– To się zrobiło zbyt łatwe. Zero zabawy – burknął Dean.
– Sam chciałeś jechać – wytknął mu Theo.
Siedzieli z tyłu furgonetki, przebierając w jedzeniu i kosmetykach, które przed chwilą wyniosłam ze sklepu. Był środek dnia, nad Wichitą świeciło słońce. Nie prażyło tak bardzo jak na pustyni w Arizonie, a powietrze było wilgotniejsze. Roiło się w nim od malutkich owadów.
Draco prowadził samochód w stronę autostrady, przestrzegając ograniczenia prędkości. Wciąż go to jednak irytowało.
– Zmęczona zakupami? – zapytał mnie Theo.
– Nie, wcale mnie to nie męczy.
– Ciągle to powtarzasz. Czy jest w ogóle coś, co cię męczy?
– Męczy mnie tęsknota za Jamesem. I męczy mnie trochę przebywanie na zewnątrz. Szczególnie za dnia. To taka odwrotność klaustrofobii. Za dużo otwartych przestrzeni. Tobie to nie przeszkadza?
– Czasami. Zwykle jeździmy po zmroku.
– Przynajmniej może sobie rozprostować nogi – mruknął Dean. – Nie wiem, czemu masz ochotę wysłuchiwać akurat jej narzekań.
– Bo to rzadkość. Miła odmiana od twojego narzekania.
Przestałam słuchać. Ich słowne utarczki ciągnęły się zwykle w nieskończoność.
– Teraz Oklahoma City? – zapytałam Dracona.
– I parę miasteczek po drodze, jeżeli nie masz nic naprzeciw – odparł, wpatrzony w drogę.
– Nie mam nic przeciwko.
W czasie wypraw Draco przez cały czas był skupiony. Nie rozprężał się jak przyjaciele, którzy zaczynali się śmiać i rozmawiać, gdy tylko poczuli się bezpieczniej. Bawiło mnie, że określają moje wycieczki do sklepu mianem misji. Chodziłam po prostu na zakupy, tak jak to robiłam swego czasu w San Diego, gdy musiałam żywić jedynie siebie.
Dean miał rację; wszystko szło zbyt gładko, by mogło dostarczać emocji. Spacerowałam wózkiem między regałami. Uśmiechałam się serdecznie i sięgałam po produkty z odległym terminem ważności. Zwykle brałam też coś dla siebie i chłopaków – na przykład gotowe kanapki. I może jeszcze coś na deser. Theo miał słabość do lodów miętowych z kawałkami czekolady. Dean najbardziej lubił karmelki. Draco jadł dosłownie wszystko. Można było odnieść wrażenie, że dawno wyrzekł się takich przyjemności i przystał na życie, w którym w ogóle nie ma miejsca na zachcianki. Skupiał się wyłącznie na rzeczach najpotrzebniejszych. Między innymi dlatego był tak skuteczny.
Od czadu do czasu, szczególnie w małych miastach, byłam zagadywana przez miejscowych. Znałam swoje kwestie tak dobrze, że pewnie mogłabym już oszukiwać nawet człowieka.
– Dzień dobry. Pani jest chyba nowa?
– Owszem.
– Co panią sprowadza do Byers?
Przed wejściem z auta zawsze sprawdzałam mapę, by wiedzieć, gdzie jestem.
– Mój partner dużo podróżuje. Jest fotografem.
– Ach tak! Artysta. No tak, mamy tu w okolicy mnóstwo pięknej przyrody.
Na początku sama podawałam się za Artystkę. Szybko jednak nauczyłam się, że warto dawać do zrozumienia, że jestem zajęta, szczególnie w rozmowie z młodymi mężczyznami. Oszczędzałam w ten sposób trochę czasu.
– Dziękuję bardzo za pomoc.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Zapraszamy ponownie.
CZYTASZ
„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione
Short StoryŚwiat został opanowany przez niewidzianego wroga. Nieprzyjaciele przyjęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich normalne życie. Jedną z ostatnich niezasiedlonych, wolnych istot ludzkich jest Hermiona. Wpada jednak w ręce wroga, a w jej ciele zost...