Rozdział 31

22 2 19
                                    

 Zamarłam. Po chwili spojrzałam przez ramię, by sprawdzić czy nikt za mną nie stoi.

– Tak miała na imię jego żona – szepnął James ledwie słyszalnym głosem. – Złapali ją.

– Elizabeth – powiedział Horacy, zupełnie nieświadomy mojego zdziwienia. – Dostałem raka, dasz wiarę? Kto by pomyślał, co? Przez całe życie ani razu nie wziąłem zwolnienia, oprócz długoletniej przerwy od nauki eliksirów w Hogwarcie... – Głos mu słabł, aż w końcu ogóle przestałam go słyszeć, lecz nie przestawał mówić ustami. Nie miał siły podnieść ręki, powlókł jedynie palcami po łóżku ku mnie.

Teodor trącił mnie lekko.

– Co mam zrobić? – szepnęłam. W pomieszczeniu było parno, ale nie dlatego miałam na czole krople potu.

– ... dziadek dożył stu lat – zaświtał Horacy, odzyskując głos. – Nikt w rodzie nie miał raka, nawet kuzyni. Ale twoja ciocia Olivia chyba miała, prawda?

Spoglądał na mnie ufnie, czekając, aż coś powiem. Teodor poklepał mnie po plecach.

– Yyy...

– A może to była ciotka Zacka? – przyznał Horacy.

Posłałam Teodorowi przerażone spojrzenie, lecz wzruszył tylko ramionami.

– Pomocy – szepnęłam, a właściwie pokazałam ustami.

Dał znak dłoni, żebym złapała Horacego za rękę.

Skóra chorego była blada jak kreda i prześwitująca. Widziałam, jak w niebieskich żyłach na dłoni pulsuje słabo krew. Podniosłam mu rękę, bardzo ostrożnie w trosce o kruche kości, o których wspomniał James. Była niespodziewanie lekka, jakby pusta w środku.

– Och, Elizabeth, smutno mi było bez ciebie. To miłe miejsce, spodoba ci się, nawet gdy mnie już nie będzie. Jest tu z kim porozmawiać – wiem, jak bardzo tego potrzebujesz... – Przestałam go rozumieć, ponieważ mówił zbyt cicho, ale nadal kierował słowa do żony. Nawet gdy zamknął oczy, a głowa osunęła mu się na bok, usta były w ciągłym ruchu.

Teodor znalazł mokrą szmatkę i zaczął ocierać twarz.

– Nie jestem dobra w... udawaniu – szepnęłam, zerkając na mamroczące usta Horacego, by mieć pewność, że mnie nie słyszy. – Wszystko popsuję.

– Nie musisz nic mówić – uspokajał mnie Teodor. – Jest ledwie przytomny.

– Czy wyglądam jak jego żona?

– Ani trochę, widziałem ją na zdjęciu. Miała blond włosy i była krępa.

– Daj, ja to mogę zrobić.

Wzięłam od Teodora szmatkę i wytarłam Horacemu pot z szyi. Jak zwykle czułam się pewniej, gdy miałam co robić z rękoma. Horacy nie przestawał mamrotać. Wydawało mi się, że słyszę, jak mówi: „Dzięki Elizabeth, tak mi lepiej".

Nawet nie wiedziałam, kiedy ustało chrapanie. Usłyszałam nagle za plecami znajomy głos Doktora – zbyt łagodny, by mnie przestraszył.

– Jak się czuje?

– Majaczy – odszepnął Teodor. – To od brandy czy z bólu?

– Chyba raczej z bólu. Oddałbym prawą rękę za odrobinę morfiny.

– Może Draco dokona kolejnego cudu.

– Może – westchnął Doktor.

Ocierałam machinalnie bladą twarz Horacego, przysłuchując się rozmowie, ale imię Dracona więcej nie padło.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz