Rozdział 42

29 2 16
                                    

 Theodorowi ze zdziwienia opadła szczęka.

– Słucham?

– Wyjaśnię ci to za chwilę. To nieuczciwe, ale... proszę. Pocałuj mnie.

– Nie poczujesz się źle? Hermiona nie będzie zła?

– Theo! – ponagliłam. – Proszę cię!

Zdezorientowany objął mnie w pasie i przycisnął do siebie. Twarz miał tak zatroskaną, że bałam się, że nic z tego nie wyjdzie. Nie była mi w tej chwili potrzebna romantyczna atmosfera, ale być może jemu owszem.

Nachylił się ku mnie, instynktownie zamykając oczy. Przywarł do mnie na chwilę ustami, po czym cofnął twarz, by spojrzeć na mnie tym samym zatroskanym wzrokiem.

Nic.

– Nie, Theo. Pocałuj mnie. Naprawdę. Tak jakbyś chciał dostać w twarz. Rozumiesz?

– Nie. Co się dzieje? Najpierw mi powiedz.

Położyłam mu ręce na szyi. Czułam się dziwnie. Nie byłam pewna, jak się do tego zabrać. Uniosłam się na plecach i jednocześnie przyciągnęłam jego głowę, sięgając ust.

Gdzie indziej, wśród innego gatunku, nie poszłoby mi tak łatwo. Inny umysł nie uległby tak samo pragnieniom ciała. Inne gatunki miały lepiej uporządkowane priorytety. Lecz Theo był człowiekiem i nie mógł zareagować.

Przycisnęłam usta do jego ust, jeszcze mocniej przytrzymując go za kark, ponieważ w pierwszej chwili próbował się odsunąć. Przypominałam sobie rytm, w jakim poruszały się nasze usta za pierwszym razem, i próbowałam to powtórzyć. Kiedy je otworzył, ogarnęło mnie przyjemne uczucie triumfu. Złapałam zębami jego dolną wargę, a wtedy z gardła wyrwał mu się cichy, gwałtowny odgłos zaskoczenia.

Potem już nie musiałam nic robić. Theo jedną ręką przytrzymał mi twarz, a drugą położył na plecach, przyciskając mnie do siebie tak mocno, że zapierało mi dech. Oboje dyszeliśmy, nasze oddechy się mieszały. Poczułam, jak opiera mnie plecami o ścianę, żeby przywrzeć do mnie jeszcze mocniej. Byliśmy ze sobą scaleni od stóp do głów.

Tylko nas dwoje – tak blisko siebie, że stanowiliśmy jedność.

Tylko my.

Nikt więcej.

Sami.

Theo sam wyczuł, ze mam dość. Musiał się tego spodziewać. Miał jednak silniejszą wolę, niż przypuszczałam. Gdy tylko rozluźniłam ręce, odsunął się powoli, nie odrywając jednak twarzy. Stykaliśmy się koniuszkami nosów.

Opuściłam ramiona, a wtedy on odetchnął głęboko. Po chwili poluzował ręce i położył mi je lekko na ramionach.

– Wyjaśnij mi – powiedział.

– Nie ma jej – wyszeptałam, ciągle łapiąc oddech. – Nie mogę jej znaleźć. Nawet teraz.

– Hermiona?

– W ogóle jej nie słyszę! Powiedz, jak mam teraz wrócić do Jamesa? Pozna, że kłamię. Jak mam mu powiedzieć, że straciłam jego matkę? Theo, on jest chory! Nie mogę mu tego powiedzieć! Załamie się i nie wyzdrowieje. Nie...

Theo przycisnął mi palce do ust.

– Cii. Spokojnie. Zastanówmy się. Kiedy ostatnio ją słyszałaś?

– Po tym, jak zobaczyłam... to w szpitalu. Próbowała ich bronić... i wtedy na nią nawrzeszczałam... i... przegoniłam. I od tamtego czasu się nie odezwała. Nie mogę jej znaleźć!

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz