Prolog

280 11 22
                                    

Uzdrowiciel nazywał się Jake Cicha Toń.

Pomimo tego, że był duszą, był z natury dobry – współczujący, cierpliwy, uczciwy, szlachetny i pełen miłości. Niezwykle rzadko się niepokoił.

Bardzo rzadko się denerwował, ale ponieważ miał ludzkie ciało, zdenerwowania czasem po prostu nie dało się uniknąć.

Tak jak teraz, kiedy, słysząc dochodzę z drugiego końca sali podniecone szepty studentów, odruchowo zacisnął usta. Na zazwyczaj uśmiechniętej twarzy grymas ten wyglądał nieco dziwnie.

Widząc to niezawodolenie, jego pomocnik Jack, poklepał go po ramieniu.

– Po prostu są ciekawi – powiedział cicho.

– Zabieg wszczepienia duszy nie jest ani ciekawy, ani szczególnie trudny. W razie nagłej potrzeby mogłaby to zrobić na ulicy pierwsza lepsza dusza. Niczego nowego się dzisiaj nie nauczą – odparł Jake. Ostry ton pobrzmiewający w zazwyczaj kojącym głosie zaskoczył nawet jego samego.

– Nigdy nie widzieli dorosłego człowieka – tłumaczył Jack. 

Jake uniósł brew.

– Jak to, nie widzą siebie nawzajem? Nie mają w domach luster?

– Wiesz, o co mi chodzi – o dzikiego człowieka. Bez duszy. Rebelianta.

Jake spojrzał na leżące na stole operacyjnym twarzą do dołu nieprzytomne ciało dziewczyny. Przypomniał sobie, jak bardzo było sponiewierane, gdy Łowcy przywieźli je do szpitala. Ponownie wezbrało w nim współczucie. Ile ona musiała wyczerpieć...

Teraz, oczywiście, była już w bardzo dobrym stanie – całkiem uzdrowiona. Jake sam o to zadbał.

– Wygląda przecież tak samo jak my – powiedział pod nosem do Jacka. – Wszyscy mamy ludzie twarze. Gdy się zbudzi, będzie jedną z nas.

– Po prostu są podekscytowani, nic więcej.

– Dusza, którą dzisiaj wszczepiamy zasługuje na szacunek. Nie należy się tak wpatrywać w jej żywiciela. I tak aklimatyzacja będzie dla niej wystarcza i trudna. To nie w porządku, żeby musiała znosić jeszcze to – odparł Jake. Nie chodziło mu jednak o patrzenie się na żywiciela. W jego głosie znowu brzmiała ostra nuta.

Jack ponownie go poklepał.

– Nic złego się nie stanie. Łowca potrzebuje informacji i...

Na dźwięk słowa "Łowca" Jake posłał Jackowi spojrzenie pełne złości. Jack aż zamrugał z wrażenia.

– Wybacz. Nie chciałem cię przestraszyć – przeprosił go Jake. – Po prostu się o nią martwię.

Przeniósł wzrok na niewielką kapsułę umieszczoną na stojaku obok stołu. Lampka świeciła bladą czerwienią, co oznaczało, że cios w niej zahibernowano.

– Wybrano ją specjalnie do tego zadania – starał się go uspokoić Jack. – To wyjątkowa dusza, odważna jak mało kto. Wszystkie jej życia mówią same za siebie. Pewnie zgłosiłaby się na ochotnika, gdyby można ją było o to zapytać.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz