Rozdział 32

23 1 2
                                    

 W jaskiniach było cicho, słońce jeszcze nie wstało. Lusterka nad głównym placem szarzały dopiero brzaskiem świtającego dnia.

Moje jedyne ubrania zostały u Jamesa i Dracona. Zakradłam się do ich pokoju. Nie bałam się, ponieważ wiedziałam, że Draco jest w szpitalu.

James spał twardo, zwinięty w kulkę w górnym rogu materaca. Zwykle nie spał tak przykurczony, ale tym razem miał powód. Resztę łóżka zajmował Teodor, wystając rękoma i stopami poza wszystkie cztery brzegi.

Nie wiedzieć czemu, strasznie mnie to rozbawiło. Musiałam zagryźć pięść, żeby zdusić śmiech. Zabrałam prędko moją starą brudną koszulkę oraz szorty i wymknęłam się na korytarz, wciąż powstrzymując się od chichotu.

Masz głupawkę, skomentowała Hermiona. Potrzebujesz mu.

Później. Jak już... Urwałam w pół zdania, otrzeźwiona ponurą myślą. Znów nastała zupełna cisza.

Ruszyłam do łaźni, ani na chwilę nie zwalniając kroku. Ufałam Doktorowi, ale... Co, jeśli zmieni zdanie? Draco mógł go przekonać. Nie miałam całego dnia.

Kiedy dotarłam do skrzyżowania korytarzy, wydało mi się, że coś usłyszałam. Obejrzałam się, ale nikogo nie było. Ludzie budzili się dopiero ze snu. Zbliżała się pora śniadania i kolejny dzień pracy. Trzeba było przekopać wschodnie pole, o ile sprzątnięto je z suchych łodyg. Może znajdę trochę czasu, żeby pomóc... później...

Podążałam znajomą trasą do pieczary z rzekami, ale myślami byłam w tysiącu innych miejsc. Nie mogłam się na niczym skupić. Za każdym razem, gdy próbowałam skoncentrować umysł na rzeczy lub osobie – na Horacym, Draconie, śniadaniu, pracy, kąpieli – świtała mi w głowie jakaś nowa myśl. Hermiona miała rację, potrzebowałam snu. Sama też była jakoś rozkojarzona. Jej myśli krążyły wokół Dracona, ale były równie chaotycznie jak moje.

Zdążyłam się przyzwyczaić do łaźni. Panujący tu mrok już dawno przestał mi przeszkadzać. W jaskiniach było mnóstwo takich miejsc. Spędziłam po ciemku połowę dnia. Poza tym myłam się w basenie już wiele razy i nigdy nic w nim na mnie nie czyhało.

Tym razem nie miałam czasu się moczyć. Nadchodził czas pobudki, a niektórzy lubili zacząć dzień od kąpieli. Zabrałam się do pracy, najpierw umyłam siebie, potem chwyciłam za ubrania. Szorowałam je zawzięcie, żałując, że nie mogę wyprać pamięci, tak by zniknęły z niej wspomnienia ostatnich dwóch nocy.

Kiedy skończyłam, szczypały mnie dłonie. Najbardziej piekła mnie popękana skóra na kłykciach. Opłukałam ręce w wodzie, lecz nie przyniosło to żadnej ulgi. Westchnęłam i wyszłam z basenu, żeby się ubrać.

Suche ubranie czekało na mnie na kamieniach w kącie. Idąc po nie, kopnęłam niechcący kamyk, na tyle mocno, by skaleczyć się w bosą stopę. Kamyk potoczył się hałaśliwie po ziemi, odbił od ściany i wylądował z pluskiem w wodzie, i choć dźwięk prawie zginął wśród bulgotu rzeki, podskoczyłam przestraszona.

Akurat zakładałam z powrotem obdarte tenisówki, gdy mój czas na kąpiel dobiegł końca.

– Puk, puk – odezwał się w ciemnościach znajomy głos.

– Dzień dobry, Teo – odpowiedziałam. – Właśnie skończyłam. Dobrze spałeś?

– Teodor śpi – odparł głos Teodora. – Ale pewnie niedługo się obudzi, więc musimy się pospieszyć.

Poczułam, jak lodowacieją mi stawy. Nie mogłam się ruszyć z miejsca. Zaparło mi dech.

Zwróciłam kiedyś na to uwagę, a potem, gdy Dean zniknął na kilka tygodni, całkiem o tym zapomniałam. Dean mówił normalnym tonem, co się działo rzadko.

„Uczucia w tych czasach to nasza słabość" || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz