Rozdział 21

20 1 20
                                    

 Szłam u jego boku, o pól kroku z przodu. Doktor i Blaise maszerowali za nami. Wolałam się od nich trzymać z daleka. James szedł w środku jakby niezdecydowany.

Nie mogłam się już skupić na spacerze. Ani na drugim ogrodzie – w gorącym blasku luster rosła tu sięgająca pasa kukurydza – ani na szerokiej i niskiej grocie, którą nawał „salą gier". Ta ostatnia znajdowała się głęboko pod ziemią, w zupełnych ciemnościach, ale – jak mi tłumaczył – kiedy mieli ochotę się wyluzować, przynosili ze sobą lampy. Słowo „wyluzować" jakoś mi nie pasowało do tej bandy gniewnych ludzi, ale nie wnikałam w szczegóły. Była tu też woda – siarkowe źródełko służące czasem za drugą ubikację, ponieważ, jak twierdził pan Weasley, woda nie nadawała się do picia.

Dzieliłam całą uwagę między Jamesa i dwóch mężczyzn idących z tyłu.

Teodor i Doktor rzeczywiście zachowywali się nadspodziewanie dobrze. Wbrew moim obawom nie rzucili się na mnie od tyłu, wciąż jednak zezowałam na lewo i prawo, aż bolały mnie oczy. Szli za nami cicho, od czasu do czasu rozmawiając, ściszonymi głosami, głównie o ludziach, których imiona nic nie mówiły, oraz miejscach i rzeczach znajdujących się w jaskiniach, a przynajmniej tak mi się wydawało. Niewiele z tego wszystkiego rozumiałam.

James się nie odzywał, ale często na mnie spoglądał. Gdy nie podpatrywałam innych, również zerkałam w jego stronę. W rezultacie miałam mało czasu na podziwianie rzeczy, które pokazywał mi pan Weasley, ten jednak zdawał się nie zauważać, że zajmuje mnie zupełnie co innego.

Niektóre tunele były bardzo długie – aż nie chciało się wierzyć, że ziemia skrywa takie miejsca. Przez większość czasu szliśmy w zupełnych ciemnościach, a mimo to pan Weasley i reszta nie przystawili ani na sekundę; najwidoczniej byli przyzwyczajeni do chodzenia po ciemku i znali na pamięć wszystkie trasy. Było mi trudniej niż kiedy poruszałam się po jaskiniach tylko z panem Weasley'em. W ciemnościach każdy dźwięk brzmiał złowrogo. Nawet niewinna pogawędka między Doktora i Teodora wydawała mi się jedynie przykrywką dla niecnych planów.

Masz paranoję, skwitowała Hermiona.

Jeżeli to jedyny sposób na przeżycie, to czemu nie.

Szkoda, że nie słuchasz uważniej tego, co mówi pan Weasley. To fascynujące.

Rób, co chcesz, ze swoim własnym czasem.

Widzę i słyszę tylko co to ty, Wagabundo, odparła, po czym zmieniła temat. James nie wygląda najgorzej, nie sądzisz? Nie sprawia wrażenia bardzo nieszczęśliwego.

Wydaje się... trochę zagubiony.

Przebyliśmy najdłuższy do tej pory odcinek w ciemnościach, aż w końcu zaczęło się nieco rozjaśniać.

– Jesteśmy teraz najdalej na południe, jak tylko się da – powiedział pan Weasley. – Trochę daleko, ale za to przez cały dzień jest tu w miarę jasno. Dlatego właśnie tutaj urządziliśmy szpital. To tu pracuje Doktor.

Krew zastygła mi w żyłach, stawy zlodowaciały. Zerkałam przestraszonymi oczami to na pana Weasley'a, to na Doktora.

A więc to wszystko podstęp? Poczekali aż uparty Draco zniknie, żeby móc mnie tutaj sprowadzić? Nie mogłam uwierzyć, że przyszłam tu z własnej, nieprzymuszonej woli. Jaka ja byłam głupia!

Hermiona również nie posiadała się ze zdumienia. Mogłyśmy się jeszcze dla nich zapakować!

Obaj na mnie spojrzeli. Twarz pana Weasley'a była pozbawiona wyrazu, za to Doktor wyglądał na równie zaskoczonego jak ja – choć nie tak przerażonego.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz