Rozdział 37

32 1 23
                                    

 Wynikami meczów rządziła pewna prawidłowość. Kiedy Draco i Dean grali w jednej drużynie, wygrywali. Kiedy Draco był z Theodorem, również wygrywał. Miałam wrażenie, że jest nie do pokonania – dopóki nie zobaczyłam, jak Theodor i Dean grali razem.

Z początku wydawało się to trudne, przynajmniej dla Theodora, grać w tym samym zespole co Dean. Jednak po kilku minutach gonienia po ciemku za piłką wpasowali się w pewien schemat, istniejący na długo przed tym, jak przybyłam na Ziemię.

Dean zdawał się wiedzieć, co za chwilę zrobi Theodor, i odwrotnie. Rozumieli się bez słów. Byli nie do zatrzymania, nawet gdy Draco przeciągnął do swojej drużyny wszystkich najlepszych zawodników – Justyna, Neville'a, Teddy'ego, Colina, Victoire oraz panią Weasley na bram

– No dobra – odezwał się Arthur, wtykając sobie pod pachę piłkę, którą przed chwilą wyłapał jedną ręką po strzale Colina. – Chyba wiadomo, kto wygrał. Nie lubię być tym, który psuje zabawę, ale czeka nas dużo pracy... Poza tym nie wiem jak wy, ale ja się trochę zmachałem.

Parę osób protestowało bez większego animuszu, niektóre zarzekały się półgębkiem, ale większość się śmiała. Nikt jakoś bardzo się tym nie przejął. Widać było, że nie tylko Arthur się zziajał – kilka osób od razu usiadło na podłodze z głową między kolanami, żeby odetchnąć.

Ludzie zaczęli powoli wychodzić dwójkami, trójkami. Usunęłam się w przejściu, żeby zrobić im miejsce. Zapewne zmierzali do kuchni, musiała już minąć pora lunchu, choć w tej ciemnej grocie trudno było zgadnąć. Wśród wychodzącego tłumu majaczyły mi stojące w oddali postaci Deana i Theodora.

Kiedy Arthur zarządził koniec meczu, Dean chciał przybić „piątkę", ale Theodor przeszedł obok, nie zwracając na niego uwagi. Wtedy Dean złapał przyjaciela za ramię i obrócił. Theodor odepchnął jego dłoń. Napięłam mięśnie ze zdenerwowania. Zanosiło się na bójkę – i w pierwszej chwili tak to wyglądało. Dean próbował uderzyć Theodora w brzuch, lecz ten z łatwością zrobił unik i zrozumiałam, że nie był to prawdziwy cios. Dean roześmiał się i wyciągnął długie ramię, by potargać przyjacielowi włosy pięścią. Theodor odtrącił ją, ale tym razem prawie się uśmiechnął.

– Dobry mecz, przyjacielu – powiedział Dean. – Nie zapomniałeś, jak się gra.

– Jesteś debilem – odparł Theodor.

– Ty jesteś bystry, a ja przystojny. To chyba sprawiedliwe.

Dean wprowadził kolejny słaby cios. Tym razem Theodor złapał przyjaciela za nadgarstek, po czym założył mu chwyt. Teraz już się uśmiechał, a Dean jednocześnie śmiał się i przeklinał.

Wszystko to wydawało mi się bardzo gwałtowne i przyglądałam się temu w napięciu, marszcząc brwi. Zarazem jednak przywiodło mi to na myśl wspomnienie Hermiony: widok trzech szczeniaków turlających się na trawie, ujadających zaciekle i szczerzących kły, jak gdyby chciały się pozagryzać.

Tak, wygłupiają się, potwierdziła Hermiona. Więź przyjacielska jest bardzo silna.

I dobrze. Tak powinno być. Jeżeli Dean naprawdę nas nie zabije, to dobrze się stało.

Jeżeli, powtórzyła ponuro Hermiona.

– Głodna?

Podniosłam wzrok i serce zamarło mi na moment. Poczułam lekkie ukłucie w piersi. Wyglądało na to, że Draco wciąż nie zmienił zdania.

Potrząsnęłam głową. Dało mi to chwilę, której potrzebowałam, by się przemóc.

– Nie wiem czemu, ale jestem tylko zmęczona, choć siedziałam tu cały czas i nic nie robiłam.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz