewniej, moje życie stawało się trochę przyjemniejsze.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz