Rozdział 57

22 2 8
                                    

 Tym razem sędziów było niewielu, inaczej niż gdy ważyły się losy Deana. Theo przyprowadził jedynie Arthura, Doktora i Dracona. Nie trzeba mu było mówić, że James nie może się o niczym dowiedzieć.

Hermiona będzie musiała go ode mnie pożegnać. Nie potrafiłam się na to zdobyć sama, nie z Jamesem. Byłam tchórzem, ale nic mnie to nie obchodziło. Wiedziałam, że tego nie zrobię i już.

Tylko jedna niebieska lampa, tylko jeden blady krąg światła na kamiennej podłodze. Siedzieliśmy wszyscy na jego skraju – ja sama, pozostała czwórka naprzeciw mnie. Arthur przyniósł nawet strzelbę – jak gdyby była czymś w rodzaju sędziowskiego młotka i przydawała obradom należytej powagi.

Woń siarki przypomniała mi bolesne dni żałoby – z pewnym wspomnieniami nie będzie żal mi się rozstawać.

– Jak się czuje? – zapytałam niecierpliwie Doktora, gdy tylko usiedli, zanim jeszcze ktokolwiek zdążył się odezwać. Z mojego punktu widzenia ten sąd był stratą cennego czasu. Chodziły mi teraz po głowie ważniejsze rzeczy.

– Kto? – zapytał zmęczonym głosem.

Patrzyłam mu w twarz przez kilka sekund, po czym otworzyłam szeroko oczy.

– Sunny już nie ma? Tak szybko?

– Dean stwierdził, że to by było okrutne kazać jej dłużej cierpieć. Była... nieszczęśliwa.

– Szkoda, że nie zdążyłam się pożegnać – wymamrotałam do siebie. – I życzyć jej powodzenia. Co z Astorią?

– Na razie się nie obudziła.

– A jak ciało Uzdrowicielki?

– Pansy ją zabrała. Poszły chyba coś zjeść. Szukają dla niej jakiegoś tymczasowego imienia, żebyśmy nie musieli na nią mówić „ciało". – Uśmiechnął się krzywo.

– Dojdzie do siebie, jestem pewna – powiedziałam. Bardzo chciałam w to wierzyć. – I Astoria też. Wszystko się na pewno ułoży.

Nikt nie zaprzeczył. Wiedzieli, że kłamię sama dla siebie.

Doktor westchnął.

– Nie chcę zostawiać Astorii zbyt długo. Może mnie potrzebować.

– Racja – przytaknęłam. – Miejmy to za sobą. – Im szybciej tym lepiej. Ta dyskusja i tak nie miała żadnego znaczenia. Doktor przystał na moje warunki. A mimo to jakaś niemądra część mnie łudziła się... łudziła się, że istnieje idealne rozwiązanie, które pogodzi wszystkie racje i pozwoli mi zostać z Theodorem, Hermioną i Draconem, nie narażając jednocześnie nikogo na cierpienie. Lepiej od razu pozbyć się złudnych nadziei.

– Dobra – odezwał się Arthur. – Wando, jak ty to widzisz?

– Oddaję wam Hermionę. – Krótko, stanowczo, bez zbędnych słów, do których ktoś mógłby się przyczepić.

– Theodor?

– Wanda jest nam potrzebna.

Krótko, stanowczo. Poszedł w moje ślady.

Arthur kiwnął głową.

– Twardy orzech, Wando, dlaczego uważasz, że powinienem się z tobą zgodzić?

– Gdybyś to był ty, chciałbyś odzyskać ciało. Nie możesz tego odmówić Hermionie.

– Theo?

– Musimy brać pod uwagę nasze wspólne dobro. Wanda zapewniła nam zdrowie i bezpieczeństwo, o jakich wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć. Jest kluczem do przetrwania naszej wspólnoty – i całej ludzkości. Nie może tu rozstrzygać los jednej osoby.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz